X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Wychowano go w wierze, że każda skała i głaz ma w swym wnętrzu żyjącą istotę, czyli inua. Jest to najczęściej jednooka stwora rodzaju żeńskiego, zwana tornaq. Otóż, ilekroć taka tornaą chciała przyjść z pomocą człowiekowi, toczyła się za nim w swej kamiennej postaci widzialnej, dopytując się, czy nie zechciałby jej obrać swoją opiekunką. W czasie letnich roztopów nieraz się zdarza, że wsparte dotąd na krach lodowych głazy i skały toczą się lub wą-
drują po powierzchni lądu — stąd to, jak łatwo wnosić, urosły podania o żywych kamieniach.
Kotukowi szumiała — przez dzień cały zresztą — krew w uszach, on jednak wyobraził sobie, że to przemawia doń tornaą, ukryta w kamieniu. Zanim dotarł do domu, był święcie przekona-ny, że odbył z nią długą rozmowę; ponieważ wszyscy uważali to za rzecz całkiem możliwą, przeto nikt mu nie przeczył.
— Ona mówiła: „Skaczę, skaczę w dół z mego siedliska na śniegu!" — krzyczał Kotuko, pochylając się naprzód i wodząc zapadłymi głęboko oczyma po słabo oświetlonej chatynce. — Ona powiedziała: „Będę twoją przewodniczką". Tak jest! „Zaprowadzę cię — powiada — do miejsc, gdzie roi się od fok". Jutro więc wyruszę, a tornaą będzie mi przewodniczką.
Naraz w drzwiach chaty ukazał się angekok — szaman miejscowy. Kotuko opowiedział mu po raz drugi całą powyższą opowieść, nie opuszczając z niej ani słowa.
— Idź tam, gdzie cię wiodą tornait ("duchy skalne), a one obdarzą nas pożywieniem — rzekł angekok.
Dziewczyna z Dalekiej Północy leżała od kilku już dni tuż obok kaganka, mało co jedząc, a jeszcze mniej mówiąc. Gdy jednak nazajutrz Amoraą i Kadlu przyładzili dla. syna małe ręczne saneczki, kładąc w nie cały jego przybór myśliwski oraz cały zapas tranu i mrożonego mięsa, jaki zdołali zaoszczędzić, ona wstała z legowiska, ujęła sznur sanek i śmiałym krokiem poczęła iść przy
jego boku.
— Twój dom jest moim domem — odezwała się, gdy wyrobione z kości saneczki zaczęły wśród zgrzytu i stuku sunąć poza nimi poprzez przerażającą głuszę nocy podbiegunowej.
— Mój dom jest twoim domem — odpowiedział Kotuko ~ ale mnie się zdaje, że oboje razem zawędrujemy do Sedny.
Sedna jest to imię władczyni podziemia. W jej straszliwej krainie — jak wierzą Inuici — każdy człowiek musi po śmierci przebyć rok cały, zanim podąży do Quadliparmiut, czyli miejsca wiecznej szczęśliwości, gdzie nie ma mrozów, a tłuste renifery przybiegają na każde zawołanie.
Po całej osadzie biegły okrzyki:
— Tornait przemówiły do Kotuko! One mu wskażą przeziory w lodach, gdzie będzie można zaopatrzyć sią w focze mięso.
Głosy te niebawem pochłonęła mroźna ciemność lodowych pustkowi. Kotuko i dziewczyna szli ramię w ramię, ciągnąc wspólnymi siłami linę pociągową lub popychając sanki przez najeżone lodozwały. Kierowali się ku Morzu Podbiegunowemu. Kotuko twierdził, że tornaą kazała mu iść na północ — przeto szli wytrwale w tym kierunku, mając nad głową konstelację Tuktug-djung, czyli Renifera, noszącą u nas miano Wielkiej Niedźwiedzicy.
Szlakiem tym, skroś rumowiska lodowych okruchów i zębatych ostrokołów kry, żaden Europejczyk nie przeszedłby ani pięciu mil dziennie. Oni jednak radzili sobie wybornie. Umieli lekkim skrętem ręki w przegubie przeprowadzić sanki dokoła każdego wzgórka, jednym szarpnięciem wydobyć je z lodowej rozpadliny, a paroma spokojnymi ciosami utorować sobie bez nadmiernego wysiłku wygodną drogę tam, gdzie na pozór piętrzyły się nieprzebyte zawady.
Dziewczyna nie mówiła nic, tylko zwieszała głowę, a miotane wiatrem długie kosmyki na skunksowej obszewce jej gronostajowego kaptura smagały ją po szerokiej, ciemnej twarzy. Niebo nad głowami ich obojga miało gęstą barwę czarnego aksamitu, zaś na horyzoncie, gdzie rzędy wielkich gwiazd płonęły na kształt latarni ulicznych, mieniło się wstęgami ciemnej czerwieni. Od czasu do czasu przetaczała się po wysokim stropie zenitu zielonawa fala świateł północnych, zamigotała jak bandera na szczycie masztu — i znikała. Kiedy indziej rozbłyskała nagle na tle ciemności gwiazda spadająca i również prędko gasła, wlokąc za sobą snop iskier. Wówczas ukazywała się przed oczyma wędrowców pełna bruzd i ostrych kantów powierzchnia lodów, dziergana i obrzeżona pasmami przedziwnych kolorów: czerwieni, brązu i sinego błękitu. Przy zwykłym świetle gwiazd wszystko zmieniało się w jednolitą szronową szarzyznę. Jak sobie przypominacie, lodowa skorupa powykrzywiała się i pozapadała pod nawałą burz jesiennych — toteż ruiną swoją przypominała obraz trzęsienia ziemi. Były tam przeróżne parowy i wąwozy; były wyrwy w lodzie, podobne wydrążonym przez ludzi żwirowiskom; nie brak też było sopli i okruchów, przymarzniętych do pierwotnej płyty lodowej; trafiały się też tafle starego, czarnego już lodu, który, wepchnięty ongi nawałnicą pod krawędź zamarzłego obszaru, wydobył się z czasem

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.