Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Jak gdyby wiedziała z góry, że dom
Dominika nie nadaje się na tę okazję.

Jakim cudem mogła choćby zgadnąć, co mu chodzi po głowie,
zastanawiał się, gdy zauważył błysk rozbawienia w jej oku.

Ustalili repertuar i przed zakończeniem połączenia zebrał ich dane.
Wszystkie elementy układanki znalazły się na swoim miejscu i można
było ustalić datę. Sięgnął po telefon.

– Summer?

– Tak.

– Mówi Dominik. Zagrasz znów dla mnie w przyszłym tygodniu –
poinformował ją i podał czas i miejsce. Wspomniał również, jaką
muzykę wykona dla niego i że będzie jedną z czworga muzyków,
czwartym członkiem kwartetu. I że na próbę mają dwie godziny przed
tym prywatnym koncerem.

– Dwie godziny to niedługo – zauważyła.

– Wiem, ale to utwór, który pozostała trójka dobrze zna, więc
będzie łatwiej.

– W porządku – zgodziła się Summer. A potem dodała: – Bailly
bosko zabrzmi w podziemiach.

– Nie wątpię – zgodził się Dominik. – A ty…

– A ja…?

– Będziesz grała nago.

5
Dziewczyna i jej wspomnienia


Dominik zapytał mnie o mój pierwszy raz.

Dziwne, pomyślałam później, że zgodziłam się mu o tym
opowiedzieć, ale granie Czterech pór roku przeniosło mnie w krainę
marzeń – zawsze tak było.

Na to zwaliłam winę.

A oto, co mu powiedziałam.

– Pierwsze doświadczenia seksualne miałam sama ze sobą.
Masturbowałam się. Zaczęłam, kiedy byłam bardzo młoda. Wcześniej
niż moje koleżanki, chyba, choć nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam.
Zawsze czułam się trochę zawstydzona. Właściwie nie bardzo
wiedziałam, co robię. I nigdy nie szczytowałam, w każdym razie przez kilka pierwszych lat. Może zauważyłeś, kiedy grałam, że jest taki
moment w muzyce, w którym wchodzę w pewien trans. Jestem wtedy
we własnym świecie, ale kiedy przestaję grać, wszystko nagle do mnie wraca. Rozumiesz, gra na skrzypcach zawsze tak na mnie działa. To
ulga, rozkosz, ale też coś, co wyostrza zmysły. – Zerknęłam na
Dominika, żeby zobaczyć jego reakcję.

Opuścił oparcie fotela i leżał spokojnie. Zrobiłam to samo,
wdychając zapach jego samochodu, czysty i świeży, moim zdaniem
typowy dla bmw. Wnętrze nieskazitelne, pozbawione osobowości;
żadnych śladów zjedzonej przed chwilą przekąski, żadnej kabury z
bronią czy podejrzanej paczki, tylko odłożona na deskę rozdzielczą
książka, którą wcześniej czytał. Autora, o którym nigdy nie słyszałam.

Dominik nie patrzył na mnie, po prostu wpatrywał się gdzieś w dal
przez przednią szybę. Wyglądał na człowieka całkowicie
zrelaksowanego, niemal jakby medytował. Mimo dziwnej sytuacji jego
reakcja, a raczej jej brak, uspokoiła mnie. Wyjawiałam tajemnice,
których nigdy dotąd z nikim nie dzieliłam, ale on do tego stopnia stopił
się z samochodem, że czułam się tak, jakbym mówiła do siebie.

– Czasami grywałam nago – ciągnęłam – przy otwartym oknie,
rozkoszując się chłodnym powietrzem na moim ciele. Zostawiałam
włączone światło i rozsunięte zasłony i wyobrażałam sobie, że sąsiedzi
widzą, jak nago gram na skrzypcach. Jeśli rzeczywiście mnie widzieli, nigdy o tym nie wspominali. To trwało dość długo. W szkole średniej tyle czasu spędzałam samotnie, że matka zaczęła się o mnie martwić.
Bała się, że jestem niezrównoważona, że wpadłam w obsesję. Chciała, żebym zapisała się na jakieś zajęcia sportowe albo do kółka teatralnego.
Chciała, żebym robiła coś „normalnego”. Kłóciłyśmy się o to i w końcu wygrała, choć pozwoliła, żebym sama wybrała sobie dyscyplinę sportu.

Wybrałam pływanie, głównie po to, żeby ją wkurzyć. Wiedziałam,
że wolała, abym zdecydowała się na grę zespołową, jak siatkówka czy hokej, ale w tej rundzie zwyciężyłam, argumentując, że dzięki pływaniu wzmocnię ramiona i będę lepiej grała na skrzypcach.

W tym momencie przez twarz Dominika przemknął cień
uśmiechu. Milczał jednak i cierpliwie czekał na ciąg dalszy.

– Pływanie, jak się okazało, działało na mnie tak samo jak gra na
skrzypach. Lubiłam wodę i to, że czas jakby przestawał istnieć, kiedy pokonywałam kolejne długości. Nigdy nie byłam zbyt szybka, ale
mogłam pływać bez końca. Potrafiłam pływać tak długo, z taką
łatwością, że trener musiał mnie wywoływać z wody i mówić, że trening dobiegł końca i mogę iść do domu.

To był przystojny facet; we wczesnej młodości sam uprawiał sport
wyczynowy. Rzucił to, kiedy przestał wygrywać, i został trenerem, ale ciągle miał ciało pływaka. Nosił cały ten zestaw ratownika: krótkie spodenki, podkoszulek i gwizdek, którym się popisywał. Zwykle nie
zwracałam na niego uwagi. Uważałam, że ma o sobie trochę za duże
mniemanie, co w jakiś sposób do niego nie pasowało. Jakby chwalił się swoim autorytetem. Podobał się wszystkim innym dziewczynom. Nie
wiem, ile miał lat. Więcej niż ja. To był właśnie on. Trener pływacki.