X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.


W dwa dni później ludzie ze wsi wrócili.
Mieli ze sobą prefekta.
Ten wydał ostatecznie pozwolenie, by pochować Móriego na małym cmenta-
rzu koło miejscowego kościoła.
Och, Dolg, Dolg, pospiesz się, prosiły duchy bliskie rozpaczy.
Teraz znalazły się nie tylko w obliczu niebezpieczeństwa, że Móri nie zdoła się wyrwać z przedsionka śmierci. Teraz narastała groźba, że ciało Móriego zostanie złożone w ziemi i wszystkie starania okażą się daremne.
Otrzymali jednak kolejną wiadomość od ducha powietrza, który krążył nie-
ustannie, by dowiedzieć się, jak idzie Dolgowi i Erlingowi.
Pani powietrza wróciła ze swojej wyprawy przestraszona i wstrząśnięta.
— Zły kardynał rzucił czary! On się przecież bardzo dobrze zna na tajemnych sztukach.
— Czy to coś poważnego?
— Jeszcze nie bardzo. Wygląda na to, że wysłał zwykłą muchę przesyconą
trucizną, by otruła Dolga, ale chłopiec znakomicie sobie z tym poradził. Dzięki swej wielkiej wrażliwości na los zwierząt.
— Bardzo dobrze — rzekł Nauczyciel.
— Następnie kardynał wysłał puka, żeby mu coś przyniósł, ale jeszcze nie
wiem, o co to chodziło, bo i ta sztuczka magiczna została unieszkodliwiona przez czujnego Nera i samego Dolga.
— No to świetnie — powiedział znowu Nauczyciel. — Ale dlaczego nadal
jesteś taka niespokojna?
— Kardynał zrobił coś jeszcze, wyraźnie wyczuwam zagrożenie, ale nie mogę
się dowiedzieć, co to.
— W takim razie miej oczy i uszy otwarte — polecił Nauczyciel stanowczo.
— Czy oni mają jeszcze daleko?
— Nie, już są bardzo blisko nas. Powinni tu przyjść przed wieczorem.
— No, mam nadzieję. Bo teraz już chłopi ze wsi idą zabrać ciało Móriego.
— To ja wracam do Erlinga i Dolga — oświadczyła pani powietrza i zniknęła.
Reszta próbowała wymyślić coś, by opóźnić pogrzeb, ale nic im nie przycho-
30
dziło do głowy.
Móri z przerażeniem rozpatrywał sytuację, w której się znalazł.
Kiedy próbował odepchnąć od siebie piękną kobietę i potem siedział skulony
na dnie groty, chmara stworów spod kopuły podeszła do niego. Teraz otaczały go ciasnym kręgiem, a wcale nie wyglądały przyjemnie.
Co to za straszne monstra? Groteskowe, pełzające paskudztwa wiły się wo-
kół niego, przybliżały się, prychały i znowu odskakiwały, po chwili gotowe do kolejnego ataku. To chyba nie są dawniejsi czarnoksiężnicy, myślał, te wszystkie nieludzkie paskudztwa, na które trudno patrzeć.
Czy w takim razie to grzesznicy?
Nie, dla Wielkiego Światła nie stanowi różnicy, czy ktoś jest grzesznikiem, czy tak zwanym świętym, ono ostatecznie przyjmuje wszystkich.
Więc może to zabłąkane dusze, które wypadły z cyklu życia i nie odnalazły
drogi powrotnej? Co to duchy mówiły na ten temat? Złe siły, które próbują się wedrzeć do ludzkiego świata? By dostać się do cyklu życia i na koniec wejść też do Wielkiego Światła.
Móri nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bliski jest prawdy.
Z przerażeniem przyglądał się temu, co wiło się i czołgało po podłodze. Stwo-ry podchodziły i oddalały się, odpełzały w tył, nie spuszczając przy tym z niego wzroku, gotowe, by się rzucić, porwać go i wciągnąć w tłum nie znajdujących spokoju czarnoksiężników.
Ich płonące ślepia pod przypominającymi włosy grzywami śledziły każdy jego
ruch, ostre zęby odsłaniały się z warczeniem.
Móri patrzył niemy, bezradny i bezsilny.
Wtedy do gromady okropnych postaci koło niego wdarło się kilku wysokich
mężczyzn o surowych twarzach. Móriemu mignęła w ciemnym blasku biskupia
mitra, a pod nią straszna, zacięta twarz.
Móri rozpoznawał to oblicze. Widział je kiedyś we wczesnej młodości na Is-
landii, w kościele w Holar.
Gottskalk Zły.
Czarnoksiężnik najwyższej rangi.
A poza tym członek Zakonu Świętego Słońca. Choć tylko zwyczajny rycerz,
nigdy nie został wielkim mistrzem.
I nagle wokół pojawili się inni wielcy mistrzowie. A za ich plecami, w tej
poczekalni, czy może należałoby powiedzieć: w pułapce, stało mnóstwo innych ludzi. Kim oni wszyscy byli za życia, Móri nie wiedział i zresztą wcale nie chciał
wiedzieć.
Jego interesowali tylko czarnoksiężnicy.
Nagle jeden z nich się odezwał:
31
— Nie! Tego człowieka trzeba puścić wolno, także ze względu na nas samych.
Ja go znam. To Móri, syn Helgi Jonsdottir. I również syn Hraundrangi-Móriego, który uciekł stąd razem z Wielkim.
Z Wielkim? On mówi o Nauczycielu, pomyślał Móri, patrząc na mówiącego.
O mój Boże! Toż to Gissur!
Czarnoksiężnik, który kiedyś, dawno, dawno temu, uratował Gudrun z Bagisa,

Tematy

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.