- Gratuluję. Niestety, ja nie mogę pochwalić się postępami w śledztwie. Zbadano
obecność odcisków palców na kartce z zaszyfrowaną wiadomością, którą Black zostawił w
Oklahoma City. Niestety, oprócz pańskich odcisków i Winnetou nie ma innych. Ten Black
musiał używać rękawiczek. Mamy do czynienia z przebiegłym i groźnym przeciwnikiem.
- To wiedzieliśmy już wcześniej.
Pogadaliśmy jeszcze trochę i pożegnaliśmy się.
Kiedy tylko odłożyłem słuchawkę, telefon zadzwonił ponownie. Tym razem dzwoniła
Pamela Norman.
- Dobry wieczór - zaczęła nieśmiało. - Nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziałem tak spokojnie, jak tylko mogłem. - Brałem
prysznic, kiedy zadzwoniła agentka FBI w sprawie odcisków palców Blacka.
- Aha, to znaczy, że jesteś cały czas w swoim pokoju - zapytała niezręcznie, ale zaraz
oprzytomniała. - I co z tymi odciskami?
- Nic. Odcisków nie ma. Black to cwaniak i nawet, gdy pisze listy, to w rękawiczkach.
Rozmawiając z nią, rozprostowywałem jednocześnie pogniecione kartki, które Pamela
chciała za wszelką cenę odzyskać z worka na śmieci. Pierwsze dwie kartki były zapisane
jakimiś bazgrołami, ale trzecia zwróciła moją uwagę do tego stopnia, że z wrażenia
zaniemówiłem.
- Halo! Jesteś tam? - zdenerwowała się Pamela.
Ale ja byłem wstrząśnięty treścią pomiętej i zapisanej starannie na całą stronę kartki.
Tak bardzo byłem poruszony, że nie mogłem wydobyć z siebie głosu.
- Tomaszu, żyjesz?
- Jestem i żyję.
To nie był normalny głos, a bełkot człowieka porażonego piorunem.
- Co tam się u ciebie dzieje? Może przyjść do twojej kajuty?
- Nie, nie, już mi lepiej. Ale chętnie spotkam się z tobą rano.
- Z samego rana zawijamy do portu w Southampton - szepnęła zawiedziona. - Dzisiaj
mamy zieloną noc.
- Co proponujesz?
- Może napijemy się czegoś mocniejszego?
- Ja piję mocną herbatę.
- Jak chcesz. Za dziesięć minut w “Nice Bar”!
Nie mogłem odmówić, gdyż mogłoby to wydać się nie tyle niegrzeczne, co
podejrzane. Nie mogłem zapominać, że czarnoskóra sprzątaczka rozpoznała mnie i dobrze
opisała Pameli.
Spojrzałem na pomiętą kartkę, na której pisarka przepisała treść innego tekstu,
wyjątkowego, gdyż napisanego w języku polskim.
To był list Milewskiego do siostrzeńca!
Drogi Stasiu, jestem umierający... to kwestia godzin. Mój Drogi, wiesz, że ze mnie
bankrut. A to za sprawą Meysztowicza. Oprócz wyspy z pałacem niewiele posiadam.
Kilkanaście obrazów. Są Twoje. Znajdziesz je w piwnicy za pólkami na wino. Ale pamiętaj
-jeden z obrazów jest cenniejszy niż wszystkie pozostałe. Cenniejszy od mego pałacu i mej
kochanej wysepki. To “Stańczyk” samego Matejki... replika, którą Mistrz Jan namalował za
moją namową przed śmiercią. Wpatruj się uważnie w obraz, a znajdziesz drogę do
prawdziwego skarbu! Upłynie pewnie wiele lat, zanim rozwikłasz zagadkę. Ale to bez
znaczenia. Teraz jesteś za młody, aby ogarnąć wszystko rozumem, a i podróżować po Europie
nie możesz. Najlepiej wywieź ten obraz do Warszawy, do rodziny. Nie mów nikomu o tym
liście i obrazie. Nawet “maltańczycy” o niczym nie wiedzą. I niech tak zostanie. Moim
życzeniem jest, aby skarb zawędrował do Polski. Znasz mnie, kosmopolitę z wyboru, ale
wewnętrzny głos nakazuje mi zrobić coś dla mej pierwszej Ojczyzny, dla Rzeczypospolitej. Jak
dorośniesz, poszukaj skarbu. Pamiętaj: obraz. Droga daleka, ale musiałem tak postąpić,
gdyby ten list wpadł w niepowołane ręce. Za dużo osób interesuje się skarbem. Powodzenia,
Mały. Twój umierający wujek Ignacy. Pula, 15 października 1926.
Na pytanie, skąd Pamela miała list Milewskiego, istniała tylko jedna odpowiedź:
musiała go ukraść Herr Wunderalpowi! A to oznaczało, że nasz emerytowany dziennikarz z
Austrii był Blackiem! Przecież tylko Black mógł mieć ten list. Zabrał go Otto Kayserowi w
Yumie, a następnie upozorował swoją śmierć nad Wielkim Kanionem.
Ale ostatecznie Pamela go zdemaskowała.
“Nie doceniłem jej” - pomyślałem z uznaniem. “Ale na Boga, skąd wiedziała, że
Wunderalp to Black? Czyżby siwa czupryna w stylu Alberta Einsteina to było kolejne
wcielenie Blacka?”
W samolocie do Nowego Jorku był rudym brodaczem podszywającym się pod
niemieckiego handlowca Vollera. Pewnie teraz udawał dziennikarza Wunderalpa, skoro
nabrał nawet reporterkę Busch.
Pamela zatem wykradła Wunderalpowi list Milewskiego i przepisała go w swoim
pokoju. Czemu? Pewnie po to, aby wysłać go faksem do znajomego tłumacza. Ta kobieta
owładnięta perspektywą napisania pasjonującej książki zabawiała się w detektywa i trzeba
przyznać, że wychodziło jej to niezgorzej.
Przebrałem się w inny strój. Zanim poszedłem do “Nice Bar” sięgnąłem jeszcze po
słuchawkę, aby dokonać rezerwacji hotelowej w Rovinju. Bez dwóch zdań trop prowadził na
wyspę Sveta Katarina, a intuicja podpowiadała mi, że niebawem spotkamy się nad
Adriatykiem w licznym gronie wszystkich zainteresowanych skarbem Milewskiego.
Z Pameli uleciał gdzieś spokój, a z nim wszelka gracja. Nie poruszyła tematu
skradzionych przez dziwnego złodzieja notatek z worka na śmieci. Ja jednak nie
wytrzymałem i położyłem na stoliczku kartkę z przepisaną treścią listu Milewskiego.
Zaskoczyłem ja. tym kompletnie. Patrzyła to na mnie, to na kartkę i zawstydzona milczała
dłuższą chwilę.
- Zdaje się, że to, co o tobie napisała nowojorska prasa jest prawdą - westchnęła zaraz
ciężko i posłała mi blady uśmiech. - Trudno cię przechytrzyć. A sprawiasz takie niepozorne
wrażenie.
- Doprawdy? - uśmiechnąłem się dyskretnie. - Ale to tobie udało się przechytrzyć mnie
i Herr Wunderalpa. Powiedz mi tylko, skąd, na Boga, wiedziałaś, że to Black?
- Przed naszym pierwszym spotkaniem w “Nice Bar” widziałam koło marketu
kulejącego siwego mężczyznę. Potem opowiedziałeś mi o epizodzie na tyłach sklepu, gdzie