Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- Hę... Hę... Hę... - wyszlochała, co Justynkę przeraziło śmiertelnie, sądziła bowiem przez mo­ment, że w ten straszny sposób ciotka prezentuje jakiś rodzaj drwiącego śmiechu. - Hę... Helenka ma rację! Ja już sama nie wiem, co mówię! Nie słuchaj, moje dziecko, ja się tak zdenerwowałam, a wy­glądam jak mazepa, Karol też ma rację, a ja tak mu się chcę podobać...! I rozmawiać...! I żeby on słuchał...!
- Byłoby dobrze, gdyby czasem i ciocia posłu­chała - powiedziała Justynka bezlitośnie i pomogła Helence sprzątnąć ze stołu.
Malwina posiedziała jeszcze chwilę, po czym pod­niosła się, bo w zasięgu ręki nie miała już nic do je­dzenia. Przez okropny chaos uczuciowy przedarła się jej jedna myśl, ta o wyglądzie. Łazienka z lustrem i kosmetykami stają się nagle jedynym, właściwym dla niej miejscem pobytu.
Zważywszy, iż sztukę zadbania o twarz Malwina miała w pełni opanowaną od najmłodszych lat, już po półgodzinie wygrała walkę z mazepą. Całkowicie odmienny stan oblicza odmienił także stan jej umysłu. Poczuła się zdolna do myślenia.
Trucizna Karolowi nie dała rady. Złodzieje samochodowi prezentowali opieszałość skandaliczną, ale możliwe, że to sam Karol przez złośliwy przypadek utrudniał im pracę. Brama nadal zepsuta, zatem nic straconego, nadzieje istnieją. Co więcej...? Może jednak wynająć płatnego zabójcę? Czy oni potem szantażują swoich klientów...? I ile taki może kosztować...?
A w końcu, niech będzie, osobiście kupi broń palną na którymś bazarze i zastrzeli go, zacierając starannie ślady. W takim zaś wypadku jedyny ratunek dla niej będzie stanowiło to alibi, nie bardzo wprawdzie doskonałe, ale oparte na jej niewzruszonej miłości do Karola.
Zważywszy, iż kolacja została skonsumowana dość wcześnie, a Karol na razie zamknął się w gabinecie, Malwina była pewna, że mała przekąska przed snem okaże się niezbędna. Pewność brała się z doświadczenia. Mogło to nastąpić wcześniej lub później, porę trudno było przewidzieć, zatem wysiłki należało chwilowo skierować na świadków. Zatrzymać Justynkę i Helenkę, żeby nie poszły do siebie, żeby widziały na własne oczy, jak ona go kocha, żeby nie zalągł się w nich najmniejszy cień głupiego podejrzenia...
Oba jej przyszłe, żywe dowody niewinności, nieco zaskoczone i zdziwione, poddały się presji. Zatrudnione przy produkcji owej przewidywanej przekąski, niewiele miały wprawdzie do roboty, ale za to bardzo dużo do wysłuchania. Malwina wybuchnęła uczuciowymi zwierzeniami, tłumacząc swoje wybryki, nawet dość logicznie, histerią nie do opanowania, niepew­nością w kwestii wszelkich poczynań Karola, obawa­mi o niego i wynikłą z tego wszystkiego przesadą. No i tą miłością bez granic, szarpaną pazurami zwątpie­nia, bo może on już jej wcale nie kocha...?
Ogłuszyła swoich, tak starannie urabianych, świad­ków doszczętnie.
Karol wyszedł z gabinetu o wpół do dziesiątej l rzeczywiście miał ochotę coś zjeść. Jakąś drobnostkę pod czerwone wino. Ujrzał stół zastawiony pełnym | wyborem zakąseczek, przypadkowo do czerwonego wina świetnie dostosowanych, świece, kieliszki i żo­nę z twarzą całkowicie odmienioną. Gdyby nie zwały ituszczu, prawie można by ją określić mianem pięk­nej kobiety. Przelotnie zastanowił się, jaką też głupo­ta wywinęła, którą teraz będzie musiał nadrabiać.
Justynka została przy stole, posadzona przez Malwinę prawie przemocą. Smętnie pomyślała, że plastereczek pieczeni wołowej z chrzanem zdoła chyba przełknąć, ponadto w gruncie rzeczy była ciekawa, 10 z tej rozszalałej ekspiacji ciotki może wyniknąć. Helenka zrezygnowała z pójścia spać i, symulując za­jęcia w kuchni, też postarała się coś usłyszeć.
- No? - powiedział Karol cierpko. - Co ci się znowu zepsuło? Brama poczuła się osamotniona? Malwina była w rozpędzie, przejęta rolą.
- Bardzo cię przepraszam, kochanie, ludzie byli, ale nie udało im się naprawić, czegoś tam ze sobą nie wzięli, oni w ogóle mówią, że powinno się zmie­nić bramę na nową, taką, co to ona chodzi w powietrzu, ale ja nie mogłam zadecydować, bo nie wiem ile to kosztuje. I tak prawdę mówiąc, potem już nie miałam głowy do bramy, bo się denerwowałam Więc może ja jeszcze spróbuję jutro?
W tym momencie przypomniała sobie wykąpanego pilota i zawahała się. Powiedzieć mu o tym od razu czy trochę później...?
- Zatem to tylko brama? - zdziwił się Karol uprzejmie. - Nie wiem, czy warto było wkładać w nią tyle wysiłku. Aczkolwiek przyznaję, że widok stanowisz znacznie mniej okropny.
Justynka ugryzła się w język, bo omal nie wyrwało się jej, że raz mógłby wuj ciotkę pochwalić wprost. Twarz zrobiła sobie naprawdę doskonale, a żadna przenośnia na pewno do niej nie dotrze. Obrazi i zaraz powie kretyństwo.
- Czy to znaczy, że już nie musisz... - zaczeła zdławionym głosem Malwina i na szczęście nie zdążyła powiedzieć dalszego ciągu: “rozwodzić się mną", ponieważ rozdźwięczał się gong, a z nim razem domem wstrząsnęło potężne łomotanie do drzwi Z zewnątrz dobiegły jakieś krzyki. Obie z Justynka zerwały się z krzeseł, Helenka z kuchni wypadła do holu, jeden Karol pozostał na miescu.

Tematy