Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dokąd prowadzi? Do Disneylandu?
Rewolwerowiec pokręcił głową.
- Nie wiem, dokąd wiedzie. Może nigdzie... może wszędzie. W moim świecie jest wiele rzeczy, których nie pojmuję... z pewnością oboje już to zauważyliście. A niektóre, dobrze mi znane, zupełnie się zmieniły.
- Ponieważ świat poszedł naprzód?
- Tak. - Roland zerknął na niego. - To nie jest tylko takie wyrażenie. Ten świat naprawdę idzie naprzód, i to coraz szybciej. A jednocześnie zużywa się... rozpada...
Zaakcentował swoje słowa, kopiąc korpus chodzącej skrzynki. Eddie przypomniał sobie szkic rozmieszczenia portali, narysowany przez Rolanda na piasku.
- Czy to jest kraniec świata? - zapytał prawie nieśmiało. - Mam na myśli to, że wygląda tak samo jak każde inne miejsce - zaśmiał się. - Jeśli jest tu jakaś przepaść, to ja jej nie widzę.
Roland pokręcił głową.
- To nie jest tego rodzaju kraniec. To miejsce, gdzie zaczyna się jeden z Promieni. A przynajmniej tak mnie uczono.
- Promieni? - spytała Susannah. - Jakich promieni?
- Wielcy Dawni nie stworzyli tego świata, tylko zmienili go. Niektórzy gawędziarze twierdzą, że Promienie uratowały go; inni mówią, że są nasionami jego zagłady. Wielcy Dawni stworzyli Promienie. To pewnego rodzaju linie... które „wiążą...” i „utrzymują...”
- Mówisz o magnetyzmie? - ostrożnie zapytała Susannah.
Jego kanciasta i pobrużdżona twarz rozpromieniła się, przybierając zupełnie nowy i zaskakujący wygląd. Przez chwilę Eddie widział takiego Rolanda, jakim byłby, gdyby naprawdę dotarł do Wieży.
- Tak! To nie jest tylko magnetyzm, choć ten jest tego częścią... tak samo jak grawitacja... oraz właściwy dobór przestrzeni, wielkości i wymiarów. Promienie są siłami, które wiążą te wszystkie czynniki.
- Witamy na wykładzie fizyki w wariatkowie - mruknął Eddie.
Susannah zignorowała to.
- A Mroczna Wieża? Czy to rodzaj generatora? Główne źródło zasilania tych Promieni?
- Nie wiem.
- Wiesz jednak, że to jest punkt A - rzekł Eddie. - Gdybyśmy przez wystarczająco długi czas szli po linii prostej, dotarlibyśmy do drugiego portalu... nazwij go punktem C... na drugim krańcu świata. Przedtem jednak natrafilibyśmy na punkt B. Centralny. Na Mroczną Wieżę.
Rewolwerowiec przytaknął.
- Czy wiesz, jak długo potrwa taka podróż?
- Nie. Wiem tylko, że to bardzo daleko i odległość rośnie z każdym mijającym dniem.
Eddie nachylił się, by zbadać chodzącą skrzynkę. Teraz wyprostował się i spojrzał na Rolanda.
- To niemożliwe - powiedział tonem człowieka, który usiłuje wytłumaczyć małemu dziecku, że żaden strach nie mieszka w jego szafie, przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnych strachów. - Światy nie rosną, Rolandzie.
- Nie? Kiedy byłem chłopcem, Eddie, oglądałem mapy. Szczególnie pamiętam jedną. Nosiła nazwę „Większe Królestwa Ziemi Zachodniej”. Pokazywała moją krainę, którą nazywano Gilead. Pokazywała Centralne Baronie, które upadły w wyniku zamieszek i wojny domowej rok po tym, jak zdobyłem moje rewolwery, a także wzgórza, pustynię i góry, i Morze Zachodnie. Gilead dzieliła spora odległość - tysiąc lub więcej mil - od Morza Zachodniego i przebycie jej zajęło mi ponad dwadzieścia lat.
- To niemożliwe - powiedziała pospiesznie i z przestrachem Susannah. - Nawet gdybyś szedł pieszo, nie trwałoby to dwadzieścia lat.
- No, cóż, trzeba wziąć pod uwagę przystanki na pisanie kartek i picie piwa - zażartował Eddie, ale oboje zignorowali go.
- Nie szedłem, większość drogi przebyłem na końskim grzbiecie - rzekł Roland. - Od czasu do czasu... powiedzmy, że zatrzymywano mnie, ale przeważnie byłem w drodze. Oddalałem się od Johna Farsona przewodzącego buntowi, który zniszczył świat mojego dzieciństwa i chciał zatknąć moją głowę na palu na swoim dziedzińcu. Myślę, że miał po temu ważny powód, gdyż wraz z moimi przyjaciółmi byliśmy odpowiedzialni za śmierć wielu jego popleczników, a ja skradłem mu coś, coś bardzo cennego.
- Co takiego, Rolandzie? - zapytał zaciekawiony Eddie.
Roland potrząsnął głową.
- To opowieść na inny dzień... który może nigdy nie nadejść. Na razie myślcie o tym tak: przebyłem wiele tysięcy mil. Ponieważ ten świat rośnie.
- Takie rzeczy się nie zdarzają - upierał się Eddie, a mimo to był głęboko wstrząśnięty. - Są trzęsienia ziemi... powodzie... fale przypływu... nie wiem co jeszcze...

Tematy