X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Drzwi otworzył sam Corning, za jego plecami dostrzegła innych Staryjczyków, najwyraźniej odbywających jakąś konferencję. Ściśle tajną, pomyślała, przeszkadzam im. Niedobrze, ale sam mi mówił, żebym tu przyszła.
– Pani Sweetscent. – Corning odwrócił się do towarzyszy. – Czyż to nie wspaniałe nazwisko? Wejdź, Kathy. – Odchylił szeroko drzwi.
– Przynieś mi to tutaj. – Pozostała na korytarzu. – Jadę do Cheyenne, pewnie cię to ucieszy. Więc nie marnuj mojego cennego czasu. – Wyciągnęła dłoń.
Po jego twarzy – niewiarygodne – przemknęło współczucie, Corning szybko je jednak stłumił. Lecz widziała swoje i właśnie to bardziej niż wszystko inne, co się stało, nawet sam nałóg czy jej cierpienia podczas narkotycznego głodu... nic nią tak nie wstrząsnęło, jak współczucie Corninga. Jeżeli to mogło poruszyć Staryjczyka... Skurczyła się ze strachu. Mój Boże, pomyślała, naprawdę mam poważne kłopoty. Pewnie wkrótce czeka mnie śmierć.
– Posłuchaj – powiedziała spokojnie. – Mój nałóg może nie potrwa wiecznie. Odkryłam, że kłamałeś, narkotyk pochodzi z Terry, nie został stworzony przez wroga, prędzej czy później nasza filia będzie mogła mnie wyleczyć. Więc się nie boję. – Czekała, podczas gdy Corning cofnął się do środka po narkotyk, przynajmniej przypuszczała, że po niego poszedł. Z całą pewnością gdzieś zniknął.
Jeden z pozostałych, obserwujących ją leniwie Staryjczyków zauważył:
– Ten narkotyk mógłby być w obiegu na Lilistarze przez dziesięć lat i nie znalazłby się nikt na tyle niezrównoważony, żeby ulec pokusie.
– Racja – zgodziła się Kathy. – Na tym polega różnica między nami: wyglądamy podobnie, lecz wy jesteście twardzi, a my słabi. Rany, zazdroszczę wam. Kiedy pojawi się pan Corning?
– Zaraz wróci – odparł Staryjczyk, po czym odezwał się do towarzysza: – Jest ładna.
– Tak, ładna jak na zwierzę – orzekł drugi Staryjczyk. – Więc lubisz ładne zwierzątka? Dlatego cię tutaj przydzielono?
Wrócił Corning.
– Kathy, daję ci cztery kapsułki. Nie bierz więcej niż jedną na raz, bo większa dawka mogłaby spowodować ustanie akcji serca.
– W porządku. – Wzięła kapsułki. – Ma pan może trochę wody, żebym mogła natychmiast to zażyć?
Corning przyniósł szklankę wody i patrzył ze współczuciem, jak Kathy połyka kapsułkę.
– Robię to – wyjaśniła – żeby odzyskać jasność umysłu i zaplanować dalsze postępowanie. Przyjaciele już mi pomagają. Ale pojadę do Cheyenne, bo umów się przestrzega, nawet umów z wami. Mógłbyś mi podać namiary na kogoś stamtąd... no wiesz, kogoś, kto mógłby dostarczyć mi nowy towar, kiedy będę go potrzebowała? To znaczy, gdybym go potrzebowała.
– W Cheyenne nie mamy nikogo, kto mógłby ci pomóc. Obawiam się, że po wykorzystaniu tych kapsułek będziesz musiała tutaj wrócić.
– Czyli wasza infiltracja w Cheyenne niezbyt się powiodła?
– Chyba tak. – Corning nie wyglądał jednak na zbitego z tropu.
– Do widzenia – oznajmiła Kathy, zbierając się do odejścia. – Tylko spójrzcie na siebie – zwróciła się do grupy Staryjczyków w mieszkaniu. – Boże, ależ wy jesteście obrzydliwi. Tacy pewni siebie. Co to za zwycięstwo... – Urwała, jaki to miało sens? – Virgil Ackerman wie, co mi jest, na pewno coś zrobi. On się was nie boi, jest zbyt potężny.
– W porządku. – Corning kiwnął głową. – Napawaj się tymi krzepiącymi złudzeniami, Kathy. A póki co, nikomu innemu o tym nie gadaj, bo nie dostaniesz kapsułek. Źle się stało, że powiedziałaś Ackermanom, ale tym razem jeszcze ci daruję, byłaś przecież oszołomiona po ustaniu działania narkotyku – spodziewaliśmy się czegoś takiego. Zrobiłaś to w panice. Powodzenia, Kathy. Wkrótce się z nami skontaktujesz.

Tematy