Każdy jest innym i nikt sobą samym.

.." - zawołał.
Zdawało mu się, że go krew zalewa, że mu pękają piersi, wił się z bólu i nagle zaniósł się od płaczu.
"Boże miłosierny... Boże miłosierny!..." - powtarzał wśród łkań.
Dróżnik przypełznął do niego i ostrożnie wsunął mu rękę pod głowę.
- Płacz, wielmożny panie!... - mówił nachylając się nad nim.-Płacz, wielmożny panie, i wzywaj boskiego imienia... Nie będziesz go wzywał nadaremnie... "Kto się w opiekę poda Panu swemu, a całym sercem szczerze ufa jemu, śmiele rzec może, mam obrońcę Boga, nie spadnie na mnie żadna straszna trwoga... Ciebie on z sideł zdradzieckich wyzuje..." Co tam, wielmożny panie, dostatki, co największe skarby!... Wszystko człowieka zawodzi, tylko jeden Bóg nie zawiedzie...
Wokulski przytulił twarz do ziemi. Zdawało mu się, że z każdą łzą spada mu z serca jakiś ból, jakiś zawód i rozpacz. Wykolejona myśl poczęła układać się do równowagi. Już zdawał sobie sprawę z tego, co robił, i już zrozumiał, że w chwili nieszczęścia, kiedy go wszystko zdradziło, jeszcze pozostała mu wierną ziemia, prosty człowiek i Bóg...
Powoli uspokajał się, łkania coraz rzadziej rozdzierały mu piersi, uczuł niemoc w całym ciele i twardo zasnął.
Świtało, kiedy się obudził; usiadł, przetarł oczy, zobaczył obok siebie Wysockiego i wszystko sobie przypomniał.
- Długo spałem? - zapytał.
- Może kwadrans... może pół godziny - odparł dróżnik.
Wokulski wyjął pugilares, wydobył kilka sturublówek i podając je Wysockiemu rzekł :
- Uważasz... Wczoraj byłem pijany... Nie mówże nic i nikomu, co się tu stało. A oto masz... dla dzieci...
Dróżnik pocałował go w nogi.
- Myślałem - rzekł - że jaśnie pan stracił wszystko i dlatego...
- Masz rację! - odparł w zamyśleniu Wokulski - straciłem wszystko... oprócz majątku. Nie zapomnę o tobie, chociaż... Wolałbym już nie żyć.
- Ja też zaraz mówiłem, że taki pan nie szukałby nieszczęścia, choćby stracił wszystkie pieniądze.
Zrobiła to złość ludzka... Ale i na nią przyjdzie koniec. Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy, przekona się pan...
Wokulski podniósł się z ziemi i zaczął iść do stacji. Nagle zwrócił się do Wysockiego.
- Jak będziesz w Warszawie - rzekł - wstąp do mnie... Ale ani słowa o tym, co się tu stało...
- Tak mi Boże dopomóż, że nie powiem - odparł Wysocki i zdjął czapkę.
- A na drugi raz... - dodał Wokulski kładąc mu rękę na ramieniu - na drugi raz... Gdybyś spotkał
takiego człowieka... rozumiesz?... gdybyś spotkał, nie ratuj go... Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć ze swoją krzywdą przed boskim sądem, nie zatrzymuj go...
Nie zatrzymuj!...
ROZDZIAŁ SZESNASTY: PAMIĘTNIK STAREGO SUBIEKTA
Sytuacja polityczna zarysowuje się coraz wyraźniej. Mamy już dwie koalicje. Z jednej strony Rosja z Turcją, z drugiej Niemcy, Austria i Anglia. A jeżeli tak jest, więc znaczy, że lada chwilę może wybuchnąć wojna, w której zostaną rozstrzygnięte bardzo, ale to bardzo ważne sprawy.
Czy tylko będzie wojna? bo my zawsze lubimy się łudzić. Otóż będzie, tym razem niezawodnie. Mówił
mi Lisiecki, że ja co roku zapowiadałem wojnę i nigdy się nie sprawdziło. Głupi on, uczciwszy uszy... Co
innego było w tamtych latach, a co innego dziś.
Czytam na przykład w gazetach, że Garibaldi agituje we Włoszech przeciw Austrii. Dlaczegóż on agituje?... Bo spodziewa się wielkiej wojny. I nie na tym koniec, gdyż w kilka dni później słyszę, że jenerał Türr na wszystkie świętości zaklina Garibaldiego, ażeby nie robił kłopotu Włochom...
Co to znaczy?... To znaczy, przetłomaczone na ludzki język, że: "Wy, Włosi, nie ruszajcie się, bo i bez tego Austria da wam Triest, jeśli wygra: Gdyby zaś z waszej winy przegrała, nie dostaniecie nic..."
To są ważne zapowiedzi te agitacje Józia Garibaldiego i uspakajania Türra. Józio agituje, bo widzi wojnę na długość ręki, a Tűrr uspakaja, bo widzi dalsze interesa.
Ale czy zaraz wybuchnie wojna? w końcu czerwca czy w lipcu?...
Tak by myślał niedoświadczony polityk, ale nie ja. Niemcy bowiem nie rozpoczęliby wojny nie zabezpieczywszy się od Francji.
Jakże się zaś zabezpieczą?... Szprot mówi, że na to nie ma sposobu, ale ja widzę, że jest, i jeszcze bardzo prosty. O, Bismarck to sprytny ptaszek, zaczynam się do niego przekonywać!...