X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Pieśń jego maszyn brzmiała jak bardzo niska nuta organów. Wszystkie światła na jachcie były zapalone.
Na rufie, przy burcie, stała piękna para, młody mężczyzna i młoda kobieta w wieczorowych strojach. Kochali się we snach i na jawie. Oni również spędzali swój miesiąc miodowy. Byli to Lance Rumfoord z Newport w stanie Rhode Island i jego młoda żona Cynthia, z domu Landry, dziecięca miłość Johna F. Kennedy'ego, z czasów gdy oboje mieszkali w Hyannis Port w stanie Massachusetts.
Zachodził tu niejaki zbieg okoliczności. Billy Pilgrim będzie później leżał w szpitalu razem ze stryjem Rumfoorda, profesorem Bertramem Copelandem Rumfoordem z Uniwersytetu Harvarda, oficjalnym historykiem Sił Powietrznych USA.
 
* * *
 
Kiedy piękna para przepłynęła, Walencja zaczęła wypytywać swojego ofermowatego męża o wojnę. Był to naturalny odruch Ziemianki przywykłej kojarzyć seks i sławę z wojną.
– Czy wspominasz czasem wojnę? – spytała kładąc dłoń na jego udzie.
– Czasem – odpowiedział Billy Pilgrim.
 
* * *
 
– Patrzę nieraz na ciebie – mówiła Walencja i mam dziwne uczucie, że jesteś pełen tajemnic.
– Mylisz się – powiedział Billy. Było to oczywiście kłamstwo. Nie wspomniał nikomu o swoich podróżach w czasie, o Tralfamadorii i tak dalej.
– Musisz mieć jakieś tajemnice związane z wojną. Albo nie tajemnice, ale rzeczy, o których nie chcesz mówić.
– Ależ nie.
– Jestem dumna, że byłeś żołnierzem. Czy wiesz o tym?
– To dobrze.
– Czy to było straszne?
– Chwilami.
Billy'emu przyszła do głowy dziwaczna myśl, od której aż się wzdrygnął. Pomyślał, że słowa te byłyby znakomitym epitafium dla niego. I dla mnie zresztą też.
– Czy teraz opowiedziałbyś mi o wojnie, gdybym cię poprosiła? – spytała Walencja. W małym zagłębieniu swego wielkiego ciała zbierała już materiały na przyszłego żołnierza Zielonych Beretów.
– Słuchałabyś tego jak snu. A sny innych ludzi nie są zwykle interesujące.
– Słyszałam, jak opowiadałeś ojcu o niemieckim plutonie egzekucyjnym. Walencja miała na myśli egzekucję biednego starego Derby'ego.
– Uhum.
– Czy musieliście go pochować sami?
– Tak.
– Czy przed rozstrzelaniem widział was, jak stoicie z łopatami?
– Tak.
– Czy coś mówił?
– Nie.
– Bał się?
– Naszpikowali go środkami uspokajającymi. Był na pół przytomny.
– Czy miał przypiętą do piersi tarczę strzelniczą?
– Kawałek zwykłego papieru – powiedział Billy. Wstał z łóżka, powiedział: “Przepraszam", i oddalił się w mrok łazienki, aby oddać mocz. Szukając kontaktu poczuł szorstkość ściany i uświadomił sobie, że cofnął się z powrotem do roku 1944 i jest znowu w obozowej izbie chorych.
 
* * *
 
Świeca w baraku zgasła. Biedny stary Edgar Derby zasnął na sąsiedniej pryczy. Billy wstał i macając po ścianach szukał wyjścia, gdyż strasznie chciało mu się lać.
Wreszcie znalazł drzwi, otworzył je i wytoczył się w obozową noc. Był zamroczony podróżą w czasie oraz morfiną i wpakował się na ogrodzenie z drutu kolczastego, który wbił mu się w ubranie w kilkunastu miejscach. Billy próbował się cofnąć, ale druty trzymały mocno, puścił się więc z nimi w jakieś głupie tany, robiąc krok w lewo, krok w prawo i tak w kółko.
Jakiś Rosjanin, który też wyszedł w noc, żeby się odlać z drugiej strony drutów, zobaczył taniec Billy'ego. Zbliżył się do dziwnego stracha na wróble i przemówił do niego łagodnie, dopytując się, z jakiego kraju pochodzi. Strach na wróble nie zwrócił na niego uwagi i nadal wykonywał swój taniec. Wówczas Rosjanin uwolnił go z kolców i strach na wróble bez słowa podziękowania oddalił się w podrygach.
Rosjanin pomachał mu na pożegnanie, wołając po rosyjsku: “Do widzenia."
 
* * *
 
Billy wyjął kuśkę i wśród obozowej nocy długo lal na ziemię. Potem schował ją byle jak z powrotem i stanął przed nowym problemem: Skąd przyszedł i dokąd powinien pójść?
Gdzieś w ciemności rozlegały się rozpaczliwe jęki. Nie mając żadnego innego planu, Billy powlókł się w ich kierunku. Po drodze zastanawiał się, jaka tragedia sprawiła, że tylu ludzi rozpacza w nocy na dworze.
Billy, nie wiedząc o tym, zbliżał się do latryny. Składała się ona z żerdzi i dwunastu kubłów. Z trzech stron osłaniały ją ścianki z kawałków drewna i blachy z puszek po konserwach. Czwarta strona otwierała się na pokrytą czarną papą ścianę baraku, w którym odbyła się uczta.
Billy szedł wzdłuż ścianki, aż dotarł do miejsca, skąd widać było hasło świeżo wypisane na czarnej ścianie. Słowa wymalowano tą samą różową farbą, która ożywiła dekoracje do Kopciuszka. Billy znajdował się w takim stanie, że słowa te jawiły mu się jako zawieszone w powietrzu lub wypisane na przezroczystej kurtynie, którą zdobiły dodatkowo śliczne srebrne kropeczki. Były to oczywiście łebki gwoździ, którymi przybito papę do ściany. Billy nie pojmował, co utrzymuje tę kurtynę w powietrzu, i wytłumaczył sobie, że ta magiczna kurtyna i przesadne objawy rozpaczy są elementami jakiejś nie znanej mu ceremonii religijnej.
Hasło brzmiało:
 
Pozostaw to miejsce w takim stanie, w jakim je zastałeś.
 
Billy zajrzał do latryny. To stamtąd dochodziły jęki. Roiło się tam od Amerykanów ze spuszczonymi spodniami. Przyjęcie powitalne wywarło na nich wstrząsające wrażenie. Kubły były przepełnione, inne poprzewracane.
Siedzący najbliżej Billy'ego Amerykanin jęczał, że wysrał już z siebie wszystko oprócz mózgu. Po chwili dodał:
– O, teraz idzie. – Miał na myśli swój mózg.
To był autor tej książki. To byłem ja.
 
* * *
 
Billy cofnął się przed tą wizją piekła. Minął trzech Anglików, którzy z należytej odległości obserwowali tę ekskrementalną orgię. Byli sztywni z obrzydzenia.

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.