Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Może w ten sposób śledzi nasze ruchy?
Parker nie był tego taki pewny.
- Nie, założyłbym się, że on ma coś w tych swoich ślepiach - powiedział - że tymi ślepiami nas widzi. Jeśli to w ogóle ślepia...
- Nie, Parker. - Ash pokręcił głową. - Stworzenie obdarzone przez naturę tak wielkimi możliwościami wykrywa ofiarę, posługując się nie jednym, a wieloma zmysłami, to pewne jak w banku.
- Zresztą pomysł z przewodami pod napięciem i tak mi się nie podoba. -
Inżynier dostał wypieków jak w gorączce. - Nie lubię bawić się w głupie podchody.
Chcę przy tym być, chcę widzieć, jak ten pieprzony małpolud wylatuje ze śluzy w kosmos. Chcę widzieć, jak zdycha. - Zamilkł na chwilę, a później, uspokoiwszy się nieco, dodał: - I chcę usłyszeć jego wrzask. Niech krzyczy jak Brett.
- Ile czasu zajmie ci skonstruowanie trzech, czterech miotaczy płomieni? -
zapytał Dallas.
- Daj mi dwadzieścia minut. Wszystkie części są w magazynie. Trzeba je tylko umocować na odpowiednich uchwytach.
- A płomień? Musi byś silny jak diabli, Parker. Potrzebujemy czegoś, co to bydlę skutecznie zastopuje. Nie chciałbym doprowadzić do sytuacji, jaką byśmy tu mieli, gdyby doszło do użycia laserów. Nie po dywagacjach Asha.
- Spokojna głowa, kapitanie, - Zimno to powiedział, lodowato. - Tak je wyreguluję, że spalą wszystko na popiół.
- Zdaje się, że to nasza jedyna szansa. - Kapitan potoczył wzrokiem po twarzach zebranych. - Ktoś ma lepszy pomysł?
Lepszego pomysłu nie miał nikt.
- Dobrze. - Dallas odsunął się z krzesłem od stołu. Kiedy Park'er zrobi swoje, zaczniemy od mesy, a później zejdziemy na pokład "C", do hali, gdzie zginął Brett.
Tam poszukamy tropów. W szybach wentylacyjnych.
Parker znów miał wątpliwości.
- Już raz łaziłem z Brettem między wręgami kadłuba - powiedział niepewnie. -
Jeszcze zanim ten skurwiel uciekł do kanałów wentylacyjnych. Ciężko będzie go tam ścigać jak diabli, nie jestem małpą. - Posłał Ripley ostrzegawcze spojrzenie, ale dziewczyna milczała.
- To co? Chcesz tu siedzieć i czekać, aż jeszcze bardziej urośnie i zacznie nas szukać? - spytał Dallas. - Im dłużej zdołamy utrzymać go na pozycjach obronnych, tym lepiej dla nas.
- Jest tylko jeden mały znak zapytania - wtrąciła Ripley.
- Co? Jaki znak zapytania?
- Nie wiemy, czy ten obcy w ogóle przeszedł na pozycje obronne... - rzekła wytrzymując twarde spojrzenie kapitana.
Miotacze płomieni były mniej poręczne niż pręty elektryczne skonstruowane według pomysłu Bretta i sprawiały wrażenie mniej skutecznych. Ale pręty zadziałały jak trzeba, a Parker twierdził, że miotacze też zadziałają. Tym razem nie chciał demonstrować ich działania, bo, jak wyjaśnił, zniszczyłyby podłogę.
Zresztą fakt, że sam zawierzył sprzętowi, że sam ryzykował życie, i tak był dla wszystkich wystarczającym dowodem skuteczności nowej broni. Dla wszystkich oprócz Ripley. Nie ufała już nikomu i niczemu. Zawsze miała lekkie skłonności paranoidalne, a ostatnie wydarzenia skłonności tych nie wyeliminowały, a wręcz przeciwnie. Stan własnego umysłu zaczynał martwić ją w równym stopniu jak obecność krwiożerczej bestii na pokładzie Nostromo.
Oczywiście, gdy tylko schwytają i zabiją monstrum, wszystkie problemy natury psychicznej znikną. Znikną...? Zwarta grupka targanych nerwami ludzi wyszła z mesy i ruszyła w stronę schodów prowadzących na pokład "B". Byli o krok od nich, kiedy oba detektory rozpiszczały się jak szalone. Ash i Ripley natychmiast je wyciszyli. Parli naprzód dalej, kierując się wskazaniami igły, i zaraz potem usłyszeli inny dźwięk, dźwięk znacznie donośniejszy: odgłos dartego metalu.
- Spokojnie. - Dallas oparł miotacz na zgiętym łokciu i zniknął za rogiem.
Metaliczne zgrzytliwe odgłosy stały się teraz wyraźniejsze. Kapitan wiedział, skąd dochodzą.
- Pakamera z żarciem - szepnął przez ramię. - Jest w środku...
- Słyszycie to? - wymamrotała z przerażeniem Lambert. - Jezu, musi być wielki jak stodoła...
- Mały nie jest - potwierdził cicho Parker. - Widziałem tego skurwysyna. Silne bydlę, chwyciło Bretta jak... urwał w pół zdania. Wspomnienia zdławiły chęć dalszej rozmowy.
Dallas uniósł lufę miotacza.
- Z tyłu pakamery jest ujście szybu wentylacyjnego. Tamtędy wlazł. - Zerknął
przez ramię na inżyniera. Parker, te twoje spluwy na pewno zadziałają?
- Przecież sam je zrobiłem, nie?
- Właśnie to nas niepokoi - mruknęła Ripley. Ruszyli naprzód. Metaliczne odgłosy nie ustawały. Kiedy stanęli tuż koło pakamery, kapitan dał znak Parkerowi.
Inżynier ujął niechętnie ciężką klamkę. Dallas cofnął się o kilka kroków i wycelował miotacz.
- Teraz, Parker!
Parker szarpnął klamką, otworzył na oścież drzwi i czym prędzej odskoczył w bok. W tym samym momencie Dallas nacisnął spust topornej broni. Z lufy miotacza buchnął zadziwiająco szeroki, upiornie pomarańczowy strumień ognia.

Tematy