- Nie urodzę ci żadnych dzieci, Leto... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Potrząsnął głową, tłumiąc wewnętrzne protesty, i przeszedł na królewską, oficjalną wersję starożytnego języka:
- Siostro, kocham cię czulej niż siebie samego, lecz to nie jest oferta moich żądz.
- Bardzo dobrze. Pozwól mi zatem wrócić do jeszcze jednej z naszych dyskusji, nim doÅ‚Ä…czymy do naszej babki. Gdyby Alia zgi­nęła od noża, rozwiÄ…zaÅ‚oby to wiÄ™kszość problemów.
- Jeżeli w to wierzysz, pewnie wierzysz również, że możemy chodzić po błocie i nie zostawiać śladów - powiedział. - Poza tym, czy Alia dała nam kiedykolwiek ku temu okazję?
- Krążą plotki o tym Dżawidzie.
- Czy cokolwiek w Duncanie zdradza, że rosną mu rogi? Ghanima wzruszyła ramionami.
- Jedna trucizna, dwie trucizny - zacytowaÅ‚a powszechny ter­min, stosowany w królewskich Å›witach do katalogowania towarzy­szy wedÅ‚ug ich zagrożenia dla majestatu. Zasada, znak wÅ‚adzy obo­wiÄ…zujÄ…cy wszÄ™dzie.
- Musimy zrobić to na mój sposób - powiedział.
- Inna droga mogłaby być czystsza.
Po jej odpowiedzi uznał, że ostatecznie stłumiła wątpliwości i pogodziła się z planem. Ta pewność nie przyniosła mu szczęścia. Uświadomił sobie nagle, że patrzy na własne ręce, zastanawiając się, czy przylgnie do nich brud.
To wÅ‚aÅ›nie byÅ‚o osiÄ…gniÄ™ciem Muad'Diba: widziaÅ‚ zasoby podÅ›wiadomoÅ›ci każdej jednostki jako nieuÅ›wiadomione źródÅ‚o wspomnieÅ„, siÄ™gajÄ…ce do pierwotnej komórki, z której wszyscy bierzemy poczÄ…tek. MówiÅ‚, że każdy z nas potrafi odmierzyć od­legÅ‚ość dzielÄ…cÄ… go od tegoż poczÄ…tku. WidzÄ…c to i mówiÄ…c o tym, Muad'Dib dokonaÅ‚ Å›miaÅ‚ej decyzji: wziÄ…Å‚ na siebie zadanie zin­tegrowania genetycznej pamiÄ™ci w system poddajÄ…cy siÄ™ bieżącemu oszacowaniu. Tak wÅ‚aÅ›nie zniszczyÅ‚ zasÅ‚ony Czasu, zespala­jÄ…c w jedno przeszÅ‚ość i przyszÅ‚ość. Takie byÅ‚o dzieÅ‚o Muad'Diba, wcielone w jego syna i córkÄ™.
"Testament Arrakis" pióra Harq al-Ady
Farad'n spacerował po ogrodach królewskiego pałacu swego dziadka, obserwując, jak cień skraca się, podczas gdy słońce Salusa Secundus wspina się ku południowi. Musiał trochę wyciągać krok, by pozostać u boku wysokiego baszara, który mu towarzyszył.
- Mam pewne wątpliwości, Tyekanik - powiedział. - Och, nie można zaprzeczyć, tron jest pociągający, ale... - wciągnął głęboki oddech - mam tak wiele innych zainteresowań.
Tyekanik, odÅ›wieżony przez gwaÅ‚townÄ… kłótniÄ™ z matkÄ… Farad'na, spojrzaÅ‚ z boku na ksiÄ™cia, zauważajÄ…c, że ciaÅ‚o chÅ‚opaka staje siÄ™ coraz silniejsze w miarÄ™ zbliżania siÄ™ osiemnastych uro­dzin. Każdego mijajÄ…cego dnia byÅ‚o w nim coraz mniej z Wensicji, a coraz wiÄ™cej ze starego Szaddama, który przedkÅ‚adaÅ‚ osobiste cele nad odpowiedzialność panowania. WÅ‚aÅ›nie to kosztowaÅ‚o go tron. StawaÅ‚ siÄ™ zbyt miÄ™kki, gdy chodziÅ‚o o wydawanie rozkazów.
- Musisz dokonać wyboru - powiedział Tyekanik. - Och, bez wątpienia będziesz miał czas na niektóre ze swych zainteresowań, ale...
Farad'n przygryzł dolną wargę. Trzymał go tu obowiązek, lecz czuł się sfrustrowany. Wolałby raczej udać się do skalnej enklawy, w której przeprowadzano eksperymenty z piaskopływakami. Właśnie to dawało dużą szansę - wyrwać Atrydom monopol na przyprawę, a wszystko stanie się możliwe.
- Jesteś pewny, że bliźnięta zostaną... wyeliminowane?
- Nic nie jest absolutnie pewne, książę, ale prognozy są dobre.
Farad'n wzruszyÅ‚ ramionami. Zabójstwo byÅ‚o czymÅ› normal­nym w życiu wÅ‚adców. Ich jÄ™zyk zawieraÅ‚ wiele subtelnych rozróż­nieÅ„ sposobu eliminacji ważnych osób. W jednym sÅ‚owie dawaÅ‚o siÄ™ zawrzeć różnicÄ™ miÄ™dzy truciznÄ… w napoju i truciznÄ… w jedze­niu. ZakÅ‚adaÅ‚, że eliminacja atrydzkich bliźniÄ…t dokona siÄ™ przez otrucie. Nie radowaÅ‚a go ta myÅ›l. Wedle sprawozdaÅ„, bliźniÄ™ta by­Å‚y bardzo interesujÄ…cÄ… parÄ….
- Czy musimy udać się na Arrakis?
- To dobre posuniÄ™cie, znaleźć siÄ™ w miejscu najwiÄ™kszych na­pięć.
Farad'n wydawaÅ‚ siÄ™ unikać jakiegoÅ› pytania i Tyekanik zasta­nawiaÅ‚ siÄ™, jak ono brzmi.
- MartwiÄ™ siÄ™, Tyekanik - powiedziaÅ‚ Farad'n w chwili, gdy okrążyli róg żywopÅ‚otu i zbliżali siÄ™ do fontanny otoczonej przez olbrzymie, czarne róże. Zza żywopÅ‚otu dochodziÅ‚y odgÅ‚osy przyci­najÄ…cych go ogrodników.
- Tak? - ponaglił Tyekanik.
- Ta, hmm... religia, którą wyznajesz obecnie...
- Nic w tym dziwnego, książę - powiedziaÅ‚ Tyekanik, majÄ…c na­dziejÄ™, że gÅ‚os mu nie zadrżaÅ‚. - Ta religia przemawia do wojowni­ka. Jest odpowiednia dla sardaukara. - Przynajmniej to jedno stwier­dzenie byÅ‚o prawdÄ….
- Taaaa... ale moja matka wydaje siÄ™ być z tego zadowolona. "PrzeklÄ™ta Wensicja! SprawiÅ‚a, że jej syn zaczÄ…Å‚ coÅ› podejrze­wać" - pomyÅ›laÅ‚ Tyekanik.
- Nie dbam o to, co mówi twoja matka - wykrztusił. - Religia to coś osobistego. Może widzi w tym coś, co pomoże osadzić cię na tronie.
- Tak właśnie sądziłem - odparł Farad'n. "Aaach, cwany chłopak" - pomyślał Tyekanik.
- Racz sam w nią wejrzeć; zobaczysz, dlaczego ją wybrałem - powiedział.
- Mimo... kazań Muad'Diba? Był przecież Atrydą.
- MogÄ™ tylko rzec, że niezbadane sÄ… Å›cieżki Boga - odrzekÅ‚ Tye­kanik.
- Rozumiem. Powiedz mi, Tyek, dlaczego poprosiÅ‚eÅ› mnie, że­bym przeszedÅ‚ siÄ™ z tobÄ… wÅ‚aÅ›nie teraz? Już prawie poÅ‚udnie, a o tej porze zazwyczaj lecisz tu czy tam na rozkaz mojej matki.
Tyekanik zatrzymaÅ‚ siÄ™ przy kamiennej Å‚awce, stojÄ…cej naprze­ciw fontanny, i olbrzymich róż za niÄ…. UspokajaÅ‚o go pluskanie wody i na nim skupiÅ‚ uwagÄ™.
- Książę, zrobiłem coś, co nie spodobałoby się twojej matce.
- I pomyÅ›laÅ‚: "Jeżeli chÅ‚opak uwierzy, jej przeklÄ™ty plan siÄ™ powiedzie!" Tyekanik miaÅ‚ nadziejÄ™, że plan Wensicji upadnie. "Spro­wadzać tu tego KaznodziejÄ™! Ona oszalaÅ‚a. A koszta!"
Gdy Tyekanik nic więcej nie powiedział, zaintrygowany Farad'n zapytał: