Chcia³ zobaczyæ, jak podstêpny Rybet bêdzie wy-
ba³usza³ ¿abie oczy i ³apczywie chwyta³ t³ustymi wargami powie-
trze, usi³uj¹c nape³niæ nim p³uca.
Doole, administrator zak³adu karnego, para³ siê czarnorynkowym
handlem b³yszczostymem. Sprzedawa³ przyprawê Hanowi i innym
przemytnikom, którzy na pok³adach swoich statków dostarczali dro-
211
gocenny ³adunek gangsterom w rodzaju Hutta Jabby. Doole mia³
jednak paskudny zwyczaj zdradzania swoich partnerów handlowych.
Przekazywa³ ich w rêce imperialnych celników, ilekroæ dochodzi³
do wniosku, ¿e bêdzie mia³ z tego wiêksz¹ korzyœæ. Zdradzi³ w ten
sposób i Hana, który musia³ ratowaæ siê ucieczk¹, ale przedtem wy-
rzuci³ za burtê ca³y transport przyprawy... co bardzo rozgniewa³o
Jabbê.
Han nie chcia³ powracaæ na Kessel. O wiele bardziej wola³by byæ
z ¿on¹ i dzieæmi w domu. Chcia³ znów znaleŸæ siê w towarzystwie
wiernego druha, Chewbaccy. Chcia³ odpocz¹æ, spêdziæ z nimi mi³e,
koj¹ce wakacje. Chocia¿ raz.
– Mam lepszy pomys³ – odezwa³a siê Mara Jade, przerywaj¹c tok
myœli Hana. Odchyli³a g³owê i wpatrzy³a siê w lekko zamglone nie-
bo. – W bazie na ksiê¿ycu przebywa w tej chwili Ghent, nasz w³a-
mywacz komputerowy. Mo¿liwe, ¿e jeszcze go pamiêtasz. By³ kie-
dyœ jednym z najlepszych doradców Talona Karrde’a. Potrafi w³a-
maæ siê do ka¿dej sieci.
Han rzeczywiœcie przypomina³ sobie m³odego, zuchwa³ego i pe³-
nego entuzjazmu ch³opaka, który na wylot zna³ wszystkie systemy
komputerowe, ale nie bardzo wiedzia³, kiedy trzymaæ jêzyk za zêba-
mi. Wzruszy³ ramionami. Nie zale¿a³o im teraz na zachowaniu cze-
gokolwiek w tajemnicy. Potrzebowali kogoœ, kto móg³by pokonaæ
system obronny wiêzienia.
– No dobrze, niech przyleci tu „Soko³em” – odezwa³ siê w koñcu. –
Na pok³adzie statku mam tak¿e kilka urz¹dzeñ, które mog¹ siê tutaj
przydaæ. Im szybciej siê tam dostaniemy, tym szybciej bêdziemy
mogli zacz¹æ dzia³aæ.
Lando nie mia³ nic przeciwko temu.
– Tak, ka¿dy sposób pokonania tych drzwi, który nie spowoduje
zbyt wielu zniszczeñ...
Mara zacisnê³a wargi.
– Myœlê, ¿e sprowadzê tak¿e grupê zabijaków. Mam cztery mi-
strylskie stra¿niczki i kilkunastu przemytników, którym przestaje siê
podobaæ nasz nowy uk³ad. Niektórzy narzekaj¹, ¿e ju¿ dawno nie
mieli okazji wdaæ siê w dobr¹, solidn¹ walkê na piêœci.
Godzinê póŸniej, czuj¹c ch³ód i zmêczenie nawet mimo izolowa-
nego termicznie skafandra, Han usiad³ na wsporniku silnika „Œlicz-
notki”. Obserwowa³ rzadkie k³êby dymów, unosz¹ce siê z kominów
dwóch odleg³ych fabryk, które jeszcze funkcjonowa³y, wzbogaca-
j¹c sk³ad atmosfery. Poza tym na powierzchni Kessel panowa³ bez-
212
ruch i cisza. Han wiedzia³ jednak z w³asnego doœwiadczenia, ¿e g³ê-
boko, w mrocznych tunelach kopalñ, czaj¹ siê potworne energo¿er-
ne paj¹ki, gotowe poch³on¹æ ka¿d¹ ¿yw¹ istotê, jak¹ znajd¹.
Us³ysza³, jak warstwy rozrzedzonej atmosfery przeszywa g³oœny
grzmot fali dŸwiêkowej, po którym nastêpuje wycie silników napê-
du podœwietlnego. Omiót³ spojrzeniem niebosk³on i po chwili zoba-
czy³ nieforemn¹, rozwidlon¹ sylwetkê „Tysi¹cletniego Soko³a”.
Jego statek wyl¹dowa³ obok „Œlicznotki” na p³ycie l¹dowiska
pokrytej bia³awym py³em. Z frachtowca wysiad³o piêcioro przemyt-
ników. Na czele grupy sz³y dwie wysokie, silnie umiêœnione kobie-
ty – mistrylskie stra¿niczki. Za nimi kroczy³ w³ochaty Whiphid,
szczerz¹cy groŸnie k³y, w towarzystwie Trandoshana, istoty przy-
pominaj¹cej gada. Ca³a czwórka mia³a na sobie kombinezony z na-
szytymi kreskowanymi emblematami Sojuszu Przemytników. Wszy-
scy byli bardzo silnie uzbrojeni. Ich kieszenie i ³adownice mieœci³y
tyle zapasowych pojemników energetycznych, ¿e mo¿na by³oby
szturmowaæ nawet potê¿n¹ twierdzê.
Ostatni zszed³ po rampie Ghent, komputerowy w³amywacz. Do-
pasowuj¹c tlenow¹ maskê na twarzy, usi³owa³ przyg³adziæ rozczo-
chrane w³osy, i mrugaj¹c, rozgl¹da³ siê na prawo i lewo. Lekko kiw-
n¹³ g³ow¹ w stronê Mary Jade, a póŸniej skupi³ ca³¹ uwagê na opan-
cerzonych drzwiach. Z du¿ej torby, przewieszonej przez ramiê, wy-
stawa³y ró¿ne przyrz¹dy, aparaty diagnostyczne, miniaturowe kla-
wiatury oraz pojemniki z bezpiecznikami, bocznikami i zapasowy-
mi obwodami scalonymi.
– To bêdzie dziecinnie ³atwe – oœwiadczy³, przyjrzawszy siê
zamkowi.
Mara Jade i Lando usiedli na wsporniku obok Hana i patrzyli, jak
Ghent bierze siê do pracy. Idealnie skupiony, nie zwraca³ najmniej-
szej uwagi na po¿a³owania godne warunki panuj¹ce na powierzchni
Kessel.
Han chrz¹kn¹³.
– Nawet w najbardziej koszmarnych snach – powiedzia³ – nie s¹-
dzi³em, ¿e zadam sobie tyle trudu, by dostaæ siê d o wiêzienia na
Kessel.
Moruth Doole, kul¹c siê za zamkniêtymi drzwiami na jednym
z ni¿szych poziomów imperialnego zak³adu karnego, têsknie wspo-
mina³ dawne, dobre czasy. W porównaniu z nieustannym strachem,
213
w jakim ¿y³ przez ostatnie kilka miesiêcy, nawet ¿ycie w imperialnym jarzmie wydawa³o mu siê istnym rajem.
Kiedy przed rokiem przej¹³ w³adzê nad placówk¹, zaj¹³ biuro
by³ego dyrektora. Spêdza³ tam wiêkszoœæ czasu, ogl¹daj¹c krajobra-
zy Kessel przez ogromne, panoramiczne okna. Móg³ ca³ymi godzi-
nami obserwowaæ bezkresn¹ pustkê alkalicznych równin. Po¿ywia³
siê miêsistymi, delikatnymi owadami, a kiedy mia³ chêæ, szuka³ part-
nerki poœród schwytanych Rybetek, które wiêzi³ w prywatnym ha-
remie.
Teraz jednak, od czasu ataku Daali, przeniós³ siê do jednej z naj-
lepiej strze¿onych cel swojego wiêzienia. Przygotowywa³ siê do
obrony, gdy¿ wiedzia³, ¿e wczeœniej czy póŸniej ktoœ przybêdzie,
¿eby go pochwyciæ.
Œciany jego celi by³y bardzo grube i zbrojone, odporne na strza³y
z blasterów. Zbyt jasne œwiat³o sprawia³o, ¿e Moruth Doole traci³
ostroœæ wzroku. Poklepa³ mechaniczne oko, które pomaga³o mu
zmieniaæ ogniskow¹. Urz¹dzenie roztrzaska³o siê kolejny raz pod-
czas walk w przestworzach wokó³ Kessel. Doole pozbiera³ szcz¹tki
i próbowa³ z³o¿yæ je w funkcjonuj¹c¹ ca³oœæ, ale mechanizm nie
chcia³ dzia³aæ tak jak kiedyœ.
Doole zacz¹³ spacerowaæ po zimnej, kamiennej posadzce celi.
Wszystko wokó³ niego wali³o siê w gruzy. Kessel zosta³a zniszczo-
na. Po walkach pozosta³y jedynie dymi¹ce ruiny na powierzchni
i wraki gwiezdnych statków, zaœmiecaj¹ce ca³y system a¿ do gro-
mady czarnych dziur. Rybet nie dysponowa³ nawet jednostk¹, któr¹
móg³by odlecieæ. Nie chcia³ pozostawaæ na Kessel... ale czy mia³
inne wyjÂœcie?
Buntowa³y siê nawet œlepe larwy, nieporadne stworzenia o ogrom-