zapomnieniu wobec genialnych zdolności Moureta i jego osobistego uroku... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Oktaw był
uosobieniem męskiego wdzięku. Nie mogła mu tylko zapomnieć jego dawnych kłamstw i
chłodnej obojętności pod maską pełnego galanterii uwodziciela. Lecz teraz, odkąd cierpiał z
jej powodu, nie czuła do niego żalu. Cierpienie wywyższało go w jej oczach. Gdy widziała,
jak się męczy okupując ciężko swój dawny pogardliwy stosunek do kobiety, zdawało jej się,
że odpokutował już wszystkie winy.
315
Tego samego dnia jeszcze wymogła na Oktawie przyrzeczenie, że z chwilą gdy oboje
Baudu i stary Bourras znajdÄ… siÄ™ bez Å›rodków do życia – Oktaw ich wyposaży wedle jej
uznania. Upływały tygodnie. Denise prawie każdego popołudnia wyrywała się na kilka minut
z magazynu i odwiedzała stryja, wnosząc do starego domu swój młody śmiech, swój dobry
humor, rozweselając nieco ponury sklep. Niepokoiło ją zdrowie ciotki, która od czasu śmierci
Genowefy wpadła w odrętwienie. Wydawało się, że kres jej życia zbliża się z każdą godziną;
gdy pytano ją. co jej dolega, odpowiadała ze zdziwieniem, że nic jej nie jest, że odczuwa
tylko ustawicznÄ… senność. SÄ…siedzi z dzielnicy kiwali z politowaniem gÅ‚owami – biedna pani
Baudu niedługo będzie tęsknić za córką.
Pewnego dnia Denise wychodziła od stryjostwa, gdy na rogu placu Gaillon usłyszała
przeraźliwy krzyk. Ludzie biegli w jednym kierunku, gnani dreszczem paniki i współczucia,
ogarniającym tłum w chwilach nieszczęśliwych wypadków. Brązowy omnibus obsługujący
trasę Bastylia-Balignolles przejechał jakiegoś mężczyznę u wylotu ulicy Neuve-Saint-
Augustin. tuż koło wodotrysku. Woźnica, który stał na koźle, z całych sił wstrzymywał dwa
kare konie stające dęba, klął i krzyczał:
– Do stu tysiÄ™cy piorunów!... Uważaj pan, jak idziesz!
Omnibus zatrzymał się wreszcie. Tłum ludzi otoczył rannego, znalazł się także policjant.
W postawie stojącej, wzywając na świadków pasażerów. którzy wstali z miejsc i wychylili
się, aby zobaczyć krew, woźnica tłumaczył się, pomagając sobie gestami, gdyż głos pod
wpływem wzburzenia odmawiał mu posłuszeństwa.
– CoÅ› podobnego!... SkÄ…d siÄ™ biorÄ… takie typy?! Gość paraduje po ulicy, jakby byÅ‚ w
salonie! Wołam na niego, a on pcha się pod koła!
Malarz, który nadbiegł z pędzlem w ręku, przerwawszy malowanie sąsiedniej wystawy,
zawołał krzykliwym głosem wśród tłoczących się gapiów:
– Nie ma siÄ™ co denerwować! WidziaÅ‚em dobrze, że sam wlazÅ‚ pod omnibus! Widocznie
życie mu zbrzydło!
Podniosły się inne głosy, wszyscy zgadzali się, że wypadek był po prostu samobójstwem,
policjant natomiast zabrał się do spisywania protokołu. Pobladłe kobiety wysiadły szybko z
wozu i oddalały się nie oglądając za siebie, unosząc ze sobą okropne wspomnienie wstrząsu,
jaki nimi targnął w chwili, gdy koła trafiły na ciało ludzkie.
Denise podeszła bliżej powodowana litością i chęcią niesienia pomocy, która przyciągała
ją zawsze na miejsca wypadków ulicznych: do przejechanych psów. padłych na ulicy koni,
dekarzy, którzy spadli z dachu. W leżącym na bruku zemdlonym mężczyźnie, którego surdut
splamiony był błotem, rozpoznała znajomą postać.
316
– To jest pan Robineau! – zawoÅ‚aÅ‚a z bolesnym zdziwieniem policjant poczÄ…Å‚ natychmiast
wypytywać dziewczynę. Podała nazwisko. zawód i adres rannego. Dzięki energii woźnicy
omnibus zdołał zatoczyć łuk i koła przejechały biednemu Robineau jedynie nogi. Nie
wiadomo było jednak, czy obie nie są zmiażdżone. Czterech ludzi, którzy zgłosili się na
ochotnika, przeniosło rannego do apteki na placu Gaillon, omnibus zaś ruszył z wolna w
dalszÄ… drogÄ™.

Tematy