Każdy jest innym i nikt sobą samym.


– Nie zamierzasz z tego rezygnować? – domagał się odpowiedzi Clancy.
– Oczywiście, że nie – powiedziała Rowan z uśmiechem. – Co za absurdalny pomysł!
Aaron stał i przyglądał się dziewczynie z kamienną twarzą. Po chwili wróciła Beatrice, zalewając ich potokiem przeprosin w imieniu Gifford i namawiając Rowan, by się niczym nie przejmowała.
Inni podchodzili jeszcze na chwilę. Trzymali już swoje płaszcze, torebki i cokolwiek tam mieli do zabrania. Zapadła całkowita ciemność, a powietrze stało się chłodne. Przyjęcie było skończone.
 
* * *
 
Przez pół godziny kuzyni żegnali się z nimi. Wszyscy mówili to samo. Zostań, nie odchodź. Odnawiaj dom. Zapomnij o starych gadkach.
Ryan przepraszał za Gifford i za te okropne rzeczy, które naopowiadała. To oczywiste, że Rowan nie powinna wierzyć w ani jedno jej słowo. Dziewczyna machnęła tylko ręką.
– Dziękuję, dziękuję bardzo za wszystko – powiedziała – i nie martw się. Chciałam poznać stare opowieści, wiedzieć, co mówi moja rodzina. I teraz wiem.
– Nie ma tam na górze żadnego ducha – powiedział Ryan, patrząc jej prosto w oczy.
Rowan nie pofatygowała się, by odpowiedzieć.
– Będziecie szczęśliwi na Pierwszej – mówił dalej – zmienicie jej wizerunek. – Michael pojawił się u boku Rowan, obaj mężczyźni uścisnęli sobie ręce.
Obróciwszy się by odejść, Rowan zobaczyła Aarona, który przy frontowej furtce rozmawiał z Gifford i Beatrice. Gifford wydawała się całkowicie podniesiona na duchu.
Ryan czekał cierpliwie, jego profil rysował się jak wycięty z ciemnego papieru na jasnym tle.
– Nie martw się niczym – mówił Aaron do Gifford ze swym zniewalającym brytyjskim akcentem.
Gifford otoczyła go ramionami. Z wdziękiem odwzajemnił jej uścisk i pocałował w rękę na pożegnanie. Beatrice była tylko odrobinę mniej wylewna. Potem obie odsunęły się, kiedy czarna limuzyna Aarona podjechała wolno.
– Nie przejmuj się, Rowan – powiedziała Beatrice serdecznie. – Lunch jutro, nie zapomnij. I to będzie najpiękniejszy ślub!
Rowan uśmiechnęła się.
– Wszystko w porządku, Bea.
Potem oboje z Michaelem wsunęli się na siedzenie z tyłu, a Aaron zajął swoje ulubione miejsce – tyłem do kierowcy. Samochód ruszył wolno.
Strumień zimnego powietrza świetnie robił Rowan. Wilgoć i atmosfera tonącego w zmroku ogrodu przylgnęły do jej ciała. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
Kiedy ponownie otworzyła powieki, zobaczyła, że są na ulicy Metairie i mijają szybko nowe cmentarze miejskie, które przedstawiały się ponuro i mało romantycznie przez ciemną szybę. Świat zawsze wygląda tak upiornie przez przydymione szyby limuzyn, myślała. Najgorszy z możliwych odcień ciemności. Nagle zaczęło ją to denerwować.
Odwróciła się do Michaela. Ten okropny wyraz jego twarzy zirytował Rowan już na dobre. Ona sama była tylko podekscytowana tym, co odkryła. Jej przypuszczenia się potwierdziły. W rzeczywistości uważała całe to doświadczenie za fascynujące.
– Nic się nie zmieniło – powiedziała. – Wcześniej czy później on przyjdzie, by dostać to, czego chce, zmierzy się ze mną i przegra. Udało nam się zdobyć więcej informacji o liczbie i drzwiach, a tego przecież chcieliśmy. – Michael nie odpowiadał. – Ale nic się nie zmieniło – podkreśliła. – Zupełnie nic.
Ciągle się nie odzywał.
– Nie rozmyślaj nad tym – powiedziała ostro. – Możesz być pewny, że nigdy nie urządzę sabatu, nie zwołam trzynastu czarownic. Mam ważniejsze rzeczy do roboty. Nie zamierzam nikogo nastraszyć. Myślę, że źle dobrałam słowa, niedobrze to wyraziłam.
– Oni nie zrozumieli – wymamrotał Michael. Wpatrywał się w Aarona, który spokojnie obserwował ich oboje. Rowan wyczuła w głosie Michaela, że jest całkowicie wytrącony z równowagi.
– Co masz na myśli?
– Nikt nie musi zbierać trzynastu wiedźm – powiedział. W jego niebieskich oczach odbijały się światła mijających ich samochodów. – To nie ma nic wspólnego z tą zagadką. Źle to pojęli, bo nie znają swojej własnej historii.
– O czym ty mówisz?
Nigdy jeszcze nie widziała Michaela tak niespokojnym od dnia, kiedy stłukł słoje. Wiedziała, że gdyby wzięła go za rękę, wyczułaby przyspieszony puls. Nienawidziła jego obaw. Zobaczyła, jak krew napływa mu do twarzy.
– Michael, na miłość boską!
– Rowan, policz swoje poprzedniczki. To coś czekało na trzynaście czarownic, od czasów Zuzanny do dziś, i ty jesteś trzynasta. Policz je! Zuzanna, Debora i Carlotte; Jeanne Luise, Angelique i Marie Claudette; po nich, w Luizjanie, Marguerite, Katherine i Mary Beth. Potem przyszły: Stella, Antha, Deirdre. I na koniec ty, Rowan! Trzynasta jest oczywiście najsilniejsza, ona może być wrotami, przez które to coś wkroczy. Ty stanowisz owo przejście, Rowan. Oto dlaczego w grobowcu było dwanaście krypt, nie trzynaście. Trzynaste są wrota.
– W porządku – powiedziała, zmuszając się do spokoju. – Ale wiedzieliśmy o tym już wcześniej, prawda? Nasz tajemniczy demon przewidział to. Jego wzrok sięga daleko, a jak ci powiedział, widzi trzynastkę. Ale nie jest w stanie zobaczyć wszystkiego. Nie wie, kim jestem.
– To nie jego słowa. On powiedział, że widzi do końca. Wyznał też, że nie zdołam powstrzymać ani ciebie, ani jego. W tych słowach była cierpliwość równa cierpliwości Wszechmogącego.