Im bardziej rozszerza się analiza, a jej podstawowe pojęcia stają się dobrem powszechnym, tym nieufniej należy
ustosunkowywać się do tak zwanych "wolnych" skojarzeń. Tylko nielicznym pacjentom można dziś zaufać co do tego, że ich
skojarzenia powstają naprawdę spontanicznie. Większość skojarzeń, które pacjent ujawnia w toku dłuższej kuracji, nie ma nic
wspólnego z wolnością. Niejednokrotnie obliczone są one na
przekazanie analitykowi określonych idei, które, zakłada pacjent, będą tamtemu miłe. To wyjaśnia okoliczność, iż w opublikowanych
przez pewnych analityków raportach o chorych znajdujemy tyle
materiału zdającego się potwierdzać idee terapeuty. Pacjenci
zwolenników Adiera mają, zdawałoby się, do czynienia tylko z
problemami władzy, a ich konflikty wydają się uwarunkowane
wyłącznie ich ambicją, dążeniem do przewagi itp. Pacjenci będący zwolennikami Junga zarzucają swych lekarzy archetypami i
wszelkiego rodzaju górnolotną symboliką. Freudyści nasłuchają się od swych pacjentów potwierdzeń kompleksu kastracji, urazu
porodowego i tym podobnych. Tylko nieliczne skojarzenia pacjentów nie są z góry obmyślone i zafałszowane". (Aktive Psychoanalyse, w: Handbuch der Neuroseniehre und Psychotherapie, wyd. V. E. Franki, V. E. von Gebsattel i J. H. Schultz.)
Psychiatra amerykański G. R. Forrer wspomina przykładowo o
pewnej damie, która miała 3-letniego syna - otóż w jego obecności nie wolno było używać nożyc, "gdyż mali chłopcy lękają się
kastracji" ("The Psychiatrie Quarterly" 1954, 28, 126).
Por. wypowiedź W. G. Eliasberga z Nowego Jorku: "Staje się już zagadnieniem sumienia, czy nie mamy przypadkiem za wiele
psychologii. Mam oczywiście na myśli psychologizm. Coś z tego
psychologizmu szerzy się w Ameryce, mianowicie w postaci
poszukiwania poza wszelkimi ludzkimi zjawiskami - kompleksów,
popędów, emocji i interesów" ("Schweizer Archiy fur Neurologie und Psychiatrie" 1948, 62, 113).
Nie ma więc żadnego absolutnie powodu do przyjęcia jakiegoś
fatalizmu. Fatalistyczne nastawienie obec minionych przeżyć,
również ciężkich, byłoby mianowicie już samo z siebie czymś
neurotycznym, byłoby objawem nerwicy. Bo czymś typowo neurotycznym jest wymawiać się swoimi kompleksami czy charakterem i czynić tak, jakby należało się z góry ze wszystkim pogodzić. Ale typowe dla
neurotyka jest właśnie to: jeśli coś w sobie stwierdza, nic już
przeciwko temu nie czyni; jeśli coś w sobie znajduje, znajduje też od razu w sobie zgodę na to. Jeśli mówi na przykład o słabości
swej woli, to zapomina, iż ważna jest zasada, że tam, gdzie jest wola, tam znajdzie się także i droga wyjścia. I inna zasada, o
większym jeszcze znaczeniu, że gdzie jest cel, tam znajdzie się i wola jego realizacji. Skoro jednak neurotyk mówi tylko o cechach charakteru, i w ogóle o swoim charakterze, to z góry już wymawia się tym charakterem. Jak jednak ktoś uważający swój los za
przypieczętowany miałby go przezwyciężyć?
Oto dlaczego musimy wystąpić przeciw nerwicowemu fatalizmowi, a
zarazem przeciw pewnemu rodzajowi popularyzacji wyników badań
psychiatrycznych, który może wyrządzać tylko szkody. Iluż
spotykamy pacjentów, u których nerwica powstała w ogóle dopiero
wskutek tego, że na jakieś same w sobie niewinne nerwowe
dolegliwości reagowali obawą, iż mogą one być objawem albo
zapowiedzią grożących poważnych chorób. A okazję do takich obaw
znajduje laik wciąż na nowo w popularnej wiedzy medycznej lub
psychiatrycznej, nieraz pokrywającej się z groźnym niedouczeniem.
Dziś, gdy do dobrego tonu dziennikarskiego należy operowanie
fachowymi wyrażeniami psychiatrycznymi, dziś również i film nie
może pozostawać w tyle, i dochodzi do tego, że zajmuje się on
psychoanalizą, przypadkami rozdwojenia jaźni i utraty pamięci, a przynajmniej tym, jak sobie ludzie filmu wyobrażają psychoanalizę itd. W rzeczywistości mnoży się w ten sposób tylko niepotrzebne