Uniósł do ust megafon i zawołał:
— Rzucić linę numer jeden!
Jeden z podoficerów cisnął rzutką na molo; uwiązana była do niej lekka lina, do której z kolei przymocowano końcówkę cumy. McKee obserwował to z latającego mostka. Po chwili podano pozostałe liny i okręt został przycumowany do molo. Opuszczono trap, a później pomost z grubymi kablami elektrycznymi, które podłączono do znajdujących się na molo gniazd. Komandor zszedł po stromym trapie do kabiny kapitańskiej. Złapał swoją torbę i ruszył do wyjścia. Na mostku przystanął i rozkazał oficerowi pokładowemu:
— Wyłączyć reaktor i przełączyć urządzenia na zasilanie z przewodów zewnętrznych. Zwolnić załogę i pozostawić na okręcie wachtę portową. W razie jakichś problemów proszę szukać Petri.
Następnie Kelly wspiął się przez przedni przedział ratunkowy na pokład i zszedł po trapie na molo. Za nim przez cały okręt przeszło wołanie:
— Kapitan opuszcza pokład!
Betonowe molo numer siedem Bazy Marynarki w Norfolku — proste i szerokie jak pas startowy — miało prawie kilometr długości. Po obu jego stronach widniały czarne cielska cumujących okrętów podwodnych. McKee dotarł do parkingu dla wyższych oficerów. Rzucił torbę do swojego starego porsche, uruchomił silnik i ruszył. Nawet nie zauważył, kiedy dojechał do domu, piętrowej willi, stojącej pośród tysięcy innych, w dzielnicy znajdującej się za hotelem turystycznym kompleksu Wirginia Beach.
Podszedł do drzwi i oznajmił do mikrofonu:
— Wróciłem do domu. — Komputer otworzył drzwi i zapalił światło. McKee wszedł do holu. Coś tu pachnie — pomyślał. Zdał sobie sprawę, że to zapach Diany — przyjemna mieszanka woni jej perfum, szamponu, włosów i ciała. Tu, w jej świecie, „Devilfish” i marynarka nie były ważne. Istniała tylko Diana. Kelly poszedł do frontowego pokoju, w którym urządził sobie gabinet. Przejrzał pocztę elektroniczną. W większości nadawała się do śmieci. Nadzorowany przez bank system komputerowy zadbał o zapłacenie wszystkich rachunków. Komandor popatrzył na ścianę, gdzie wisiało ich ślubne zdjęcie. Oboje uwielbiali je. McKee stał w białym mundurze galowym i koszuli z wykrochmaloną stójką i muchą, na jego ramionach widniały naszywki porucznika. Diana, w długiej sukni, wyglądała wprost zachwycająco. Fotografia ukazywała obfite wypukłości jej piersi, smukłe biodra, długie, proste blond włosy, duże, niebieskie oczy. Wszystko to było dla niego bardzo pociągające, jednak najważniejsze zalety żony nie miały nic wspólnego z jej wyglądem — inteligencja, poczucie humoru, szacunek dla własnej rodziny, radosna akceptacja jego bliskich. Podobały mu się również jej plany dotyczące dziecka, a nawet wybuchowy charakter. Nagle poczuł, że za nią tęskni. Marynarka wojenna nie miała mu już nic do zaoferowania. Po tym, co się stało...! Spojrzał na zdjęcie wiszące obok ślubnego. Była to słynna w rodzinie fotografia. Jego ojciec, dziadek i pradziadek oraz sam Kelly, ośmioletni, stali na pokładzie kutra rybackiego przed złowionym rekinem. Wszyscy trzej jego przodkowie widoczni na zdjęciu byli oficerami marynarki. Dlatego i on wybrał taką służbę. Zirytowany Kelly odwrócił wzrok. Dianie nigdy nie podobał się jego zawód, a teraz, po raz pierwszy w życiu, Pomyślał, że może miała rację. Wstał i poszedł na piętro.
Rzucił marynarską torbę na nie posłane łóżko. W sypialni zapach Diany był mocniejszy niż gdziekolwiek indziej. McKee ściągnął z siebie przesiąknięty wonią okrętu podwodnego mundur i zamierzał wziąć prysznic. Wtedy uzmysłowił sobie, że w komputerze nie było żadnej poczty od Diany. Nie martwił się tym jednak — powie jej, że skończył z marynarką. Potem ułożą na nowo wspólne życie, będą mieli dziecko. Sprzedadzą dom i przeprowadzą się gdzieś, gdzie będzie mógł dostać inną pracę. Postara się o nią sam, nie pójdzie na łatwiznę. Wiedział, że nie potrafiłby pracować u ojca Diany.