Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Goście cesarza nadmiernie jedli i pili. Rozmawiano krzykliwie, śmiano się zbyt głośno i niemądrze, flirtowano i rzucano zalotne spojrzenia. Mężczyźni polowali na zdobycz, odwiedzając na niepewnych nogach sofy, na których się ukrywały najmłodsze i najładniejsze kobiety, przysiadali obok nich i usługiwali im z oddaniem. Podnosili czary do ust zapraszających do czegoś więcej niż pieszczota złocistego wina.
Helena musi gdzieś być w tej sali. Nie zaniedbałaby sposobności, aby uczestniczyć w takiej uczcie, lecz Bazylemu nie udało się jej zobaczyć. W sztywnej postawie Szymona odgadywał urazę wywołaną jej nieobecnością. Czyżby pozwalała sobie na czułe przebywanie z nowym adoratorem gdzieś w tej sali?
Bazyli napomniał siebie: “Jestem tutaj, żeby utrwalić rysy cesarza, a nie obserwować figle jego gości.”
Z ulgą odwrócił się plecami od bachanaliów i powrócił do pracy.
 
4
Neron nie pił i zaledwie uszczknął nieco soczystych owoców, bogatych ciast i tortów podanych na deser. Jasne było, że uznał wieczór za nudny. Wargi ułożyły mu się w dąs, niskie czoło zachmurzyło, a jego oczy nie znajdowały przyjemności nawet w widoku niezmąconej urody Poppei. Rozglądał się wokół z miną, która mówiła wyraźnie: “Ci płytcy światowcy sycą swe prostackie apetyty, kiedy moja boskość przygląda się im z odrazą!”
Wreszcie palący cesarski wzrok spoczął na oazie, gdzie Szymon Mag siedział w cichej samotności. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Szymonie Magu! - zawołał.
Szymon podniósł się z sofy i skłonił się wolno i głęboko trzy razy. Towarzystwo, znajdujące się w środkowej części sali, ucichło natychmiast, jednak, aby opanować odgłosy zabawy w odległych częściach sali, cesarz musiał podnieść głos.
- Czy masz jeszcze jakieś sztuczki do pokazania, mistrzu ciemnych matactw i diabelskich umiejętności?
Dni dociekań i badań w domu na Via Nova, ciągłe próby z nowymi pomocnikami, wykonywanie tajemniczych rekwizytów, wszystko to Szymon przygotowywał na dwie okazje, a ta właśnie była jedną z nich, czyli wstępem do wielkiego widowiska, którym Zły Samarytanin zamierzał zadziwić świat. Świadomy, że przeznaczenie unosi się nad nim, wielki mag postąpił kilka kroków do przodu.
- Boski cezarze - rozpoczął. - Mam w głowie raczej słowa niż czyny, słowa przeznaczone dla twego uczonego ucha i tych wszystkich siedzących przy tobie. Pragnę obalić pewne błędne pojęcia na temat tego, co się nazywa magią. Jeśli mam twoje dostojne zezwolenie, aby przemówić, postaram się powiedzieć w krótkich słowach to, co musi być powiedziane. A może podczas tej mowy moje ręce nie zapomną swego rzemiosła, lecz wykonają pewne nowe, pomysłowe sztuki i koncepty dla twej rozrywki.
Wyciągnął przed siebie prawą rękę gestem retora. Ręka była pusta, o czym wszyscy siedzący w pobliżu mogli się przekonać. Ale w tym momencie ujrzeli nagle zapaloną świecę na otwartej dłoni. Szymon opuścił rękę i popatrzył na migoczący płomyk, jakby on sam był równie zdziwiony jak wszyscy pozostali. Rozejrzał się wokół. Jego spojrzenie padło na grubego senatora, który właśnie podnosił do ust czarę z winem. Mag obojętnym gestem rzucił świecę do jego czary, gdzie zgasła z sykiem po jednym mrugnięciu.
Dobrze wybrał swą ofiarę. Urażony senator zaczął coś bełkotać, lecz uciszył się, kiedy cała sala wybuchnęła śmiechem. Zaskoczony Neron zarechotał krótko. POtem odkaszlnął i znów zarechotał, tym razem na wyższą nutę. Jego rozradowanie wzrastało i wyrażało się coraz głośniejszym śmiechem. Wreszcie odrzucił głowę do tyłu i poddał się całkowicie zadowoleniu, wybuchając cienkim, histerycznym śmiechem.
Szymon zrobił jeszcze parę kroków do przodu.
- O, cezarze - powiedział - mniema się, że magia to tylko kwestia zręcznej ręki i pewnych przyborów, które magik przy sobie ukrywa. To, o czym będę mówił, jest odmiennym rodzajem magii. To straszne moce, które wpadają w ręce tego, kto się odważy złamać pieczęcie ksiąg czarnej magii. Będę mówił o tajnikach, które można poznać, zapuszczając się w wysokie sklepienia nieznanego, o dziwnej boskości, co wlewa się w żyły wtajemniczonych.