X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

To było moje jedyne pragnienie, jedyna myśl — zadowolić ją. Jej obecność napeł-
niała mnie niewysłowionym szczęściem. Tak wielkim, że płakałem z uniesienia. Kazała
mi powiedzieć prawdę, więc byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że to uczynię. Drżałem
z radości, że dostałem zadanie, które mogę wykonać. Zacząłem mówić tak szybko, jak
zdołałem, żeby wyjawić całą znaną mi prawdę. Musiała poprosić, bym mówił wolniej,
bo nic nie mogła zrozumieć. Gdybym miał nóż, tobym się zabił za to, że wywołałem
jej niezadowolenie. Pocieszyła mnie, że wszystko w porządku, i płakałem z zachwytu,
że nie jest na mnie zła. Powiedziałem jej, co się stało. — Pochylił nieco uszy. — Po-
1110
wiedziałem, że nie zabiłem chłopca, a ona, pamiętam, położyła mi dłoń na ramieniu —
omal nie zemdlałem z rozkoszy — i rzekła, że jej przykro. Źle zrozumiałem. Sądzi-
łem, że jej przykro, że nie zabiłem malca. Błagałem, żeby mi pozwoliła zabić dla niej
jakiegoś innego chłopaczka. — Z wilczych ślepiów płynęły łzy. — Wtedy wyjaśniła,
że było jej przykro, że mnie oskarżyli o morderstwo, którego nie popełniłem. Płakałem
i płakałem, bo okazała mi łaskawość, żałowała mnie, troszczyła się o mnie. Pamiętam,
co czułem, będąc przy niej. Pewno to była miłość, ale słowa nie potrafią wyrazić owego
uczucia, pragnienia, pożądania jej.
Richard wstał. Pozwolił sobie tylko na jedno spojrzenie na Kahlan, na jej łzy.
— Dzięki, Brophy. — Umilkł, upewnił się, że głos go nie zawiedzie. — Już późno.
Lepiej śpijcie; jutro ważny dzień. Podejmę swoją wartę. Dobranoc.
— Wy troje śpijcie. — Brophy się podniósł. — Ja będę pilnował.
— Doceniam twoją propozycję — rzekł z trudem Richard — ale podejmę wartę.
Jeśli chcesz, to możesz strzec moich pleców. — Odwrócił się i ruszył ku lasowi.
— Richardzie — zawołał Zedd. Chłopak się zatrzymał, lecz nie spojrzał nań. —
Jaką kość dał ci ojciec?
1111
Myśli Richarda zawirowały. Błagam, Zeddzie, jeśli już kiedyś uwierzyłeś w moje kłamstwo, to uwierz i w to, pomyślał. — Musisz ją pamiętać. Taka mała, okrągła. Na
pewno ją widziałeś.
— Aha. Chyba faktycznie widziałem. Dobranoc.
Pierwsze prawo magii. Dzięki, stary przyjacielu, mówił do siebie Richard, że mnie
nauczyłeś, jak chronić życie Kahlan.
Odszedł w noc. Głowa pulsowała mu z bólu — tego po uderzeniu i tego serdecznego.
Rozdział trzydziesty dziewi ˛
aty Miasto Tamarang nie mogło pomieścić wszystkich nadciągających ludzi. Było ich
zbyt wielu. Nadchodzili ze wszystkich stron, szukając ochrony i bezpieczeństwa. Lo-
kowali się wokół miasta. Namioty i chatynki pokryły całą przestrzeń pomiędzy murami
Tamarang a wzgórzami. Rankiem ludzie ze wzgórz zjawiali się na zaimprowizowanych
targowiskach poza murami. Ci, którzy przybyli z innych miast i miasteczek, pobudowa-
li prowizoryczne stragany i sprzedawali, co tylko mogli. Sprzedawali wszystko — od
starych ubrań po wspaniałe klejnoty. W innych kramach proponowano owoce i jarzyny.
Spotykało się tam uzdrawiaczy, golibrodów, wróżbitów, ludzi, którzy chcieli szkico-
1113
wać podobizny, i takich, którzy mieli słoje z pijawkami i oferowali upuszczanie krwi.
Wszędzie sprzedawano wina i wódki. Wszyscy — pomimo okoliczności, które ich tu
przygnały — byli w wesołym nastroju. Efekt obfitości napitków i domniemanej opieki,
osądził Richard.
Opowiadano o dokonaniach Ojczulka Rahla. O jego wspaniałości. Małe grupki ludzi
otaczały heroldów głoszących najnowsze wieści, opowiadających o ostatnich okropień-
stwach. Słuchacze jęczeli i zawodzili, biadając nad złem sprawionym przez Westland-
czyków. Rozlegały się okrzyki nawołujące do zemsty.
Richard nie dostrzegł ani jednej kobiety z włosami sięgającymi ramion.
Zamek stał na wysokim wzgórzu — w obrębie własnych murów, w obrębie murów
miasta. Na potężnych murach zamku powiewały — równomiernie rozmieszczone —
czerwone chorągwie z wizerunkiem głowy czarnego wilka. Wielkie drewniane bramy
w zewnętrznych murach miasta zamknięto, żeby nie wpuszczać czerni.
Ulice patrolowali konni żołnierze, zbroje lśniły w blasku stojącego w zenicie słoń-
ca — krople światła nad morzem gwarnego tłumu. Richard spostrzegł jakiś oddziałek,
nad którym powiewały czerwone proporce z głową czarnego wilka, spieszący dokądś
1114
nowymi ulicami. Jedni wznosili okrzyki, inni pochylali głowy, lecz wszyscy cofali się przed końmi. Żołnierze nie zwracali uwagi na ludzi, jakby ich nie widzieli. A tych,
którzy się nie zdążyli na czas usunąć z drogi, przepędzali ciosem w głowę.
Lecz nikt nie odsuwał się z drogi żołnierzom tak szybko, jak uchodzono z drogi
Kahlan. Ludzie odsuwali się od Matki Spowiedniczki tak rączo, jak sfora psów od jeżo-
zwierza. Biała szata Kahlan jaśniała w blasku słońca. Wyprostowana jak struna, głowa
wysoko uniesiona — dziewczyna kroczyła tak dumnie, jakby całe miasto do niej należa-
ło. Patrzyła prosto przed siebie, nikogo nie dostrzegając. Nie chciała założyć płaszcza.
Twierdziła, że to by było niewłaściwe, wolała, żeby nie było żadnych wątpliwości, kim
jest. I nie było.
Ludzie wpadali na siebie, usuwając się Kahlan z drogi. Pochylali się w głębokim
ukłonie i trwali tak, dopóki się nie oddaliła. Ciche szepty niosły tytuł dziewczyny daleko w tłum. Nie odpowiadała na ukłony.
Zedd niósł plecak Kahlan. Szedł wraz z Richardem dwa kroki za dziewczyną. Oby-
dwaj bacznie obserwowali tłum. Chłopak tak długo znał starca, a jeszcze nie widział,

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.