Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Czy nie ma jeszcze Celiny? - usłyszałem jak zawsze trochę zachrypnięty głos Tomasza. Ciągle nie mogłem się jeszcze zdobyć na zwracanie się do niego po imieniu mimo licznych przyzwoleń i niemal nakazów, używałem więc form wymijających. - Wyszła ode mnie przeszło godzinę temu, miała być u was na obiedzie. Zapomniałem zupełnie porozmawiać z nią o dość ważnej sprawie. Ależ, to w końcu nic tak pilnego - odpowiedział na moje uprzejme wyjaśnienia, że przykro mi, lecz niestety matki jeszcze nie ma. - Świetnie w każdym razie, że ty jesteś. Czy odniosłeś już - wymienił imię redaktora miesięcznika - tę recenzję?
Powiedziałem, że jeszcze nie, ale już piszę ostatnie zdania.
- Rozumiem. - Zawahał się chwilę. - Jeżeli znalazłbyś chwilę czasu, może zajrzysz do mnie na moment. Miałbym dla ciebie pewną dość atrakcyjną propozycję... Dobrze, czekam.
Wychodząc z domu minąłem się z idącą właśnie do pokoju ojca Dzidką. Była tylko w rozchylonym na piersiach szlafroku, wymieniliśmy uważne spojrzenia.
Tomasz przywitał mnie dość powściągliwie, chwilę nawet jakby zawahał się, zanim wskazał mi miejsce, i usiedliśmy w głębokich skórzanych fotelach na tle ciężkiej biblioteki. Nad zarzuconym maszynopisami biurkiem wisiał pejzaż Fałata. Tomasz trochę nerwowo zgarnął z biurka parę luźnych kartek, postawił butelkę koniaku i dwa kieliszki.
- Dawno nie rozmawialiśmy, odniosłem wrażenie, że nie masz specjalnej ochoty na rozmową ze mną. - Ubrany był w elegancki flanelowy garnitur. Gęste siwe włosy sczesane na bok.
Zaprotestowałem tłumacząc, że było mi niezręcznie, bo nie skończyłem recenzji, ale że oczywiście absolutnie go nie unikam. Przerwał mi niecierpliwym ruchem ręki.
- Oczywiście, byłoby nonsensem, gdybyś mnie unikał. Chodzi mi o taką rzecz. - Wysunął naprzód mocno zarysowaną szczękę, patrzył trochę nade mną, kiedy zapalał papierosa, wyczułem w nim pewne napięcie. - Zamówiono u mnie pewien scenariusz, dotyczący spraw współczesnej młodzieży. Pewne realia wymykają się już mojej obserwacji. - Podniósł się, podszedł do biblioteki i starannie wyrównywał książki. - Po prostu pewnych spraw już nie czuję. - Odwrócił się, spojrzał na mnie nieuważnie i nagle szybko wracając na fotel, napełnił kieliszki. - Chyba już rozumiesz - ciągnął dalej, kiedyśmy wypili. - No, to chyba jasne - wzruszył ramionami na mój trochę niepewny gest - to chyba jasne. Masz dwadzieścia sześć lat, własne problemy, znasz problemy innych w twoim wieku. Reasumując: mógłbyś mi pomóc rewanżując się choćby za te recenzje. - Znów przekręcił się w fotelu, patrząc teraz w stronę okna. - Oczywiście, zależnie od tego udziału - mówił jednostajnie - otrzymałbyś pewną część honorarium, może nawet uznałbym cię za współautora.
- Czy to pomysł mojej matki?
Tomasz odwrócił się, spojrzał na mnie ostro, ze złością, potem nagle uśmiechnął się i napełnił kieliszki.
- Znów nonsens. Wypijmy i przejdźmy do rzeczy. Musiałeś obracać się w różnych środowiskach, z pewnością masz mnóstwo obserwacji. Słyszałem, że w czasie studiów ćwiczyłeś boks i że zdarzyło ci się wykorzystywać to na ulicy.
Odpowiedziałem, że jest w tym dużo przesady, ale on zmów niecierpliwie machnął ręką.
- Pisać będę oczywiście ja, chociaż - zatrzymał się - ty też możesz spróbować pewne fragmenty, na przykład parę dialogów. Oczywiście cała sprawa pozostanie na razie w tajemnicy, także przed twoją matką. To będą nasze męskie sprawy. Wyglądasz na zaskoczonego? - uśmiechnął się. - Więc co, zgoda?
Powiedziałem, że nie wiem, czy będę mógł, to znaczy, czy będę umiał mu pomóc, ale zrobię wszystko... I potem, ciągle jeszcze niepewny, oszołomiony tym wszystkim, dodałem coś o wdzięczności.
Wtedy wzruszył ramionami. - Nic takiego - powiedział - nic takiego. - Podniósł się, przeszedł po pokoju, odwrócony tyłem przerzucał jakąś książkę. I kiedy zastanawiałem się, szukając słów, które powinienem wypowiedzieć, znów wrócił na fotel, podniósł kieliszek, szybko wypił i potem gwałtownym ruchem, podejmując decyzję, położył mi dłoń na ramieniu. - Lubię cię, słyszałem, że jesteś niezły huncwot. - I w momencie gdy zaczynałem już rozumieć, ostrożnie przeniósł rękę na moje udo, twarz jego straciła całą ostrość, kiedy z wielkim napięciem, prawie żałośnie, błagalnie patrząc mi w oczy, wolno przesunął dłoń ku górze.
Odsunąłem się lekko z fotelem. Nie czułem już zdumienia, tylko wielkie wzbierające rozczarowanie. Cała tą propozycja stała się zupełnie nierealna, a jeszcze przed chwilą widziałem zachwycone twarze Ewy i mojej matki. Potem zacząłem myśleć o matce i niespodziewanie dla siebie, nagle omal się nie roześmiałem. Ale zacisnąłem mocno wargi i opanowałem się. Tomasz, obserwując mnie z napięciem, znów przysunął fotel.
- Przepraszam cię - powiedział cicho. - Bardzo przepraszam. Musimy Jeszcze porozmawiać, musimy się nad tym wszystkim razem zastanowić.
Nagły dzwonek telefonu podniósł go na nogi. Niechętnie wstał i przeszedł do sąsiedniego pokoju. - Koniecznie teraz? - dobiegał mnie jego zdenerwowany głos. - Załatwimy to jutro.