Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Traktuje ją jak... Powiedział, powiedział do mnie: "Co ona zrobiła, że tak wygląda?" Co ona zrobiła...!
Ged pogłaskał ją po włosach, jak czynił to często. Lekka, powolna, powtarzająca się pieszczota usypiała ich oboje miłosną przyjemnością.
- Mógłbym znowu wyruszyć pasać kozy - rzekł wreszcie. - To by ci tu wszystko ułatwiło. Oprócz pracy...
- Wolałabym iść z tobą.
Pogłaskał ją po włosach i zdawał się rozważać jej słowa.
- Chyba moglibyśmy - powiedział. - Tam, na górze, nad Lissu, było parę rodzin wypasających owce. Ale później nadchodzi zima...
- Może zatrudniłby nas jakiś rolnik. Znam się na pracy... i owcach... a ty znasz się na kozach... i szybko uczysz się wszystkiego.
- Zdatny do wideł - mruknął. Odpowiedział mu jej przerywany śmiech.
Następnego ranka Spark wstał wcześnie, aby zjeść z nimi śniadanie, ponieważ wybierał się na ryby ze starym Tiffem. Wstał od stołu, mówiąc z większym poczuciem przyzwoitości niż zwykle:
- Przyniosę mnóstwo ryb na kolację.
Minionej nocy Tenar podjęła decyzję. Powiedziała:
- Czekaj. Możesz sprzątnąć ze stołu, Spark. Włóż naczynia do zlewu i polej je wodą. Zmyje sieje razem z naczyniami po kolacji. Gapił się przez moment, po czym rzekł zakładając czapkę:
- To babska robota.
- To robota każdego, kto je w tej kuchni.
- Nie moja - odparł stanowczo i wyszedł. Podążyła za nim. Stanęła na progu.
- Sokoła, a nie twoja? - zapytała.
Kiwnął tylko głową, przechodząc przez podwórze.
- Za późno - westchnęła, zawracając do kuchni. - Nie udało mi się. - Czuła zmarszczki na swej twarzy, ściągające skórę wokół ust, pomiędzy oczyma. - Można podlewać kamień - rzekła - lecz on nie urośnie.
- Trzeba zaczynać, kiedy są młodzi i niedojrzali - odparł Ged. -Jak ja.
Tym razem nie mogła się zaśmiać. Wracając do domu po całodziennej pracy, ujrzeli człowieka rozmawiającego ze Sparkiem przy bramie frontowej.
- To ten typek z Re Albi, prawda? - zapytał Ged, cieszący się doskonałym wzrokiem.
- Chodź, Therru - ponagliła Tenar, gdy dziecko stanęło w miejscu. - Jaki typek? - Była raczej krótkowidzem, więc spojrzała na podwórze mrużąc oczy. - Ach, to ten, jak mu tam, sprzedawca owiec, Townsend. Po co tu wrócił, padlinożerny kruk!
Przez cały dzień była w wojowniczym nastroju, więc Ged i Therru roztropnie zachowywali teraz milczenie.
Zbliżyła się do mężczyzn stojących przy bramie.
- Czy przyszedłeś w sprawie jagniąt, Townsend? Spóźniłeś się o rok, ale kilka tegorocznych jest jeszcze w owczarni.
- Tak też powiedział mi gospodarz - rzekł Townsend.
- Doprawdy? - burknęła Tenar.
Pod wpływem jej tonu, twarz Sparka pociemniała jeszcze bardziej.
- W takim razie, nie będę przeszkadzać tobie i gospodarzowi - stwierdziła i właśnie zbierała się do odejścia, kiedy Townsend powiedział:
- Mam dla ciebie wiadomość, Goha.
- Do trzech razy sztuka.
- Stara czarownica, wiesz, stara Moss, jest w złej formie. Powiedziała, jako że szedłem do Doliny Środkowej, powiedziała: "Powiedz pani Gosze, że chciałabym ją zobaczyć, zanim umrę, jeśli jest szansa, że przyjdzie".
"Kruk, padlinożerny kruk" - pomyślała Tenar, spoglądając z nienawiścią na zwiastuna złych wieści.
- Jest chora?
- Śmiertelnie chora - odrzekł Townsend z głupim uśmiechem, który mógł wyrażać współczucie. - Zachorowała zimą i szybko traci siły, więc kazała ci powiedzieć, że bardzo chce cię zobaczyć, zanim umrze.
- Dziękuję ci za przyniesienie wiadomości - rzekła powściągliwie Tenar i odwróciła się, aby pójść do domu. Townsend poszedł ze Sparkiem do owczarni.
Kiedy przygotowywali obiad, Tenar powiedziała do Geda i Therru: - Muszę iść.
- Oczywiście - zgodził się Ged. - Cała nasza trójka, jeśli zechcesz.
- Naprawdę? - Po raz pierwszy tego dnia jej twarz pojaśniała, chmura burzowa rozwiała się. - Och - westchnęła - to... to dobrze... nie chciałam prosić, myślałam, że może... Therru, czy miałabyś ochotę wrócić do małego domku, domu Ogiona, na jakiś czas?
Therru stanęła nieruchomo, zastanawiając się.
- Mogłabym zobaczyć moje drzewko brzoskwiniowe - powiedziała.
- Tak. I Heather, i Sippy, i Moss - biedna Moss! Och, tęskniłam, pragnęłam wrócić tam, na górę, ale nie wydawało mi się to słuszne. Trzeba było prowadzić farmę... i w ogóle...
Zdawało się jej, że istniała jakaś inna przyczyna, z powodu, której nie wróciła, nie pozwoliła sobie na myślenie o powrocie, aż do teraz nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że pragnęła powrotu; lecz jakikolwiek był to powód, wymykał się jak cień, zapomniane słowo.
- Ciekawa jestem, czy ktokolwiek opiekuje się Moss, czy ktokolwiek posłał po znachora. Jest jedyną znachorką na Overfell, lecz z pewnością na dole, w Porcie Gont są tacy ludzie, którzy mogliby jej pomóc. Ach, biedna Moss! Chcę iść... Jest zbyt późno, ale jutro, jutro wczesnym rankiem. A gospodarz sam może sobie zrobić śniadanie!
- Nauczy się - powiedział Ged.
- Nie, nie nauczy. Znajdzie jakąś idiotkę, która będzie to robić za niego. Ach! - Rozejrzała się po kuchni z bystrą i srogą miną. - Z przykrością zostawiam jej dwadzieścia lat, w ciągu, których szorowałam ten stół. Mam nadzieję, że to doceni.
Spark przyprowadził Townsenda na obiad, lecz sprzedawca nie chciał zostać na noc, choć oczywiście zaproponowano mu nocleg ze zwykłą gościnnością. Byłoby to jedno z ich łóżek i Tenar nie podobał się ten pomysł. Z przyjemnością obserwowała, jak odchodzi do swoich gospodarzy w wiosce, w błękitnym półmroku wiosennego wieczoru.
- Jutro z samego rana wyruszymy do Re Albi, synu - zwróciła się do Sparka. - Sokół, Therru i ja. Wyglądał na trochę przestraszonego.
- Ot, tak sobie, wyruszycie?