Za szczeroœæ jednak¿e szczeroœci¹ zamieniaj¹c, wyznam, i¿ niema³o w tych czasach bywam zajêty wykonaniem dwóch g³ów... Skoro siê mówi : „dwóch g³ów”, znaczy zarazem i tego, co siê im dla ich zupe³noœci i ruchu nale¿y, lubo ca³y i g³ówny interes’
kompozycji we dwóch tylko g³owach zawiera siê. Zadaniem albowiem jest: a¿eby jedna podnosi³a oczy ku niebu, druga zaœ podnosi³a oczy patrz¹c czy to na plafon-sufitu, czy to na hak, gdzie okr¹g³y œwiecznik umieszcza siê. Tej i tamtej oczy zwrócone s¹ w górê - - - Nie tajê, i¿
miê praca ta doœæ umêczy³a nieraz!
RzeŸbiarz podpar³ ca³e czo³o siln¹ sw¹ rêk¹, tak i¿ charcica, u nóg le¿¹ca pierwej, podnios³a siê i poczê³a wejrzeñ swego pana poszukiwaæ - Redaktor robi³ o³ówkiem kreski na marmurze sto³u - - ja, uprzejmie po¿egnawszy obu, wyszed³em, zaledwo na jedn¹ chwilkê we drzwiach wstrzymany przez m³odego turystê, który o guwernera swego zapytywa³.
Nie bardzo wiele jednak uczyniwszy kroków, spotka³em na Schodach-Hiszpañskich guwernera i oœwiecony zosta³em, ¿e zaproszenie do pracowni rzeŸbiarza bynajmniej mnie jako fa-wor wy³¹czny nie spotka³o - ¿e wszyscy znajomi i znani tak samo oczekiwanymi bêd¹, idzie 14
albowiem o ustatecznienie nieodmienne moralnego sensu grupy i atrybutów figurom w³aœciwych. Nadto, ¿e Redaktor swoimi wp³ywami tej piêknej dopi¹³ rzeczy, i¿ bogaty korespondent wielkiego amerykañskiego dziennika sk³ania siê ku zamówieniu u rzeŸbiarza grupy wiadomej, chc¹c j¹ zakupiæ i do Ameryki przes³aæ, je¿eli tak kompozycja jak egzekucja odpowiedz¹ ¿yczeniom kupuj¹cego i jego wyobraŸni.
Dzieñ nawiedzenia rzeŸbiarskiej pracowni skoro w swej pe³ni nadszed³, znalaz³em siê wœród znanych osób i wœród zajmuj¹cego widoku.
Od czterech k¹tów wielkiej sali wprawdzie nie³ad i nieporuszany kurz dawa³y ogó³owi ramy fantastyczne - lecz kurz na doskona³e gipsy upad³y podnosi tylko i bardziej uczytelnia harmoniê umiejêtnej plastyki. Nie³ad zaœ, który sam oku siê t³umaczy, nie tyle nieporz¹dkiem, ile raczej dram¹ siê zwaæ godzi. W poœrodku œwiat³a miejscowego i pracowni sta³a i ci¹¿y³a wielka masa wilgotnej gliny-rzeŸbiarskiej, stanowi¹ca zaczêt¹ grupê, a któr¹ z resztki mo-krych p³ócien w³aœnie artysta odkrywa³...
Towarzyszy³y tej robocie niesk¹po zaliczane naprzód: „bravo ! bravo !”... ilekroæ odjêta szmata dawa³a ogl¹daæ to ramiê trafnie w glinie naznaczone, to biodra, to g³ówne fa³dy szat. Mêska postaæ obiecywa³a bardzo piêkny tors, dziewicza - dramatyczny obrót figury; obie postacie egzaltowa³y znaki krzy¿a na sposób pro-Christo nakreœlonego; lew, któ-
ry zapewne mia³ siê os³upiony s³aniaæ u nóg tych figur, zaledwo by³ bry³¹, podobn¹ do jakiego sprzêtu, co tym wiêcej nadawa³o pozoru wykoñczenia czêœciom grupy dalej posuniêtym.
- Ad leones! ad leones! - wo³a³ m³ody turysta.
A poskoczywszy do najciemniejszego k¹ta pracowni u drzwi samych, spoza wielkiej figury dionizjackiej wyprowadzi³ ma³ego ch³opca z serwet¹ na ramieniu i z koszem wina, co wraz u¿ytym gdy zosta³o, zwiêkszy³o przyklaski.
Sam rzeŸbiarz nabra³ tonu nieco, jak nale¿a³o by³o, wyzywaj¹cego œwiat do walki...
Guwerner, pomiêdzy biusty na ziemi stoj¹cymi wskazuj¹c mu najbli¿szy, rzecze:
- Oto, zda mi siê, Domicjan!...
- Pan siê nie mylisz - rzeŸbiarz na to, i kopniêciem nogi odbi³ nos imperatorowi, a¿ charcica, która le¿a³a by³a pierwej jak gryf odlany z br¹zu, podnios³a siê, pow¹cha³a od³amy gipsu roz-bitego i powróci³a u³o¿yæ siê w te¿ same monumentalne formy i spokojnoœæ.
Œpiewak piêkny, zarzuciwszy udatnie p³aszczyk, pocz¹³ swoim wybitnym barytonem nuciæ zrazu, a potem na ca³e tchnienie œpiewaæ:
Dr¿yjcie, tyrrany œwiata,
Lud podniós³ s¹dny g³os,
Straszny uderzy cios...
Piorun ju¿ z chmury zlata...
-taram tata rata...
Dr¿yjcie, tyrany œwiata!...
Ku czemu m³ody turysta i malarz wtórowali jeszcze:
- ramta tarata tata!...
Dr¿yjcie, tyrany œwiata...
Nast¹pi³o po tych uniesieniach psychologiczno-konieczne uciszenie, za ledwo oderwan¹
wzmiank¹ malarza przetr¹cone, który rzek³:
15
- I mnie w tych czasach zdarzy³o siê coœ zrobiæ, z czego mogê byæ zadowolonym, ale bêdê siê musia³ u oczytanych ludzi zapytaæ, co to jest? co to z tego bêdzie?... bo to mo¿e byæ Kle-opatra?... a mo¿e Wniebowziêcie.