Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Stratton pokręcił z powątpiewaniem głową.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem, jakie znaczenie może mieć ten obraz.
– Hmmm!? Sądziłem, że wy wiecie chyba wszystko – warknął rozłoszczony. Wcisnął obie ręce w kieszenie spodni i oparł się o ścianę obok okna. – Jaki to może mieć związek z Zoe?
– Śledziliśmy Rebekę Weinstock prawie tydzień – wyjaśniał Stratton. – Od momentu, kiedy usłyszeliśmy jej nazwisko w podsłuchanych rozmowach KGB. Ona jest... była... wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, Austriaczką i zamożną kolekcjonerką dzieł sztuki. Zamierzała wykupić zbiory zgromadzone w Kreuzlingen, wśród których, zdaniem KGB, znajduje się poszukiwane przez nich malowidło. KGB, za pośrednictwem ludzi Żyrinowskiego, dotarło do Weinstock i do ciebie, zanim udało się to nam.
W głosie Strattona słychać było skruchę.
– Czy... natknęliście się na informację, gdzie mogą prze trzymywać Zoe? – zapytał Ridgeway.
Stratton zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie. Ale wierzymy, że jest żywa i nadal przebywa w Szwajcarii.
Ridgeway odsunął nieco zasłonę i spoglądał w mroczną, szalejącą burzę. Furia wichury dorównywała jego wzburzonym myślom. Musi z nimi współpracować, postanowił. Nie miał po prostu innego wyjścia. Nigdy jej nie odnajdzie, działając w pojedynkę. Musi jednak zachować ostrożność, wykorzystując ich, ale nie dając się jednocześnie wykorzystać. NSA miało reputację instytucji bezdusznej, mogliby jej pozazdrościć Borgiowie.
– W porządku – zgodził się, odwracając od okna. – Będę z wami współpracował.
Stratton uśmiechnął się.
– Byłem przekonany, że w końcu zrozumiesz.
– Mam jednak kilka warunków – dodał Ridgeway. – Pracuję samodzielnie. Dzielimy się informacjami. Nie życzę sobie, żebyście mnie śledzili. Jeśli Rosjanie trafią na wasz trop, nie chcę, żeby deptali mi po piętach.
Stratton starał się sprawiać wrażenie nieporuszonego.
– Skoro tak to sobie wyobrażasz – skomentował. – Miałem nadzieję, że będziemy współpracować nieco bliżej.
Ridgeway zaprzeczył ruchem głowy.
– W żadnym wypadku.
Przez długą chwilę mierzyli się nawzajem wzrokiem, każdy z nich usiłował zrozumieć znaczenie słów, które właśnie padły.
Stratton wahał się. Spojrzał na Highgate’a, potem na sufit i w końcu na Ridgewaya.
– W porządku, dogadaliśmy się.
Zoe poszła za Thalią na teren prowizorycznej galerii i rozsiadła się w miękkim skórzanym fotelu projektu Ludwiga Mieś van der Rohe. Thalia podała jej kieliszek z winem, potem usiadła na sofie wykonanej z chromu i skóry.
Nie pierwszy raz pozwalały sobie na taki relaks, robiły to zwłaszcza w wieczory takie jak ten, kiedy pracowały długo, aż po noc. Celowo trzymały się z dala od win najlepszych marek, dzięki temu kończyło się to jedynie na zmarszczonych brwiach i marsowych minach porywaczy, bez wymierzania kary.
Thalia zamknęła oczy i smakowała trunek na podniebieniu, zanim w końcu przełknęła.
– Jedną z najdziwniejszych rzeczy, na jakie natrafiłam, kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, był sposób, w jaki Amerykanie – zwłaszcza niektórzy mężczyźni – tracili całą radość, jaką daje wino.
Zoe przechyliła głowę.
– Dziwnych? W jakim sensie?
– Mieli problem ze zmysłowością wina... z jego seksualnością, jeśli wolisz. – Obróciła kieliszek i przez chwilę wpatrywała się w ciemnorubinowy płyn. – Oni chcą myśleć o winie, zamiast je czuć. Czucie jest sferą, która przeraża ich śmiertelnie, zatem pozbawiają wino aspektów zmysłowych, opisując je w kategoriach ilościowych. Przypisują winu odpowiednie wartości liczbowe, dzielą na proporcje komponentów kwaśnych i zawierających cukier. Rozpisują się bez końca na temat producentów win, pogody oraz wielkości opadów. Ich pragnieniem jest kolekcjonowanie wina, a nie po prostu raczenie się nim. Są wśród nich samozwańczy kapłani i święci kelnerzy podający wina, kolekcjonerzy oraz maniacy wina którzy rozmawiają żargonem niezrozumiałym dla niewtajemniczonych. Mają własne dogmaty, rozstrzygające o tym, które wina są dobre, a które kiepskie, który gatunek należy pić z jakim jedzeniem, jakie kieliszki są odpowiednie – ich rytuały mogą przyprawić o rumieniec wstydu niejedną religię. Publikują książki, traktowane niemal jak pismo święte, których uczą się na pamięć. Oddają hołd idei wina, nie rytuałowi jego picia... i tak dalej.

Tematy