Pete czuł się już trochę lepiej. Miłe uczucie mieć kogoś, kto będzie cię bronił.
Grupa wydawała się mniej zaszokowana. Otrząsali się ze zbiorowego stuporu.
- Składam wniosek - zapowiedziała Freya. - Proponuję, żebyśmy zdjęli ze stanowiska Billa Calumine’a i wybrali na obrotowego kogoś innego, bardziej energicznego.
- D-dlaczego? - wyjąkał zdumiony Bill Calumine.
- Ponieważ usiłowałeś nam wcisnąć tego niezgułę, twojego adwokata - odparła. - Tego Berta Bartha, który zgodził się, żeby policja robiła z nami, co zechce.
- To prawda, mimo to lepiej pozwolić mu dalej być obrotowym, niż napytać sobie nowych kłopotów - odezwała się Jean Blau.
- Kłopotów, tak czy owak, nie unikniemy. Już jesteśmy w kłopocie - orzekł Pete. - Popieram wniosek Freyi - dodał po namyśle.
Zaskoczona grupa zaczęła szeptem wymieniać uwagi.
- Głosowanie - oznajmił głośno Silvanus Angst. - Zgadzam się z Pete’em. Głosuję za usunięciem Calumine’a - zarżał triumfalnie.
- Jak mogłeś poprzeć taki wniosek? - spytał ochryple Bill Calumine, patrząc na Pete’a. - Naprawdę chcesz kogoś bardziej energicznego? Nie uwierzę.
- Czemu nie? - spytał Pete.
- Ponieważ - powiedział roztrzęsionym głosem Calumine, pąsowiejąc z gniewu - osobiście masz wiele do stracenia.
- Co pan przez to rozumie? - spytał detektyw Hawthorne.
- Pete zabił Jerome’a Luckmana - wyjaśnił Calumine.
- Skąd pan to wie? - zapytał Hawthorne, ściągając brwi.
- Dziś rano dzwonił do mnie i powiedział, że to zrobi. Wcześnie rano. Gdybyście zeskanowali mnie staranniej, znaleźlibyście tę informację. Nie tkwi zbyt głęboko.
Hawthorne umilkł na chwilę, jawnie skanując Calumine’a, następnie zwrócił się do grupy.
- Mówi prawdę - powiedział z namysłem. - Posiada w pamięci odpowiednie wspomnienie. Jednak nie miał go wcześniej, kiedy go skanowałem. - Spojrzał pytająco na swego towarzysza, E.B. Blacka.
- Nie miał - przyznał wug. - Ja też go skanowałem. Ale teraz wyraźnie ma.
Obaj popatrzyli na Pete’a.
9
- Nie wierzę, Pete, że zabiłeś Luckmana - powiedział Schilling. - Nie wierzę też, że zadzwoniłeś do Billa Calumine’a i powiedziałeś mu, że masz taki zamiar. Myślę, że ktoś lub coś manipuluje naszymi umysłami. Tej myśli nie było pierwotnie w umyśle Calumine’a, skanowali go obaj. - Zamilkł.
Znajdowali się w Sądzie Najwyższym w San Francisco. Oczekiwali na przesłuchanie. Minęła godzina.
- Jak sądzisz, kiedy się tu pojawi Sharp? - spytał Pete.
- W każdej chwili. - Schilling krążył w kółko. - Calumine z całą pewnością nie kłamie. Jest naprawdę przekonany, że do niego dzwoniłeś.
Na końcu korytarza zapanował ruch - szybkim krokiem nadchodził Laird Sharp w grubym, błękitnym palcie, z teczką w ręku.
- Rozmawiałem już z sędzią okręgowym. Wymogłem na nich zmianę oskarżenia z zabójstwa na posiadanie informacji o zabójstwie i świadome ukrywanie jej przed policją. Zwróciłem ich uwagę, że jest pan Posiadaczem, właścicielem terenów w Kalifornii. Można panu zaufać i wypuścić pana za kaucją. Zaraz przyjdzie tu odpowiedni urzędnik i uwolni pana.
- Dziękuję - odparł Pete.
- To moja robota - stwierdził Sharp. - W końcu płaci mi pan. Jak rozumiem, mieliście w grupie zmianę przywódcy. Kto jest teraz, po Caluminie, waszym obrotowym?
- Moja ostatnia partnerka, Freya Garden Gaines - odparł Pete.
- Ostatnia partnerka czy ostra panterka? - Sharp przyłożył dłoń do ucha, jakby fatalnie słyszał. - Wracając jednak do kwestii najistotniejszej, czy potrafi pan ustawić grupę tak, by złożyła się na moje wynagrodzenie? Czy jest pan sam jeden?
- To nieistotne - powiedział Schilling. - W każdym wypadku pokryję koszta wynajęcia pana.
- Pytam się - wyjaśnił Sharp - ponieważ moja pensja będzie się różnić w zależności od tego, czy jest to jedna osoba czy grupa. - Spojrzał na zegarek. - No dobrze, odwalimy to przesłuchanie i formalności kaucji, a potem pójdziemy gdzieś na filiżankę kawy pomówić o sytuacji.