Każdy jest innym i nikt sobą samym.

To, co mamy do powiedzenia, jest bliższe naszej rzeczywistości... i o wiele bardziej kształcące. Cassandra, wyświetl dane.
Salę wypełniło jarzące się mrowisko; pojaśniało, kiedy światła przygasły.
Tunele w kolorze cynobru, dziesiątki tuneli. Na ich końcach setki jasnozielonych punkcików wgryzających się dalej, przedłużających tunele i spływających z powrotem do tułowia bestii. Cadmann wspomniał mrówczą farmę, którą zbudował jego brat, kiedy obaj byli mali. W przeciwieństwie do tamtych, wygląd tych tuneli przywodził na myśl fraktale. Mimo nieregularności topografii tego kontynentalnego pasma gór, automatyczne koparki pracowały zgodnie z planem; w ich działalności widać było symetrię, duże wzory powtarzały się w malejącej skali.
Na końcu jednego z tuneli błysnęło światło. Ograniczona, ale zauważalna fala uderzeniowa dotarła na górę, aż do głównego szybu. Maszyny rafinujące zajaśniały czerwonym światłem, które potem zaczęło pulsować.
Reakcja tłumu była natychmiastowa. W wymienianych szeptem komentarzach wyczuwało się nieprzyjemne tony.
Linda podniosła głos, starając się zapanować nad tą narastającą falą wrogości:
- Coś eksplodowało. Nie był to materiał wybuchowy o dużej mocy, raczej coś przypominającego proch strzelniczy. Jak to się znalazło tam na dole... cóż. Wiemy tylko, że maszyny przetwórcze i rafinujące nie działają i nie możemy stąd usunąć tego uszkodzenia.
Toshiro uniósł rękę.
- Czy nie mogła to być jakaś normalna awaria sprzętu?
Linda spojrzała na niego i odpowiedziała:
- Toshiro, te kolektory są po prostu świdrami i zbiornikami na rudę. Działają zasilane przez baterie słoneczne i ogniwa paliwowe, a te ostatnie są bardzo bezpieczne. Nie mogą wybuchnąć. Nigdy zresztą nie mieliśmy żadnych problemów z ogniwami paliwowymi.
- Oczywiście pomyśleliście już o tym. Przepraszam.
- Wszystko w porządku. Jednakże to naprawdę była eksplozja i naprawdę nastąpiła na końcu tuby wydobywczej. Cassandra, pokaż nam fale interferencyjne.
Nie jest to zbytnio pomocne, pomyślał Cadmann. Spojrzał z lekką irytacją na Mary Ann, tak zachwyconą i dumną z ich córki. Doskonale wiedziała, że on także nie potrafi niczego wyczytać z kształtów, które pojawiły się na ścianie. Mickey prawdopodobnie potrafił, ale niczego nie powiedział. Cadmann pochylił się ku Carlosowi.
- Wiedziałeś o tym? Cokolwiek?
- To dla mnie nowość, amigo. I wcale mi się to nie podoba. - Carlos wstał i uniósł gwałtownie rękę. - Proszę o głos.
- Oczywiście - odparła Linda.
Carlos odchrząknął.
- Jest takie słowo, które nie zostało wypowiedziane, ale które wyczuwam w umysłach wielu tu obecnych. Tym słowem jest "sabotaż" i znam tysiące powodów, dla których nikt z nas nie zrobiłby czegoś takiego. To nie jest żart. To coś w złym stylu. Nie przynosi zysku nikomu i nie jest zabawne. Uważam, że zanim zaczniemy formułować jakiekolwiek opinie, należałoby dokonać inspekcji.
Linda pogłaskała dziecko, popatrzyła przez chwilę na męża, po czym skinęła głową.
- Dlaczego miałby to być sabotaż? Jak ktoś mógłby tam umieścić ładunek wybuchowy? Nawet komar nie dostałby się do wnętrza tych tuneli. Oczywiście pojedziemy tam obejrzeć maszyny. Obejrzymy je i najpewniej stwierdzimy, że było to coś dziwnego. Avalońska niespodzianka!
Końcówka tunelu. Żaden z Wesołych Psotników nie mógłby się do niego wczołgać, pomyślał Cadmann. Był zbyt wąski, a centralna jednostka przetwórcza wyglądała jak metalowy korek o masie setek ton. Cała kopalnia była oparta na nanotechnologii; rozrastała się tam od siedemnastu lat. Tunele prowadziły do niej, a nie przez nią.
Cadmann pochylił się ku synowi.
- Mickey? Ty się znasz na kopalniach. Masz jakieś sugestie?
Mickey zmarszczył czoło i pokręcił głową.
- Avalońska niespodzianka - wymamrotał tak cicho, że tylko Cadmann go usłyszał.
Teoria równie dobra jak każda inna, pomyślał Cadmann. Nie można by nawet... hmm. Sprawić, by kombajn górniczy złożył tam ładunek dynamitu lub prochu? Uzyskany z czego? Ze składu ogniw paliwowych? Kombajn pracował, gdy nastąpiła eksplozja.
Byłby to numer cholernie trudny do wykręcenia. Czy dla Wesołych Psotników wystarczającym powodem mogło być to, że jest niemożliwy do zrealizowania? Wydawało się, że żaden inny motyw nie wchodzi w grę. Kopalnia była źródłem metalu dla kolonii. Dlaczego ktoś miałby przecinać linię zaopatrzenia w niezbędne surowce?
Joe Sikes pokuśtykał na podium.
- Linda ma rację, to jakaś avalońska niespodzianka. Coś jeszcze, czego nie wiemy o tej planecie. Coś, co zdarza się na kontynencie, a nie tutaj.
- A poza tym już najwyższy czas, aby zabrać tam kandydatów na grendelowych skautów - dokończyła za niego Linda. - Chciałam tylko, aby każdy dostrzegł, ile trudności nam to przysporzyło...
Ona myśli, że to był sabotaż, uświadomił sobie Cadmann. Ja chyba też. "Niemożliwe" to wyzwanie dla tego towarzystwa z Surf's Up.
- Co zatem powinniśmy zrobić? - zapytał ktoś z sali. - Możemy to naprawić?
- Musimy to najpierw zobaczyć - odpowiedziała Linda. -Nie ma sensu niczego naprawiać, dopóki nie będziemy wiedzieli, co się konkretnie stało.
Znowu ten ton, pomyślał Cadmann. Ona naprawdę myśli, że to dzieło tych figlarzy. Za jednym zamachem wycięli nam kawał i uzyskali zgodę na ekspedycję, której od dawna pragnęli. Lindzie się to wcale nie podoba, ale namówiła Joe, żeby nie poruszał tego tematu. Czy to dobre podejście?
Było dość jasne, że Joe wolałby, aby cała sprawa okazała się dziełem Psotników. Zapewniłoby mu to moralną przewagę. Joe całkiem poważnie chciał zostać przywódcą, zwłaszcza teraz, kiedy się związał z o wiele młodszą kobietą.
Cadmann nie dopuściłby do tego małżeństwa, gdyby mógł. Wciąż jeszcze zastanawiał się, co oni w sobie widzą. Czy wynika to z tego, że Linda wygląda prawie tak samo jak matka, a Mary Ann sypiała z Joem Sikesem, zanim wziął ją sobie Cadmann? Bądź uczciwy, powiedział sobie. Wyciągnęła mnie z alkoholizmu. To raczej ona mnie sobie wzięła, a nie odwrotnie...
A jak z tą bombą?