HELENA Ale! Żebyś tylko słyszała... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


MAŃKA Poczciwa jesteś, że mnie chcesz pocieszyć, ale wiesz dobrze, że to zupełnie co in-
nego. Gdy ojciec uniesie siÄ™ i zburczy ciÄ™, jak powiadasz, to w tym odzywa siÄ™ serce; do
mnie jeżeli kto przemawiał, to z obelgą… a mnie się zdaje, że życie bym dała za odrobinę
serca.
HELENA No, no, skończyły się twoje nieszczęścia, kiedy tacio cię zabiera.
MAŃKA Służyć mu będę na klęczkach!
HELENA (śmiejąc się) A tobyś się wybrała!… Zobaczysz, jak ci będzie dobrze… tylko żeś to
ty przyzwyczajona do parady, a u nas…
102
MAŃKA (z wyrzutem) Helenko, to boli…
HELENA No, no, już nic nie mówię… Tylko tacię bliżej poznasz, to się przekonasz… a jak
się uspokoisz, (ciszej) to może go sprowadziemy jakim sposobem i będziesz go miała.
MAŃKA Kogo, Seweryna? Żartujesz chyba.
HELENA Więc nie kochasz go już? (nieco głośniej) Bardzo dobrze robisz.
MAŃKA Alboż ja wiem sama, co teraz czuję dla niego.
ANTONI (zapaliwszy cygaretkę, z uśmiechem) Czy wolno wiedzieć, co panna Helena tak
stanowczo aprobuje? (wstaje)
HELENA (żywo) Siedź pan tam sobie, nie wtrącaj się do nas…
ANTONI Oh, sekreta!… (siada na powrót, spoglądając na nie)
HELENA Mów no, mów, bo ja ciekawa jestem…
MAŃKA (po chwili) Powiedz mi, kochasz ty go? (wskazuje oczyma Antoniego)
HELENA (cicho) Ale jak! Tylko nie chcę zanadto tego okazywać… trzymam go krótko…
Moja droga, nie patrz na niego, bo się domyśli, że o nim mówimy.
MAŃKA I szczęśliwa jesteś, gdy go masz przy sobie?
HELENA Spodziewam siÄ™.
MAŃKA Widzisz, ze mną i z Sewerynem było tak samo, szukałam sposobności, żeby go wi-
dzieć, to było największą dla mnie rozkoszą, a dla jej pozyskania stawałem się obłudną,
fałszywą… a teraz… ja truchleję na myśl znalezienia się z nim sam na sam. Boję go się jak
trupa, bo też dla mnie on już jest tylko trupem. Ta obawa to koniec miłości.
HELENA Patrzcie państwo, ja tego samego doświadczałam, ale z początku. Obawiałam się
zostać z nim, gdy nie było nikogo… sama nie wiem dlaczego, jakiś strach mnie przejmo-
wał. Teraz go się nie boję… oho! (patrzy na niego)
MAŃKA Szczęśliwaś, on już twój.
HELENA Mój, mój… ach, jak to miło powiedzieć: mój! (tuli się do niej)
MAŃKA Ale gdybyście się przestali kochać!
HELENA Ach, nie mówże tego, zimno mi się robi.
MAŃKA Wtenczas unikałabyś go, nieprawdaż?
HELENA (zamyśliwszy się) Zdaje mi się… (po chwili) niezawodnie… (po chwili) Patrzajże,
jak to jest dziwnie na świecie… początek i koniec wszystkiego widać podobne do siebie…
103
(po chwili, z naiwnym zastanowieniem) Jak sobie pomyśleć, że wszystko skończyć się
musi… że nie ma nic pewnego… och, Boże!…
(obie siedzą w zamyśleniu)
SCENA IV
POPRZEDZAJÄ„CY; PAN DAMAZY, TYKALSKA, za nimi REJENT, wchodzÄ… z prawej
strony.
DAMAZY Dajże mi pani święty spokój, panie mości dzieju.
TYKALSKA Ale nie puszczę, jakem poczciwa… co by na to siostrunia powiedziała… macie
państwo kilka mil przed sobą, a po drodze nigdzie nic nie dostanie… kazałam upiec na-
prędce kurcząt.
DAMAZY Żebyś mi pani płaciła, nie przełknąłbym, jak Pana Boga kocham.
TYKALSKA Tak się panu zdaje… a zresztą panienki głodne.
HELENA (prędko, wstając) Ale gdzież tam… ja nie…
MAŃKA (wstając) Ani ja.
DAMAZY No, więc dalej, zabierać się, panie mości dzieju, i w drogę!
TYKALSKA Nic nie pomoże, tego przecie państwo siostruni nie zrobicie.
DAMAZY Siostruni, siostruni! Siostrunia patrzy na mnie, jakbym jej ojca zjadł!
TYKALSKA Co też to pan mówisz!
REJENT Nie skończyliśmy… e… e… e… konferencji… gdyż szanowny pan nie chciałeś
mnie zrozumieć… a raczej nie zwracałeś uwagi na e… e… e…
DAMAZY To wszystko, co pan mówiłeś, to… ot, wycisnąć tak, to się zostanie, panie mości
dzieju… tyle o… (pokazuje figę)
REJENT Ale za pozwoleniem. (na stronie, do Tykalskiej) Nie puszczaj go pani, bo w tym jest
nasz interes.
TYKALSKA Ale ani myślę… w tej chwili będzie gotowe. (cicho do Damazego) Ja także
chciałam jeszcze z panem pomówić.
(Damazy siada na kanapie i stuka laską z niecierpliwością)
REJENT Nie dałeś mi szanowny pan dojść do ostatecznej konkluzji, e… e… e… którą, je-
stem pewny, że zaaprobujesz.
104

Tematy