Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W pierwszej chwili pomyślał, że musiało dojść do ataku Rebeliantów. Budynki
stały w ogniu, statki na płycie przypominały wraki. Niektóre eksplodowały, inne nosiły ślady
trafień z blastera.
Wysiadłszy z wahadłowca, Gurdun ruszył przed siebie. Cały czas rozglądał się
uważnie na boki i coraz gorzej myślał o szturmowcach, z których żaden nie odważył się
wychylić zza jego pleców. Bez przerwy kręcili głowami, najwyraźniej gotowi rzucić się do
ucieczki przy pierwszym głośniejszym hałasie.
Nagle zza fragmentu rumowiska wyłoniło się dwóch ochroniarzy. Obaj mieli blastery,
ale wyglądali na wstrząśniętych i przerażonych.
- Pomocy! - krzyknęli, ruszając biegiem ku imperialnemu wahadłowcowi. -
Zabierzcie nas stąd, zanim oni wrócą!
- Kto wróci? - spytał Gurdun, łapiąc jednego z ochroniarzy za kołnierz. Strażnik
upuścił broń, która zagrzechotała głucho na czarnej nawierzchni i natychmiast uniósł ręce,
jakby chciał się poddać.
- Proszę nie robić mi krzywdy. Wszyscy inni nie żyją. Proszę nas nie zabijać!
- Zabiję cię, jeśli nie powiesz mi, co tu się stało! - warknął Gurdun.
- To te androidy! - wykrztusił strażnik i wskazał na wypaloną skorupę kompleksu
laboratorium. - Zbuntowały się! Wyrwały spod kontroli! Wszystkich zabiły, i naukowców, i
techników, i ochronę. Zostaliśmy tylko my dwaj. Byliśmy na obchodzie rejonu, kiedy
usłyszeliśmy odgłosy walki. Pognaliśmy z powrotem, ale zanim dobiegliśmy, było już po
wszystkim. Androidy uciekły, ale zdążyły wszystkich zamordować!
- Bo do tego właśnie zostały stworzone - sapnął Gurdun i puścił kołnierz
nieszczęśnika.
Ochroniarz zachwiał się i opadł na kolana.
- Weźcie nas stąd, błagam! One mogą wrócić.
Gurdun puścił jego błagania mimo uszu i skinął na eskortę, która podążyła niechętnie
za nim do zrujnowanego kompleksu. Wielkie durastalowe drzwi zostały wyrwane z framugi i
odrzucone do wnętrza pomieszczenia pełnego sprzętu komputerowego. Na oko nic już tu nie
działało. Wszędzie widać było ciała leżące w ciemnych kałużach krzepnącej krwi.
- Uciekły - warknął Gurdun przez zaciśnięte zęby, stojąc nad szczątkami Loruss. - A
były takie kosztowne! Zawarliśmy umowę! - wrzasnął do trupa. - Miałaś mi je dostarczyć, a
nie wypuszczać! - jęknął i zaczął krążyć po laboratorium w poszukiwaniu czegoś, na czym
mógłby wyładować frustrację.
Trwało chwilę, zanim znaczenie całego zdarzenia dotarło do niego w pełni. Tu nie
chodziło tylko o kres jego marzeń.
- Rany, one są na wolności! - krzyknął. - Rozumiecie, do czego zdolne są takie
androidy? Bez dławików programowych, w amoku ucieczki... - Uderzył się otwartą dłonią w
czoło. - Niech ktoś mi znajdzie działający moduł łączności. Muszą wysłać pilną wiadomość
do sztabu. Niech ogłoszą alarm. Trzeba natychmiast unieszkodliwić te androidy.
III

W całym Imperium, od Jądra po Zewnętrzny Pierścień, roiło się od androidów
wszelkich kształtów i rozmiarów. Przez stulecia liczne uprzemysłowione planety starały się
ze wszystkich sił zaspokajać rosnący popyt na gigantyczne androidy konstrukcyjne, ciężkie
maszyny robocze, mechanicznych służących i androidy zwiadowcze. Największe centra
budowy androidów mieściły się na ponurym i zadymionym świecie Mechis III.
IG-88 uznał, że ta planeta nada się idealnie na bazę i miejsce rozpoczęcia operacji
mającej na celu odmienienie całej galaktyki.
Podczas lotu kwartet androidów dokładnie zbadał nieuzbrojony statek kurierski. Jego
projektanci położyli największy nacisk na szybkość i zwrotność, mniej uwagi zwrócili na
potencjalne wykorzystanie bojowe. Jednostka była maszyną, tak samo jak i androidy, chociaż
oczywiście nie dałoby się jej nazwać niczym więcej, jak prostym automatem, który nie miał
żadnych szans na osiągnięcie samoświadomości.
Na szczęście swoje zadanie spełnił jak należy i do celu dotarł w rekordowym czasie.
IG-88 wiedział dokładnie, ile mocy może wycisnąć z silników. Znając ich dane
eksploatacyjne, nie zwracał uwagi na czerwone linie wymalowane arbitralnie na skalach
przez ludzkich inżynierów. Wyrafinowane systemy łączności i tarcze maskujące pozwoliły
androidom przemknąć niezauważenie w pobliże planety. Mechis III miał być pierwszym
krokiem w realizacji wielkiego planu.
Zanim jeszcze statek wszedł na orbitę, każdy z czterech androidów podłączył się do
innego systemu komunikacji, żeby wykonać swoją część zadania. W tej chwili najważniejsza
była szybkość działania, a w tym model IG-88 był całkiem dobry.
IG-88C uderzył pierwszy. Wąską wiązką wysłał do globalnej sieci obrony Mechisa III
przekaz z żądaniem pierwszeństwa dostępu i skasowania wszystkich instrukcji dotyczących
alarmów zbliżeniowych. Gdy system odpowiedział lawiną pytań, IG-88C zdołał przeniknąć
przez blokady kodowe i przejąć kontrolę nad systemem, zanim ten zdążył ujawnić obecność
obcego statku nielicznym ludzkim nadzorcom.
Pozostałe androidy śledziły przebieg zdarzeń. Systemy obronne Mechisa III należały
do przestarzałych. Zainstalowano je dawno temu, a potem nie modyfikowano; uznano, że
wytwarzająca androidy planeta stała się zbyt ważna dla całej galaktyki, by ktokolwiek
rozważał jej zniszczenie czy choćby sabotaż. Tyle, że androidy kierowały się całkiem
odmiennymi priorytetami...
Korzystając z nowo utworzonego połączenia z globalnym systemem bezpieczeństwa,
IG-88D natychmiast zdobył komplet informacji o planecie. Przede wszystkim interesowało go
położenie kompleksów przemysłowych i montowni oraz udział ludzi w procesie zarządzania.
Ściągnął też mapę powierzchni planety z zaznaczonymi obszarami elektromagnetycznych
anomalii oraz, co najważniejsze, schemat połączeń sieci komputerowej, która zawiadywała
Mechisem III.
Nadeszła pora na IG-88A. Błyskawicznie przesłał do głównych środków