Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Może i dobrze ją oceniasz. Chyba go lubi. I byłaby dla niego świetną żoną. Opiekowałaby się George’em.
Pani Drakę prychnela, a na jej życzliwej, przypomi­nającej owcxą twarzy pojawiło się uczucie bliskie obu­rzenia.
- Gcorge ma doskonałą opiekę. Czego jeszcze mógł­by chcieć? Wyśmienite posiłki, naprawione ubranie. Miło mu mieć koło siebie atrakcyjną młodą dziewczynę, taką jak ty, a kiedy pewnego dnia wyjdziesz za mąż, spo­dziewam się, że nadal będę potrafiła dopilnować, by czuł się wygodnie i zatroszczyć się o jego zdrowie. Równie dobrze albo nawet lepiej niż ta dziewczyna z biura. Co ona wie o prowadzeniu domu? Liczby, księ­gi rachunkowe, stenografia i maszynopisanie - na co to może przydać się w domu?
Iris uśmiechnęła się i potrząsnęła głową, ale nie sprzeczała się. Myślała o gładkich, aksamitnie czarnych włosach Ruih, jej czystej cerze i figurze tak dobrze podkreślonej surowymi, szytymi na miarę strojami, które Rulh lubiła. Biedna ciotka, skupiona na wygodzie i pro­wadzeniu domu. Wszelkie myśli o miłości były tak od niej odległe, że prawdopodobnie zapomniała, co to w ogóle znaczy. O ile kiedykolwiek wiedziała - pomy­ślała Iris, przypomniawszy sobie wuja.
Lucilla Drakę była przyrodnią siostrą Hectora Mar­łeś, pochodziła z pierwszego małżeństwa ojca. Po śmierci matki opiekowała się dużo młodszym bratem. Prowadziła ojcu dom i w końcu wiodła żywot samotnej starej panny. Zbliżała się do czterdziestki, kiedy poznała wielebnego Caleba Drake’a, który miał wówczas ponad pięćdziesiąt lat. Krótko była mężatką - zaledwie dwa lata. Została wdową z niemowlęciem. Macierzyństwo, które nadeszło późno i nieoczekiwanie, było najwspa-
nialszym doświadczeniem w jej życiu. Syn okazał się źródłem niepokoju, smutku i bezustannych wydatków -lecz nigdy jej nie rozczarował. Pani Drakę mc dopatry­wała się żadnych wad w Yictorze prócz jednej, wyni­kającej z życzliwości - jedynej słabości jego charakteru. Yictor za bardzo ufał ludziom - zbyt łatwo pozwalał sprowadzać się na złą drogę nieodpowiednim znajomym, ponieważ sam im wierzył. Yictora oszukiwano. Yictora nabierano. Był zabawką podłych mężczyzn, którzy wyko­rzystywali jego niewinność. Miła, niezbyt mądra, owcza twarz Lucilli twardniała z uporem, kiedy krytykowano Yictora. Znała swojego syna. Był pełnym życia, kocha­nym chłopcem, co wykorzystywali jego tak zwani przy­jaciele. Sama wiedziała najlepiej, jak bardzo Yictor nie lubi prosić jej o pieniądze. Lecz kiedy biedak znajdował się kłopotach, co innego mógł zrobić? Nie miał nikogo prócz niej.
Przyznawała, że zaproszenie George’a, by zamiesz­kała w jego domu i zaopiekowała się Iris, nadeszło jak dar Opatrzności, i to w chwili, kiedy naprawdę była zdesperowana i biedna. Zeszły rok przyniósł jej szczę­ście i poczucie komfortu. Żaden człowiek nie potrafiłby patrzeć życzliwie, jak tego wszystkiego pozbawia go jakaś młoda parweniuszka, uosobienie nowoczesnej wy­dajności i odpowiedzialności, która i tak - jak przeko­nywała samą siebie Lucilla - poślubiłaby George’a wy­łącznie dla pieniędzy. Oczywiście, że o to jej chodziło! Wygodny dom i bogaty, pobłażliwy mąż. Nikt nie wy­tłumaczyłby ciotce Lucilli, która miała swoje lata, że jakakolwiek młoda kobieta naprawdę lubi zarabiać na swoje utrzymanie! Dziewczyny nie zmieniły się - wolały zmusić mężczyznę, by zapewnił im wygodę. Ta Ruth Lessing była mądra, krok po kroku zdobywała pozycje osoby zaufanej, pomagającej George’owi umeblować
dom, niezastąpionej - lecz, dzięki Bogu, przynajmniej jedna osoba wiedziała, do czego Ruth naprawdę dąży! Lucilla Drakę kilkakrotnie pokiwała głową, aż zadrżał jej podbródek, uniosła w górę brwi z wyrazem najwyższej ludzkiej mądrości i porzuciła ten temat dla innego, równie przyjemnego i prawdopodobnie bardziej naglącego.
- Nic mogę się zdecydować, co zrobić z kocami, kochanie. Widzisz, nie mogę ustalić z George’em, czy nie wrócimy tu już aż do przyszłej wiosny, czy też on będzie przyjeżdżał na weekend. Nie chce mi powiedzieć.
- Prawdopodobnie sam nie wie - Iris usiłowała skupić się na kwestii zupełnie nieistotnej. - Przy ładnej pogodzie można by tu czasem przyjechać. Choć ja sama nie mam na to szczególnej ochoty. Ale będziemy mieli dokąd się wybrać, jeśli zechcemy wyjechać z miasta.
- No tak, kochanie, ale ja wolałabym o tym wie­dzieć. Bo, widzisz, jeśli nie wrócimy przed następną wiosną, trzeba by poskładać koce i włożyć między nie kulki przeciw molom. A jeżeli przyjedziemy, kulki nie są konieczne, bo koców będziemy używać. W dodatku środek przeciw molom nie pachnie zbyt przyjemnie.
- Więc nie wkładaj ich.
- No tak, ale lato było gorące i lata mnóstwo moli. Wszyscy mówią, że tego roku będzie ich zatrzęsienie. Tak samo jak os. Hawkins mówił mi wczoraj, że tego lata znalazł aż trzydzieści gniazd. Pomyśl tylko: trzy­dzieści...
Iris pomyślała o Hawkinsie jak wyrusza w półmroku z cyjankiem w ręku... Cyjanek... Rosemary... Dlaczego wszystko sprowadzało się właśnie do tego?
Cieniutki głosik ciotki Lucilli brzęczał dalej; tym razem pani Drakę omawiała inny temat:
- ...i czy powinno się odesłać srebra do banku? Lady Alexandra mówi, że było dużo włamań. No, my oczy-