- Zaczekaj, próbuję się dowiedzieć... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dobiegło ją wściekłe walenie w klawisze.
-Już. Nagłe wymioty... Mdłości w kosmosie... Och, nie.
- Co? - zapytała Holly. Ale już wiedziała. Może wiedziała od zawsze.
- T... to czary - wykrztusiÅ‚ Ogierek, który z podnie­cenia aż zaczÄ…Å‚ siÄ™ jÄ…kać. - Nie mogÄ… wejść do domu, póki Fowl nie umrze. Jakby gwaÅ‚towna reakcja alergicz­na. To znaczy, nie do wiary, ale to znaczy...
- Że im się udało! - dokończyła Holly. - On żyje! Artemis Fowl przeżył!
- D'Arvit - jęknął Bulwa i znów zwymiotował na terakotową posadzkę.
Dalej Holly poszÅ‚a sama. ByÅ‚a pewna, że jeÅ›li Fowl rzeczywiÅ›cie umarÅ‚, jego ciaÅ‚o znajduje siÄ™ w pobliżu zÅ‚ota. Ze Å›cian Å‚ypaÅ‚y na niÄ… te same portrety rodzinne, co poprzednio, ale teraz wyglÄ…daÅ‚y bardziej na zadowo­lone z siebie, aniżeli surowe. SKRZATkÄ™ ogarnęła pokusa wystrzelenia w nie kilku serii z neutrino 2000. To jednak byÅ‚oby wbrew zasadom. Skoro Artemis Fowl ich pokonaÅ‚, sprawa siÄ™ zakoÅ„czyÅ‚a. Å»adnych żalów ani pretensji.
ZeszÅ‚a schodami do celi, której drzwi wciąż koÅ‚ysaÅ‚y siÄ™ lekko po wybuchu biobomby. PromieÅ„ solinium odbijaÅ‚ siÄ™ od Å›cian niczym uwiÄ™ziona, bÅ‚Ä™kitna bÅ‚yska­wica. Holly niepewnie zrobiÅ‚a kilka kroków do Å›rodka, na poÅ‚y obawiajÄ…c siÄ™ tego, co może znaleźć.
Nic tu nie byÅ‚o. W każdym razie nic nieżywego. Tyl­ko zÅ‚oto - mniej wiÄ™cej dwieÅ›cie sztabek, uÅ‚ożonych w stos na pryczy w schludnych, wojskowych rzÄ™dach. Dobry, stary Butler, jedyna istota ludzka, która potrafi­Å‚a zmierzyć siÄ™ z trollem i zwyciężyć.
- Komendancie? Słyszy mnie pan? Odbiór.
- Potwierdzam, kapitan Nieduża. Liczba zabitych?
- Nie ma zabitych, sir. Znalazłam pozostałą część okupu.
Zapadło długie milczenie.
- Zostaw to, Holly. Znasz zasady. Wycofujemy siÄ™.
- Ależ sir... Musi być jakiś sposób...
- Ależ nic, pani kapitan - przerwaÅ‚ rozmowÄ™ Ogie­rek. - Odliczam sekundy do Å›witu; nasze szansÄ™ wycofa­nia siÄ™ w samo poÅ‚udnie stanowczo mi siÄ™ nie podobajÄ….
Holly westchnęła. Przez Ogierka przemawiał głos rozsądku. Członkowie Ludu mogli się wycofać, kiedy chcieli, pod warunkiem, że uczynili to przed rozpadem pola czasowego. Po prostu ubodła ją świadomość, że zostali pokonani przez człowieka, i to w dodatku niedorostka.
Po raz ostatni rozejrzaÅ‚a siÄ™ po celi. ZrodziÅ‚ siÄ™ tutaj wielki kÅ‚Ä…b nienawiÅ›ci, z którym wczeÅ›niej czy później należaÅ‚o siÄ™ uporać. Holly wsadziÅ‚a broÅ„ do kabury. Lepiej zaÅ‚atwić to jak najszybciej; tym razem Fowl wy­graÅ‚, ale ktoÅ› taki jak on nie spocznie dÅ‚ugo na laurach. Powróci z jakimÅ› kolejnym planem zdobycia pieniÄ™­dzy. A kiedy siÄ™ zjawi, zastanie czekajÄ…cÄ… naÅ„ Holly Niedużą, z uÅ›miechem na ustach i wielkim pistoletem w dÅ‚oni.
Przy granicy pola czasowego ziemia caÅ‚kiem roz­miÄ™kÅ‚a. Pięćset lat fatalnej kanalizacji zamieniÅ‚o funda­ment Å›redniowiecznych murów nieledwie w bagno. Tutaj wynurzyÅ‚ siÄ™ Mierzwa.
Podatność gruntu nie byÅ‚a jedynym powodem, dla którego wybraÅ‚ wÅ‚aÅ›nie to miejsce, aby wyjść na powierzchniÄ™. DrugÄ… przyczynÄ… byÅ‚ zapach. Dobry krasnal tunelowy potrafi wyczuć zapach zÅ‚ota przez półkilometrowÄ… opokÄ™ granitowej skaÅ‚y. A Mierzwa Grzebaczek posiadaÅ‚ jeden z najlepszych nosów w swo­im fachu.
Wózek poduszkowca unosiÅ‚ siÄ™ opodal wÅ‚aÅ›ciwie niestrzeżony. Co prawda staÅ‚o przy nim dwóch chwa­tów z Odzysku, tych jednak pochÅ‚onęło naÅ›miewanie siÄ™ z opresji komendanta.
- Ale ma odrzut, co, Chix?
Chix przytaknÄ…Å‚, przedrzeźniajÄ…c odruch wymiot­ny Bulwy.
DziÄ™ki bÅ‚azeÅ„skim popisom Chiksa Gryzonia drob­na kradzież uszÅ‚aby niepostrzeżenie wÅ‚aÅ›ciwie każde­mu. Przed wydostaniem siÄ™ z tunelu Mierzwa prze­czyÅ›ciÅ‚ kiszki; ostatniÄ… rzeczÄ…, jakiej sobie życzyÅ‚, byÅ‚ niespodziewany wybuch gazu, zwracajÄ…cy uwagÄ™ SKRZAT na jego obecność. Niepotrzebnie siÄ™ martwiÅ‚. Gdyby wsadziÅ‚ Chiksowi pod nos mokrÄ…, Å›mierdzÄ…cÄ… dżdżownicÄ™, chochlik nawet by jej nie zauważyÅ‚.
Przeniesienie do tunelu dwóch tuzinów zÅ‚otych sztabek zajęło krasnalowi zaledwie kilka sekund. ByÅ‚a to najÅ‚atwiejsza robota w jego życiu. PowstrzymujÄ…c chichot, wrzuciÅ‚ do dziury ostatnie dwa kawaÅ‚ki. Ju­liusz Bulwa wÅ‚aÅ›ciwie wyÅ›wiadczyÅ‚ mu przysÅ‚ugÄ™, wplÄ…­tujÄ…c go w caÅ‚Ä… aferÄ™. Sprawy uÅ‚ożyÅ‚y siÄ™ nadspodziewa­nie dobrze - byÅ‚ wolny jak ptak, bogaty, a co najlepsze, uznany za zmarÅ‚ego. Kiedy w SKRZAT zorientujÄ… siÄ™, że zÅ‚oto zniknęło, Mierzwa Grzebaczek bÄ™dzie już na innym kontynencie. Jeżeli w ogóle siÄ™ zorientujÄ….
Krasnal zszedÅ‚ pod ziemiÄ™. Transport skarbu wyma­gaÅ‚ kilku nawrotów, ale zwÅ‚oka siÄ™ opÅ‚acaÅ‚a. Za takie pieniÄ…dze mógÅ‚ przejść na wczeÅ›niejszÄ… emeryturÄ™. OczywiÅ›cie, należaÅ‚o zniknąć caÅ‚kowicie, ale w chyt­rym umyÅ›le Mierzwy już wykluwaÅ‚ siÄ™ przemyÅ›lny plan.
Przez jakiÅ› czas pomieszka na powierzchni, udajÄ…c ludzkiego karÅ‚a cierpiÄ…cego na Å›wiatÅ‚owstrÄ™t. Może kupi sobie apartament wyposażony w okiennice, gdzieÅ› na Manhattanie lub w Monte Carlo. Ludziom zapewne wyda siÄ™ dziwne, że krasnal izoluje siÄ™ od sÅ‚oÅ„-ca. Ale ten konkretny krasnal bÄ™dzie obrzydliwie boga­ty. BÅ‚otni Ludzie gotowi sÄ… przeÅ‚knąć każdÄ…, najbar­dziej niesamowitÄ… bzdurÄ™, gdy wywÄ™szÄ… w niej korzyść dla siebie. Najlepiej w postaci zielono zadrukowanego papieru.
Artemis usÅ‚yszaÅ‚, że jakiÅ› gÅ‚os woÅ‚a go po imieniu. W Å›lad za gÅ‚osem wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ twarz, zamazana, niewy­raźna. Ojciec?
- Ojciec? - sÅ‚owo to, nieużywane i zardzewiaÅ‚e, za­brzmiaÅ‚o dziwnie w jego ustach. OtworzyÅ‚ oczy. Pochy­laÅ‚ siÄ™ nad nim Butler.
- Artemisie, nie śpisz?
- Ach, to ty, Butler.