Każdy jest innym i nikt sobą samym.

I choć ogromnie unieszczęśliwiło to biedną dziewczynę, nie
znalazłam żadnego sposobu, aby ją zatrzymać. Byłam, podobnie jak mój mąż, wielce nierada
rozstaniu z bratanicą i uczyniłam wszystko, co w mojej mocy, by mu zapobiec, lady Susan
oświadczyła wszelako, iż zamierza na kilka miesięcy zatrzymać się w mieście i czułaby
wyrzuty sumienia, nie mając córki przy sobie – ze względu na nauczycieli i tak dalej. Jej
zachowanie – muszę przyznać – było bez zarzutu, pan Vernon wierzy przeto, iż Fryderyka
będzie teraz traktowana z miłością. Żałuję, że ja nie potrafię tej wiary podzielać!
Serce mało nie pękło biednej dziewczynie, kiedy nadeszła chwila pożegnania. Prosiłam ją,
by często do mnie pisywała i w chwilach smutku pamiętała, że zawsze pozostajemy jej
przyjaciółmi. Postarałam się zostać z nią sam na sam, ażeby jej to wszystko powiedzieć, i
mam nadzieję, że moje słowa były dla niej niejaką pociechą. Nie uspokoję się wszelako, póki
nie wybiorę się do miasta i sama nie ocenię jej położenia.
Mam nadzieję, że widoki na małżeństwo, o jakim wspomniałaś w liście, Matko, będą w
przyszłości lepsze niż obecnie, w tej chwili bowiem spełnienie się tych nadziei uważam za
mało prawdopodobne.
Wasza
Katarzyna Vernon
40
Zakończenie
Niniejsza korespondencja – w związku ze spotkaniem niektórych jej uczestników oraz
rozstaniem innych – nie mogła być, z wielkim uszczerbkiem dla dochodów poczty,
kontynuowana. Niewielką pociechę mogła w tym wypadku stanowić wymiana listów między
panią Vernon a jej bratanicą, ta pierwsza zorientowała się bowiem szybko po ich stylu, że są
pisane pod dyktando matki. Zawiesiła więc korespondencję do chwili, gdy będzie mogła
osobiście porozmawiać z Fryderyka w Londynie.
Dowiedziawszy się tymczasem od swego szczerego brata, co zaszło między nim a lady
Susan, nabrała o bratowej jeszcze gorszego mniemania niż dotąd i jeszcze goręcej zapragnęła
zabrać Fryderykę od matki, by samej otoczyć ją opieką. I choć nie żywiła wielkiej nadziei, że
jej się to uda, nie mając nic do stracenia uznała, iż złoży lady Susan taką propozycję.
Pragnienie natychmiastowego wcielenia tego planu w czyn sprawiło, iż nalegała na jak
najszybszy wyjazd do Londynu, pan Vernon zaś, który – jak zapewne zauważyliście – żył
tylko po to, by robić rzeczy, jakich od niego żądano, szybko wynalazł jakieś interesy,
wzywające go do stolicy. Przejęta swą misją pani Vernon oczekiwała wizyty bratowej zaraz
po przyjeździe do miasta. Lady Susan przywitała ją z taką radością i wzruszeniem, że jej
rozmówczynię ogarnęło prawdziwe przerażenie: żadnej wzmianki o Reginaldzie, żadnych
wyrzutów sumienia, żadnego wyrazu zmieszania na twarzy. Była w doskonałym nastroju i za
wszelką cenę starała się okazać, jak dalece oddana jest bratu zmarłego męża i jego żonie, jak
wysoko ceni sobie ich życzliwość oraz ile przyjemności znajduje w przebywaniu w ich
towarzystwie.
Podobnie jak lady Susan, Fryderyka też się nie zmieniła: to samo skrępowanie, to samo
onieśmielenie ogarniające ją w obecności matki. Upewniło to ciotkę w przekonaniu, że
bratanica nie czuje się szczęśliwa, i utwierdziło w zamiarze odmienienia jej losu. Zachowaniu
lady Susan nie można było jednak niczego zarzucić. Napomknienie o sir Jamesie miało tylko
jeden cel – wspomniano go wyłącznie po to, by powiedzieć, że wyjechał z Londynu. Lady
Susan kilkakrotnie zapewniała też, że pragnie jedynie dobra córki, powtarzając z zachwytem,
że obecnie Fryderyka z każdym dniem staje się coraz bliższa ideałowi młodej damy.

Tematy