Powiedziałem, że Tanya to moja przyjaciółka, że może robić, co chce, i że nie życzę sobie donosów. Nie była zadowolona, ale mam to w dupie. Pracuje w domu dopiero pięć lat, a już mnie irytuje.
– Ale martwisz się nawykami Tanyi.
– Tanya opowiadała mi o swojej nerwicy natręctw, o tym, jak ją pan wyleczył.
Milczałem.
– A więc to też było wyparcie – powiedział. – Czy to wyleczalne?
– Ludzie mają różne skłonności – wyjaśniłem. – Stres je wydobywa. Nawyków można się oduczyć.
– A więc oczekuję od Tanyi w tej chwili zbyt wiele, a to ostatnia rzecz, jakiej chciałem.
– Ja słyszę troskę, nie oczekiwania.
– Nie martwię się kilkoma zachowaniami, doktorze Delaware. Niepokoi mnie pierwotna przyczyna. W jakim ona musi być stresie, skoro nie może o tym mówić. Jak mogę jej pomóc?
– Dałeś jej swoją przyjaźń i schronienie.
– To najwyraźniej nie wystarcza.
– Bo nie jest bez przerwy szczęśliwa?
Zacisnął zęby. Zamknął oczy i pomasował powieki.
– Myślę o swoich zmartwieniach, zamiast o niej. Jezu, dlaczego nie mogę się skupić na tym, na czym trzeba?
– Robisz bardzo dobrą robotę, Kyle.
Machnął ręką.
– Czy powinienem o czymś z nią porozmawiać? Czy to by pomogło?
– W tej chwili nie.
– Dlaczego nie?
– Żarówkowa mądrość.
Wytrzeszczył na mnie oczy.
– A więc co, mam jej pozwolić chodzić w kółko i nie spać, i udawać, że wszystko jest w porządku? – Stuknął pięścią w skroń. – Niech mnie pan posłucha. „Pozwolić jej”. Jakbym był jej rodzicem, skąd to się wzięło, do cholery?
– Z głębokiego uczucia.
Otworzył usta. Pochylił się gwałtownie, szarpnięciem rozwiązał but, zawiązał go z powrotem.
– Głębokie uczucie... tu pan trafił. Kocham ją jak diabli.
– Wiem.
Minęło kilka chwil. Kiedy znów się odezwał, głos miał cichy i niewyraźny.
– Czy jest jakaś szansa, że to wzajemne?
– Przyjęła twoją gościnę.
– Ale to mogła być desperacja, o cholera, znów się zaczyna, ego, ego, ego... a więc mówi pan, że mam nic nie robić?
– Mówię, żebyś dał jej prowadzić, był przy niej i słuchał.
– A to chodzenie, nawyki, to przejściowe, bo sytuacja jest do kitu?
Nie odpowiedziałem.
– Jasne, jasne – rzucił. Podrapał się w brodę. – Następny temat: jakieś postępy w kwestiach śledczych?
– Nic wstrząsającego, ale zajmują się tym odpowiedni ludzie. – Pete zabił własnego ojca – powiedział. – To więcej niż okropne... dobra, idę już, dziękuję, że znalazł pan czas. – Kiedy wychodził, pochylił się i pogłaskał Blanche. – Przepraszam, że cię ignorowałem. Jesteś rzeczywiście taka słodka, jak mówiła moja dziewczyna.
Położyłem mu dłoń na ramieniu. Poczułem drgnięcie.
– Naprawdę dobrze sobie radzisz, Kyle.
– Tak, tak, dzięki za pomoc, do widzenia.
O drugiej przyjechał Milo i usiedliśmy w kuchni, jedząc wystygłe meksykańskie potrawy.
– Żadne inne nieruchomości nie są zarejestrowane na Marię Baker ani Mary Whitbread w sześciu sąsiednich okręgach. Jeśli używa trzeciego nazwiska, będzie ciężko. Petra w końcu dostała jej billingi. Whitbread dzwoni głównie do sklepów w Beverly Hills i Brentwood. Wyjątkiem jest komórka, która odzywa się trzy albo cztery razy dziennie. Niestety, też jest zarejestrowana na nią.
– Kupiła telefon synkowi.
– Albo on kazał jej to zrobić dla kamuflażu. Kiedy go już znajdziemy, może uda nam się zamknąć najdroższą mamusię jako wspólniczkę. Gdy byłem w nieruchomościach, widziałem parę interesujących map satelitarnych, mają jakiś nowy kontrakt z GPS, wpisujesz adres działki i dostajesz ładne, ostre zdjęcie. Moja obywatelska połowa mówi, że Orwell miał rację. Druga połowa, policyjna, przekonuje, że to fantastyczne, że możemy znaleźć jakieś zdjęcia nieruchomości Mary i zobaczyć, czy są ślady pochówku.
– Pochówek miał miejsce dziesięć lat temu.
– Rany, dzięki, teraz znów jestem zdołowany – powiedział Milo. – Myślałeś kiedyś o pracy w skarbówce?
– Oto wiadomość, która może poprawi ci nastrój: Patty na pewno wiedziała o dziewczynach, workach i samochodzie.
Powtórzyłem mu wszystko, czego się dowiedziałem od Herberta Starka.
– A to mi poprawi nastrój, bo...?
– Wyjaśnia sytuację. Kiedy Bandini próbował się włamać do Patty, wiedziała, kim był, i przygotowała się.
– Uzbrojona mamuśka – rzekł. – Nie ma czasu na pogaduszki, kiedy kilka metrów dalej śpi Tanya. Zaplanowała, jak opanować sytuację, udało się jej wpakować mu złoty strzał.
– Nakłucie nie było na potylicy ani w żadnym innym dziwnym miejscu – wyjaśniłem. – W zgięciu łokcia, tam, gdzie można się było go spodziewać. Do czegoś takiego musiał być całkowicie obezwładniony.