X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Teraz mia� na sobie lu�n� bia�� koszul� i
ciemne spodnie, a umyte w�osy, jasnoz�ote i puszyste, �agodnie okala�y mu twarz. Gdy
odgarn�� z oczu par� kosmyk�w, zobaczy�a, �e znowu ma na palcu ci�ki srebrny pier�cie�.
-To twoje ubranie? - spyta�a zdezorientowana. - Jeste� obanda�owany... - Zawiesi�a
g�os. - Wygl�da na to, �e Valentine dobrze si� tob� opiekuje.
U�miechn�� si� ze znu�eniem i czu�o�ci�.
- Gdybym powiedzia� ci prawd�, uzna�aby�, �e zwariowa�em. Serce zatrzepota�o jej w
piersi jak koliber bij�cy skrzyde�kami. -Nie.
- Ten str�j da� mi ojciec. Trzepotanie zmieni�o si� w �omot.
- Jace - zacz�a ostro�nie. - Tw�j ojciec nie �yje.
- Nie. - Pokr�ci� g�ow�. Clary odnios�a wra�enie, �e Jace hamuje jakie� silne emocje:
przera�enie albo zachwyt. Albo jedno i drugie. - My�la�em, �e nie �yje, ale to nieprawda. To
wszystko by�a pomy�ka.
Clary pami�ta�a, co powiedzia� Hodge o Valentinie i jego umiej�tno�ci wymy�lania
czaruj�cych i przekonuj�cych k�amstw.

- Valentine ci tak powiedzia�? To k�amca. Pami�tasz, co m�wi� Hodge? Je�li twierdzi,
�e tw�j ojciec �yje, na pewno k�amie, �eby sk�oni� ci� do zrobienia tego, czego on chce.
- Widzia�em ojca - powiedzia� Jace. - Rozmawia�em z nim. Da� mi to. - Szarpn�� now�,
czyst� koszul�, jakby to by� niezbity dow�d - M�j ojciec �yje. Przez te wszystkie lata
my�la�em, �e jest martwy, ale to nieprawda. Hodge mnie oszuka�.
Clary rozejrza�a si� po pokoju pe�nym l�ni�cej porcelany, skwiercz�cych pochodni,
luster.
- Je�li tw�j ojciec naprawd� �yje, to gdzie jest? Jego te� Valentine porwa�?
Oczy Jace'a b�yszcza�y. Pod rozchylon� koszul� Clary widzia�a cienkie, bia�e blizny na
obojczyku, jedyne skazy na g�adkiej, z�otej sk�rze.
- M�j ojciec...
Drzwi, kt�re Clary zamkn�a za sob�, otworzy�y si� ze skrzypieniem i do pokoju wszed�
m�czyzna.
Valentine. Jego srebrzyste, kr�tko obci�te w�osy l�ni�y jak stalowy he�m. Usta mia�
zaci�ni�te. Z pochwy przytroczonej do szerokiego pasa wystawa�a r�koje�� d�ugiego miecza.
Trzymaj�c na niej d�o�, spyta�:
- Zabra�e� swoje rzeczy? Nasi Wykl�ci powstrzymaj� wilki jeszcze tylko... - Na widok
nieproszonego go�cia urwa� w p� zdania. Nie nale�a� do ludzi, kt�rzy trac� rezon, ale Clary
zobaczy�a b�ysk zdumienia w jego oczach. Spojrza� na Jace'a. - Co to ma znaczy�?
Tymczasem Clary ju� si�ga�a po sztylet zatkni�ty za pasek. Chwyci�a go i odchyli�a
r�k� do ty�u. W�ciek�o�� dudni�a jej w uszach jak werbel. Mia�a okazj� zabi� tego cz�owieka.
Chcia�a go zabi�.
Jace chwyci� j� za nadgarstek.
-Nie!
- Ale, Jace... - Spojrza�a na niego z niedowierzaniem.
- Clary, to jest m�j ojciec - powiedzia� twardo.

23
Valentine
- Widz�, �e zjawi�em si� nie w por� - stwierdzi� Valentine g�osem suchym jak pustynny
wiatr. - Synu, zechcia�by� mi wyja�ni�, kto to jest? Jedno z dzieci Lightwood�w?
- Nie. - Jace m�wi� znu�onym, nieszcz�liwym g�osem, ale nie pu�ci� jej nadgarstka. -
To jest Clary, Clarissa Fray. Moja przyjaci�ka. Ona...
Czarne oczy Valentine'a zmierzy�y j� od rozczochranej g�owy po wytarte tenis�wki.
Zatrzyma�y si� na sztylecie, kt�ry nadal �ciska�a w r�ce. Po jego twarzy przemkn��
nieokre�lony wyraz: po cz�ci rozbawienia, po cz�ci irytacji.
- Sk�d masz ten n�, m�oda damo?
- Jace mi go da� - odpar�a ch�odno Clary.
- Oczywi�cie, �e tak - rzek� Valentine �agodnym tonem. -Mog� go zobaczy�?
-Nie!
Clary zrobi�a krok do ty�u, jakby si� ba�a, �e Valentine si� na ni� rzuci. Poczu�a, �e n�
g�adko wysuwa si� z jej palc�w. Jace spojrza� na ni� z przepraszaj�c� min�.
- Jace! - krzykn�a, wyra�aj�c w tym jednym s�owie ca�y b�l zdrady.
- Nadal nie rozumiesz, Clary - stwierdzi� Jace. Podszed� do Valentine'a i wr�czy� mu
sztylet z uni�ono�ci�, od kt�rej zrobi�o si� jej niedobrze. - Prosz�, ojcze.
Valentine wzi�� n� i obejrza� go dok�adnie.
- To kind�a�, czerkieska bro�. Kiedy� by� drugi do pary. - Obr�ci� bro� w r�ce i
podsun�� j� pod oczy Jace'owi. - Widzisz, tu na ostrzu jest wyryta gwiazda Morgenstern�w.
Jestem zdziwiony, �e Lightwoodowie tego nie zauwa�yli.
- Nigdy im go nie pokaza�em - wyja�ni� Jace. - Szanowali moj� prywatno��. Nie
myszkowali w moich rzeczach.
- Oczywi�cie, �e nie. - Valentine odda� kind�a� Jace'owi. -My�leli, �e jeste� synem
Waylanda.
Jace wsun�� sztylet za pasek.
- Ja te� - powiedzia� cicho.

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.