Odpowiedź musiała być twierdząca, ponieważ grawitant skinął do Tardmy.
Tangeli? A kogóż to botanik miał mieć? Portegina? Aulię? Dimenona? Margit? Gdy tylko złamany nadgarstek zdrętwiał wreszcie, umysł Kaia wyostrzył się, jego zmysły rozjaśniły. Odczuł owo przedziwne, wszechogarniające doznanie, które oznaczało, że rozum zaczyna dominować nad ciałem. Efekt mógł trwać do kilku godzin, w zależności od tego, na ile Kai był w stanie czerpać z zasobów sił. Liczył tylko, że starczy mu czasu. Jeśli wszyscy grawitanci mają się tu zgromadzić, Berru powinna przybyć z Trivem. W takim razie dokąd udał się Bakkun? A może pomagał Tangelemu?
- Z wszystkich ślizgaczy wymontowano baterie - oznajmiła Divisti, ukazując się w wejściu. - Nie ma też chłopca.
Kai i Varian wymienili przelotne spojrzenia.
- Jak mógł ci się wymknąć? - Paskutti był zdumiony. Divisti wzruszyła ramionami.
- To przez to zamieszanie. Sądziłam, że jest z innymi. A więc nie obawiali się szczególnie Bonnarda. Kai spojrzał na Cleiti, z nadzieją, że dziewczynka nie wie, gdzie podział się Bonnard, a jeśli wie, że jej naiwna buźka nie zdradzi chłopca. W istocie. Jej usta ściśnięte były mocno, prowokująco. Także jej oczy iskrzyły się tłumioną złością, błyskając nienawiścią za każdym razem, gdy spoglądała na grawitantów i odrazą, gdy zerkała na Gabera, bełkoczącego coś obok niej. Terilla przestała płakać, lecz Kai widział dobrze, jak jej wiotkim ciałkiem wstrząsają co chwila drgania. Dziecku, które kochało roślinki, trudno będzie ścierpieć przemoc, a dopóki Lunzie nie odzyska panowania nad sobą, nie będzie mogła udzielić dziewczynce żadnego wsparcia.
- Divisti, Tardma! Zacznijcie rozbrajać laboratorium. Obie kobiety skinęły posłusznie głowami i ruszyły do laboratorium. Przekraczały właśnie próg, gdy Trizein otrząsnął się z oszołomienia.
- Chwileczkę! - odezwał się. - Nie możecie tam wchodzić. Parę eksperymentów i analiz jest w toku. Divisti! - Podniósł głos. - Nie dotykaj tego sprzętu frakcyjnego! Czyś ty na głowę upadła?
- Zaraz ty upadniesz - odparła Tardma, zatrzymując się w drzwiach. Chemik zbliżył się do niej, a Tardma, z zimnym uśmiechem satysfakcji wymierzyła mu w twarz cios, który zbił Trizeina z nóg i posłał go po twardej podłodze wprost pod stopy Lunzie. Mężczyzna nie ruszał się.
- Za mocno, Tardma - ocenił Paskutti. - Zamierzałem go zabrać. Byłby bardziej użyteczny niż którykolwiek z pozostałych.
Tardma wzruszyła ramionami.
- Po co się nim w ogóle przejmować? Tangeli wie tyle ile on.
Weszła do laboratorium, zuchwale kołysząc biodrami, by wkrótce wynurzyć się z powrotem w towarzystwie Divisti. Każda niosła ze sobą tyle urządzeń, ile tylko była w stanie udźwignąć, oczywiście nie zwracając najmniejszej uwagi na ich kruchość. Pogarda grawitantów dla ludzi najwyraźniej rozciągała się również na ich sprzęt. W powietrzu unosił się drażniący zapach rozlanych konserwantów i rozpuszczalników.
Wyostrzony słuch Kaia wychwycił jękliwy szmer lądującego ślizgacza. Dźwięk nadbiegał z zachodu. To wrócił Tangeli. Kai usłyszał głosy - z Tangelim był Bakkun.
Niebawem do wahadłowca wprowadzono pozostałych geologów - Portegin, z głową broczącą krwią, niemal niósł słaniającego się na nogach Dimenona. Bakkun wepchnął za nimi Aulię i Margit. Triv runął jak długi na podłogę, pchnięty mocno przez Berru, która weszła zaraz za nim ze wzgardliwym półuśmiechem na twarzy.
Triv pozbierał się i chwiejnym krokiem zatoczył w kierunku Kaia, chowając się przed grawitantami za swoim dowódcą. Berru nie powinna była pozwalać sobie na takie drwiny. Triv, podobnie jak Kai, Lunzie i Varian, z zapałem rozpoczął ćwiczenia oddechowe, dzięki którym miał osiągnąć niezbędną Dyscyplinę. Było ich więc już czworo. Kai nie przypuszczał, by Aulia czy Margit przeszły odpowiedni trening, a o ile się orientował, ani Portegin, ani Dimenon nie należeli do Uczniów. We czwórkę nie byli w stanie poradzić sobie z szóstką grawitantów. Chociaż, przy odrobinie szczęścia, może udałoby im się przechylić nieubłaganą szalę w stronę nadziei. Kai nie miał najmniejszych złudzeń co do zaistniałej sytuacji - grawitanci zbuntowali się i zamierzali sprzątnąć z obozu wszelkie przydatne rzeczy, zostawiając bezbronnych, pozbawionych podstawowego wyposażenia ludzi samym sobie w tym obcym, wrogim świecie.
- W porządku, Bakkun - rzekł Paskutti. - Ty i Berru zajmiecie się naszymi sprzymierzeńcami. Niech wszystko wygląda jak należy. Komunit był jeszcze ciepły, gdy wszedłem. Musieli pewnie przekazać Thekom informację. - Szyderczo spojrzał na Kaia, unosząc nieznacznie brwi, jakby chciał sprawdzić, czy słusznie zgaduje.
Kai odpowiedział mu zimnym spojrzeniem. Wyraz jego twarzy nie zdradzał niczego. Paskutti, zaskoczony, wzruszył ramionami.