Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Shahid splunął na ziemię. - Niech tylko Abdul Samut Khan wyjedzie, a zajmę się tobą. - Przywołał młodszego żołnierza. - I nie myśl, że uda ci się dzisiaj uciec, bo twoje drzwi będą dobrze strzeżone.
Ross wszedł do apartamentu, zamknął i zaryglował drzwi, myśląc sobie, że ma już dosyć naciągania go na łapówki i gróźb.
W saloniku paliła się pojedyncza lampa, a drzwi balkonowe były otwarte na oścież, słychać więc było w pomieszczeniu odgłosy przyjęcia. Ross się zdziwił, że nie ma Juliet. Sądził, że wróciła do pokoju przed nim. Potem uświadomił sobie, że tak musiało być, inaczej lampa by się nie paliła. Pragnąc wziąć ją już w ramiona, przeszedł do sypialni.
W świetle drugiej migoczącej lampki dostrzegł Juliet, która skulona siedziała w rogu kanapy.
- Co, nie przyprowadziłeś ze sobą tej tłustej ślicznotki? - zapytała lodowatym tonem, kiedy stanął w progu.
Uśmiechnął się i zaczął ściągać surdut i buty.
- To jasne, że mnie kusiło, ale świadomość, że wytniesz mi potem wątrobę, nieco ostudziła mój zapał.
- Bardzo rozsądnie. - Wodziła wzrokiem za mężem, ale nie wstawała.
Ross pomyślał, że pokpiwanie sobie z zazdrości to ich następny sposób na droczenie się, niemniej powściągliwość żony kazała mu się zastanowić, czy przypadkiem Juliet nie jest naprawdę przygnębiona.
- Chyba nie myślisz, że ta tancerka naprawdę mnie zainteresowała.
- Ależ oczywiście, że cię zainteresowała. Każdy mężczyzna zwróciłby na nią uwagę.
- Ale nie ja. Nawet owinięta w koc i skrzywiona jesteś od niej sto razy bardziej pociągająca.
- Cieszę się, że tak uważasz. - W ułamku sekundy stanęła na nogach, odrzuciła opończę i tagelmoust, odsłaniając jedwabny czarny kostium tancerki, tak przezroczysty, że widać było każdy kawałek jej ciała. Podkreślone czarną surmą oczy błyszczały. Posłała mężowi zmysłowy, prowokacyjny uśmiech.
- Uszyłam ten strój z jedwabiu, który kupiłam od ojca Hafiza. A teraz udowodnię ci, że potrafię to samo, a nawet więcej niż tamta pulchna tancereczka.
Ross wstrzymał oddech. Zwiewna jak mgiełka tkanina, która owijała się wokół ciała żony kilkoma warstwami, zakrywała ją od stóp do głów, ale była tak przezroczysta, że w gruncie rzeczy Juliet zdawała się naga.
Juliet przeszła z wdziękiem na środek pokoju.
- Czy mam dla ciebie zatańczyć, mój panie? - zapytała, ponętna jak sama Dalila.
- O tak... - wyszeptał Ross. Opadał na kanapę, nie odrywając od żony wzroku. - Jak najbardziej.
Była urodzoną tancerką. Ross wiedział, że jako dziecko uczyła się tańców szkockich, a w młodości towarzyskich. Nie miał pojęcia, skąd znała figury tańców egzotycznych, ale teraz widać było, że korzystała z całej swojej wiedzy, tworząc własną, oryginalną choreografię tańca erotycznego, który właśnie mu prezentowała.
Jak zaczarowany przyglądał się żonie, która zamieniła taniec w prawdziwe arcydzieło. Jej dusza, ciało i muzyka złączyły się ze sobą w harmonijną całość, tak że w pewnej chwili nie można już było odróżnić tancerki od tańca. Juliet kojarzyła się z ogniem, była wdziękiem, wolnością - była tym wszystkim, co Ross tak w niej uwielbiał i co zarazem nieraz stanowiło powód jego rozpaczy.
Ale przede wszystkim była ucieleśnieniem zmysłowości. Bez jednego dotyku rozbudziła w Rossie podniecenie. Unoszące się i falujące warstwy przezroczystej materii to odsłaniały, to zasłaniały jej ciało. Ogniste włosy, alabastrowe ciało, powiewna szata; nie trzeba było więcej, by krew w żyłach Rossa zawrzała.
Po jakimś czasie poczuł, że samo przyglądanie się już mu nie wystarcza. Kiedy w pewnej chwili Juliet, wirując, znalazła się w zasięgu jego ręki, Ross pochwycił za koniuszek jedwabiu zasłaniającego głowę. Tkanina została mu w dłoni.
Juliet roześmiała się i pochwyciła za drugi róg.
- Zatańcz ze mną, mój panie.
Natychmiast zrozumiał, o co żonie chodzi; w wielu środkowowschodnich krajach kobietom i mężczyznom nie wolno się dotykać publicznie, natomiast mogą ze sobą tańczyć. Tak więc teraz on i Juliet, połączeni szarfą, mieli zatańczyć ze sobą, nie dotykając się. Dołączył do niej i zaczął się kołysać w takt muzyki.