- Sugerujesz, że istnieje jakaś „Ebola Mary”, która okrada ludzi i rozprzestrzenia chorobę?
Marissa roześmiała się.
- Wiem, że to brzmi głupio. Dlatego nikomu innemu o tym nie wspominałam.
- Musisz jednak wziąć pod uwagę wszelkie ewentualności - dodał Ralph. - To stary medyczny dryl, który każe ci zadawać pytania na każdy temat, nawet w jaki sposób twój pradziadek ze strony matki zarabiał na życie w Starym Kraju.
Marissa świadomie sprowadziła rozmowę na tematy związane z pracą Ralpha i jego domem, należały one bowiem do jego ulubionych. W miarę upływu czasu zaczęła się zastanawiać, dlaczego mężczyzna nie czyni w jej stronę żadnego gestu. Rozważała, czy powodem nie jest czasem jej ostatnie obcowanie z Ebola. A on pogorszył sprawę, proponując jej nocleg w pokoju gościnnym.
Marissa poczuła się dotknięta. Może nawet bardziej niż gdyby usiłował ściągnąć z niej suknię w chwili, gdy przekroczyli próg domu. Odpowiedziała, że dziękuje, ale nie ma zamiaru spędzić nocy w jego pokoju gościnnym, chce spać we własnym domu, w towarzystwie swojego psa. Ostatnia część zdania była pomyślana jako afront, lecz ten strzał chybił celu. Ralph nadal z zapałem przedstawiał swe plany zmiany wystroju pierwszego piętra, teraz, kiedy - jak twierdził - dożył chwili, w której nareszcie wie, czego chce w życiu.
Prawdę mówiąc, Marissa nie była pewna, jak postąpiłaby, gdyby Ralph uczynił jakiś krok w kierunku zbliżenia fizycznego. Był świetnym przyjacielem, lecz nie znajdywała w nim tego romantyzmu i takiej atrakcyjności, jaką posiadał Dubchek.
Myśl o nim sprawiła, że spytała Ralpha:
- W jaki sposób poznałeś doktora Dubcheka?
- Spotkałem go podczas prelekcji dla okulistów w Szpitalu Uniwersyteckim - wyjaśnił Ralph, po czym dodał: - Kilka z rzadko występujących wirusów, jak Ebola lub AIDS, zostało zlokalizowanych we łzach oraz w cieczy wodnistej. Niektóre z nich powodują nawet zapalenie błony naczyniowej oka.
- Aha - przytaknęła Marissa, udając, że rozumie. W rzeczywistości nie miała zielonego pojęcia, co oznacza ten termin, jednak nie zaprzątała sobie tym głowy. Uznała, że może już poprosić Ralpha, by odwiózł ją do domu.
W ciągu następnych kilku dni Marissa prowadziła raczej normalny tryb życia, choć podrywała się na każdy dzwonek telefonu, spodziewając się wezwania do następnej epidemii Eboli. Pamiętna pośpiechu, w jakim ostatnio opuszczała Atlantę, spakowała na wszelki wypadek walizkę i wstawiła ją do szafy, by w każdej chwili wrzucić do niej jedynie kosmetyczkę. W ten sposób mogła, jeśliby zaszła taka potrzeba, opuścić dom w ciągu paru minut.
W pracy szło Marissie coraz lepiej. Tad służył jej pomocą w doskonaleniu umiejętności laboratoryjnych, a także w zredagowaniu propozycji badań nad wirusem Ebola. Z braku roboczej hipotezy dotyczącej rezerwuaru wirusa, Marissa skoncentrowała się na kwestii jego przenoszenia. Na podstawie niezliczonej liczby danych zebranych w Los Angeles i St. Louis, sporządziła szczegółowe wykresy przypadków zarażeń, ilustrujące przenoszenie choroby z jednej osoby na drugą. Jednocześnie dokonała charakterystyki osób uznanych za kontakt pierwszego stopnia, które jednak nie uległy chorobie. Jak sugerował doktor Layne, do transmisji potrzebny był bliski kontakt osobisty, najczęściej wirusowy, poprzez błonę śluzową, chociaż - inaczej niż w przypadku AIDS - przeniesienie przez kontakt seksualny miało miejsce jedynie u doktora Richtera i jego kochanki oraz u małżeństwa Zabriskich. Przy założeniu, że gorączka krwotoczna może rozprzestrzeniać się wśród obcych sobie ludzi, którzy użyją tego samego ręcznika, lub też na skutek przelotnego dotknięcia, można było śmiało stwierdzić, że AIDS przy Eboli to fraszka.
Marissa chciała sprawdzić swą hipotezę, wykonując doświadczenia na świnkach morskich. Jednakże taki eksperyment winien być przeprowadzony w głównym laboratorium, do którego nadal nie miała wstępu.