X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Czy mogę usiąść? — zapytał po chwili. — Nie będę więcej z wami walczył.
Naradzili się i pozwolili mu usiąść.
Głos jakiegoś starca począł zadawać pytania ł Nuńez objaśnił starszyźnie Kraju Ślepców, z jakiego to świata przyszedł. Mówił o niebie, górach, o wzroku i innych cudach. Ale oni nie rozumieli i nie wierzyli niczemu, przechodziło to bowiem ich pojecie. Nie rozumieli także wielu słów, których używał. Od czternastu pokoleń lud ten był ślepy i odcięty od widzialnego świata, nazwy rzeczy widzialnych straciły lub zmieniły swe znaczenie, zaś historie o szerokim świecie przeszły do rzędu dziecinnych bajeczek. Mieszkańcy doliny przestali się zajmować wszystkim, co leżało poza ścianami skał otaczających dolinę. Narodzili się wśród nich ślepi geniusze, odrzucili, jako bezwartościowe fantazje, strzępy dawnych wierzeń i tradycji sięgające czasów, kiedy przodkowie posługiwali się jeszcze wzrokiem, i zastąpili je nowymi, zdrowszymi poglądami. Wraz z utratą wzroku wygasła niemal w ślepcach wyobraźnia, zastąpiona szeregiem nowych pojęć opartych na słuchu i dotyku. I tak Nuńez pojął w końcu, że jego pochodzenie, dar wzroku, znajomość cudów świata nie zjednają mu wcale szczególnego uznania. A gdy jego nieudolne próby objaśnienia funkcji wzroku potraktowano jako mętną gadaninę niedokształconej istoty ludzkiej usiłującej nieudolnie opisać swoje indywidualne odczucia — Nuńez zrezygnował trochę speszony i począł z kolei słuchać wykładu ich nauki. Najstarszy ze ślepców zapoznał go z ich poglądami na życie, religią i filozofią. Wyjaśnił mu — mając na myśli jedynie Krainę Ślepców — że świat był ongiś pustym zagłębieniem w skałach, że zjawiły się w nim początkowo przedmioty nieożywione, którym brakło zmysłu dotyku, a potem — lamy i inne stworzenia, które posiadają dopiero zaczątki inteligencji, wreszcie — ludzie, a w końcu — anioły, które się poznaje po śpiewie i szeleście skrzydeł, gdyż nie dają się nikomu dotknąć. Intrygowało to Nuńeza, póki nie pomyślał o ptakach.
Starzec opowiedział przybyszowi, że czas dzieli się na dwie pory: ciepło i zimno — tak bowiem odróżniali oni dzień od nocy — i że jest dobrze spać, gdy jest ciepło, a pracować w zimnie, i że obecnie, gdyby nie jego przybycie, cała ludność byłaby pogrążona we śnie. Wyraził na koniec przekonanie, że Nuńez został specjalnie stworzony po to, ażeby posiąść mądrość nagromadzoną przez przodków tutejszych mieszkańców. Nie powinien się więc zniechęcać z powodu chwiejnego kroku oraz niedoskonałości swego umysłu, lecz starać się kształcić i poznawać miejscowe obyczaje. Zebrany tłum niejasnym pomrukiem wyraził słowom tym uznanie. Na zakończenie starzec zaznaczył, że pora jest spóźniona — bo ślepi nazywają dzień nocą — i że należy iść spać. Zapytał jeszcze Nuńeza, czy potrafi spać, na co Nuńez dał twierdzącą odpowiedź, ale wyraził chęć zjedzenia czegoś przed snem.
Przyniesiono mu pożywienie: mleko lamy w kubku i czerstwy solony chleb; zaprowadzono go w ustronne miejsce, żeby nie słyszeć jego mlaskania i by mógł spać spokojnie, póki chłód zstępujący z gór nie obudzi mieszkańców do pracy. Ale Nuńez nie mógł zasnąć.
Usiadł na miejscu, gdzie go ślepcy pozostawili, i odpoczywając rozpamiętywał dziwne przygody, których tu zaznał.
Co pewien czas wybuchał śmiechem, rozbawiony lub zagniewany.
— Niedokształcony umysł! — powtarzał. — Nie— wysubtelnione zmysły! Te kaleki nie zdają sobie sprawy, że obrażają swego władcę i pana zesłanego im z nieba. Widzę, że będę musiał nauczyć ich rozumu. Muszę się nad tym zastanowić… zastanowić…
Zastanawiał się jeszcze, gdy już zaszło słońce.
Był wrażliwy na piękno, więc przyglądał się z zachwytem grze świateł na polach śnieżnych i lodowcach otaczających dolinę jako najpiękniejszemu widokowi na świecie. Oczy jego przeniosły się z tych niedostępnych, wspaniałych szczytów na osadę ślepców i nawodnione pola, gdzie zstępował mrok, i nagle poczuł gwałtowne wzruszenie. Począł dziękować Bogu z całego serca za to, że zachował mu wzrok.
Usłyszał nagle głos nawołujący go od strony wioski:
— Hop, hop! Bogota! Chodź tutaj!
Powstał uśmiechając się do siebie. Chciał pokazać wreszcie tym ludziom, jakie przysługi oddaje wzrok. Będą go szukali, ale nie znajdą.
— Czy nie masz zamiaru ruszyć się z miejsca, Bogota? — zapytał głos.
Nuńez zaśmiał się skrycie i zszedł z drogi na czubkach palców.
— Nie depcz trawy, Bogota! Nie wolno!
Nuńez nie słyszał szmeru własnych kroków. Zatrzymał się zdumiony.

Tematy

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.