X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Hrabia, chcąc być grzecznym, upewnił go, że kraj i obywatelstwo bardzo bogate. Uśmiechnął się pan Nieczujski.
– Nie przeczę – rzekł – i mam nadzieję, że się tu zamożność podniesie, gdy wszelkie siły uśpione i bezczynne spotrzebowane zostaną. Nasze Poznańskie
– dodał – mniej malownicze, dla pejzażysty i turysty nie tyle dostarcza cieka-wych widoków, ale Niemcy nauczyli nas zagospodarować je lepiej.
Ponieważ w tym przedmiocie gospodarstwa nikt nie był mocny, zmilczano.
Trudno jakoś przychodziło dobrać innego przedmiotu do ogólniejszej rozmowy. Hrabia Roman, czując się zaniedbanym i znajdując, iż aż nadto już ba-wiono tego przemysłowca, wszczął umiejętnie rzecz o ogrodach i kwiatach.
Tu nie spodziewał się stykać z niemiłym owym prostakiem. Mając wiele eru-dycji, rozwinął swe poglądy na piękne ogrodnictwo i zacytował mnóstwo rzadkich roślin, którymi cieplarnie Pruhowa słynęły.
Nieczujski słuchał z uwagą. W chwili gdy się tego najmniej spodziewano, aby się do rozmowy wtrącił, rzekł po prostu:
– U nas też ogrodnictwo na wysokim stopniu i ja mam tę słabość, że pięk-ne kwiaty lubię bardzo. Niemal wszystkie te osobliwości, o których hrabia wspomina, mam w trejbhauzach131 i oranżerii... sprowadzam coś co roku.
Nic wdzięczniejszego nad pielęgnowanie roślin.
Zuchwalstwo, z jakim garbarz wspomniał o swoich trejbhauzach i cieplarni, niesłychanie wszystkich zdziwiło. Musiało się to odmalować na twarzach, gdyż Nieczujski dodał śmiejąc się:
– I nam, pracowitym ludziom, należy czasem chwila rozrywki niewinnej.
Biedak chciał się tłomaczyć. Hrabia, ulitowawszy się, nic nie odpowiedział, pomyślał, że kłamie. Lola spojrzała na otwartą, uśmiechniętą twarz jego i na myśl jej to nie przyszło.
Hermę to tak dalece zaintrygowało, że się przysunęła do Nieczujskiego.
Można było sądzić, że to go zadziwi i zmiesza, ale bynajmniej nie zdawał się być poruszony.
– Pan mieszkasz na wsi czy w mieście? – poczęła badać ciekawa.
– W miasteczku – rzekł garbarz – ale mam dla mojej fabryki znacznej roz-ległości posiadłość, spory ogród, dom ładny, a przy nim rodzaj cieplarni, któ-
ra stanowi razem mój salon zimowy.
Na to sprofanowanie imienia salonu hrabia aż drgnął.
– Doskonały garbarz! – rzekła w duchu Herma.
Lola wpatrywała się w niego ciągle, egzaminując znać osobliwsze zjawisko.
Gdy po cichu dalej ciągnęła się indagacja obwinionego o garbarstwo przybysza, hrabia Roman, usiłując wydobyć się na pole, na którym by się już nikt nie spotkał z nim, począł o literaturze i teatrze.
Garbarz dał mu się popisać z całym zapasem wiadomostek i połapanych zdań; milczał pokornie, gdy Herma wszczęła spór o jakąś sztukę Dumasa.
Szło o rozstrzygnięcie jej autorstwa. Hrabia przyznawał ją staremu Dumaso-wi - ojcu, Herma synowi.
– Nie ma najmniejszej wątpliwości – wtrącił garbarz – że autorem jej jest młodszy... miałem ją w ręku niedawno.

131 t r e j b h a u s (niem.) - cieplarnia, oranżeria
61
Piorun uderzający w dom nie byłby takiego uczynił wrażenia. Kto by się był spodziewał, że ten prosty człek w grubych butach z podeszwami angiel-skimi, w takim surducie, z chustką od nosa nie batystową mógł znać i czytać Dumasa.
Hrabia odwrócił się zarumieniony. Herma zamilkła chwilę. Lola spojrzała żywo i milczenie zapanowało w salonie.
– Sztukę tę w roku przeszłym widziałem w teatrze w Paryżu – dodał Nieczujski.
– Byłeś pan w Paryżu? – spytała nierozważnie Herma, zarumieniwszy się sama za to mimowolnie wyrywające się jej pytanie.
Nieczujski, wcale nie obraziwszy się nim, z prostotą rubaszną rozśmiał się także.

Tematy