na jakiś wyjątkowy szczegół... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Podziwiały pierzaste łuski skrzydeł, pełną gracji li-nię ogona i wszystkie inne cudowne detale, wiernie oddane przez artystę. Gładziły smoka, oglądały, dotykały chciwie.
Wilk i ja trzymaliśmy się z boku. Ślepun nie warczał, lecz skamlał tak prze-
nikliwie, jakby gwizdał. Zdałem sobie sprawę, że trefniś także nie dołączył do
kobiet. Patrzył z daleka, jak żebrak na górę złota, przekraczającą jego najśmielsze marzenia. Blade zawsze policzki zdawały się dotknięte różowym rumieńcem.
— Bastardzie, chodź, zobacz! Tylko zimny kamieÅ„, a tak piÄ™knie wyrzeźbio-
ny, że robi wrażenie żywej istoty. Och, patrzcie! Tam jest jeszcze jeden! Z rogami jelenia i twarzÄ… czÅ‚owieka! — Królowa Ketriken wskazaÅ‚a nastÄ™pnego smoka, kolejnÄ… istotÄ™ Å›piÄ…cÄ… na leÅ›nym piernacie z opadÅ‚ych liÅ›ci. Trzy kobiety podbiegÅ‚y, zachwycajÄ…c siÄ™ jego urodÄ… oraz kunsztem twórcy.
Ruszyłem wreszcie, na ołowianych nogach, a wilk przyciskał mi się do uda.
Z bliska na własne oczy ujrzałem grube warstwy pajęczyn przy jednym boku smo-
ka. Żeber tej istoty nie poruszał rytm oddechu, nie czułem też ciepła jej ciała.
W końcu odważyłem się położyć rękę na zimnej kamiennej rzeźbie.
— To rzeźba — powiedziaÅ‚em gÅ‚oÅ›no, jakbym chciaÅ‚ zadać kÅ‚am zmysÅ‚owi
Rozumienia. Spojrzałem za człowieka-jelenia, którego ciągle podziwiała Wilga,
potem dalej, gdzie Pustka i królowa Ketriken stały przy kolejnej rzeźbie. Ta przypominała leżącego odyńca, z pyska wystawały mu ogromne szable, chyba większe
ode mnie. Bardzo przypominał dzika zabitego przez Ślepuna, tylko był ogromny,
a po bokach miał złożone skrzydła.
526
— Tam dalej jest ich jeszcze przynajmniej dziesięć — oznajmiÅ‚ bÅ‚azen. —
A za tymi drzewami znalazÅ‚em rzeźbiony filar, taki jak poprzednie. — Zacieka-
wiony dotknął rzeźby, lecz tylko się skrzywił i zaraz cofnął dłoń, zrażony chłodem skały.
— Nie mogÄ™ uwierzyć, że to pozbawiony życia kamieÅ„ — powiedziaÅ‚em.
— Ja też nigdy nie widziaÅ‚em równie precyzyjnej rzeźby — zgodziÅ‚ siÄ™ ze
mnÄ… trefniÅ›.
Nie próbowałem mu tłumaczyć, że źle mnie zrozumiał. Stałem i myślałem.
Czułem w tych rzeźbach życie, a przecież pod palcami miałem tylko zimny ka-
mieÅ„. ZupeÅ‚nie odwrotnie niż z ofiarami kuźnicy — ich ciaÅ‚a bez wÄ…tpienia żyÅ‚y, choć dla zmysÅ‚u Rozumienia byli martwi jak skaÅ‚a.
Moi towarzysze rozeszli się po lesie, wędrowali od rzeźby do rzeźby, nawo-
ływali się, zachwyceni, gdy odkryli nową figurę, porośniętą bluszczem lub skrytą w paprociach. Szedłem za nimi powoli.
Możliwe, że znajdowaliśmy się w miejscu oznaczonym na mapie. Prawie na
pewno, jeśli stara mapa została wyrysowana we właściwej skali. Dlaczego więc
to miejsce było takie ważne? Dlaczego ważne były te rzeźby? Znaczenie miasta
rzucało się w oczy od razu; mogli tam niegdyś mieszkać Najstarsi, ale tutaj?
Pośpieszyłem za królową Ketriken. Znalazłem ją przy uskrzydlonym byku.
Spał z podwiniętymi kopytami, przygarbiony, wsparłszy na nodze pysk o potęż-
nych chrapach. Pod każdym względem wierna kopia byka, poczynając od szeroko
rozstawionych rogów po chwost na końcu ogona. Podobnie jak inne smoki, i ten
miaÅ‚ skrzydÅ‚a — zÅ‚ożone na czas odpoczynku na szerokim czarnym grzbiecie.
— MogÄ™ spojrzeć na mapÄ™? — spytaÅ‚em królowÄ….
Otrząsnęła się z zadumy.
— Już sprawdzaÅ‚am — rzekÅ‚a spokojnie. — Jestem przekonana, że znajduje-
my się w oznaczonym miejscu. Minęliśmy pozostałości dwóch kamiennych mo-
stów. Na papierze są tutaj. Symbole na filarze znalezionym przez trefnisia odpowiadają tym, które na mapie skopiowanej w mieście oznaczają ten punkt. Moim
zdaniem, niegdyś znajdowało się tutaj jezioro.
— Jezioro — powtórzyÅ‚em w zamyÅ›leniu. — Możliwe. Może siÄ™ zamuliÅ‚o
i przekształciło w bagno, tylko wówczas cóż oznaczają te rzeźby?
Królowa Ketriken objęła gestem las dookoła.
— KiedyÅ› mógÅ‚ tu być ogród.
Rozejrzałem się, pokręciłem głową.
— Trudno uwierzyć. Rzeźby sÄ… rozmieszczone przypadkowo, a czyż ogród nie
powinien być tworzony według jakiegoś planu? Tego uczyła mnie księżna Cier-
pliwa. Tutaj widzę tylko rozrzucone bezładnie kamienne figury, przedstawiające
Å›piÄ…ce uskrzydlone zwierzÄ™ta. Może to cmentarz — wysnuÅ‚em przypuszczenie. —
Może pod rzeźbami znajdują się grobowce. Może to znaki herbowe, odróżniające
miejsca pochówku różnych rodzin.
527
Teraz królowa Ketriken rozejrzała się dookoła.
— Wobec tego po co zaznaczono to miejsce na mapie?
— A po co miaÅ‚by ktoÅ› zaznaczać ogród?
Resztę popołudnia spędziliśmy poznając okolicę. Znaleźliśmy jeszcze wie-
le kamiennych zwierząt najróżniejszych gatunków. Wszystkie były uskrzydlone
i pogrążone we śnie. Z całą pewnością znajdowały się w jednym miejscu od
bardzo dawna. Przyjrzawszy się bliżej, odkryłem, że to wielkie drzewa wyrosły
wokół rzeźb, a nie rzeźby zostały rozmieszczone pomiędzy drzewami. Niektó-
re figury omal całkowicie ginęły pod mchem i opadłymi liśćmi. Z jednej z nich
można było dostrzec tylko najeżony zębami pysk, wystający z bagnistej ziemi.
Obnażone kły błyszczały srebrem i miały bardzo ostre czubki.
— Å»adna z tych rzeźb nie jest uszkodzona. Wszystkie wyglÄ…dajÄ… na doskonaÅ‚e,
jak w dniu gdy zostały stworzone. Nie potrafię odgadnąć, jak zabarwiono kamień.
Upływające lata nie uczyniły kolorom żadnej szkody.
Dzieliłem się z innymi swoimi przemyśleniami, gdy wieczorem siedzieliśmy
przy ognisku. Próbowałem rozczesać wilgotne włosy grzebieniem królowej Ke-
triken. Późnym popoÅ‚udniem wykÄ…paÅ‚em siÄ™ — po raz pierwszy od wyruszenia ze
Stromego. Udało mi się także wyprać ubranie. Wróciwszy do obozu, przekonałem

Tematy