Każdy jest innym i nikt sobą samym.

– Jak widaæ s¹…
osobnicy, którzy nie aprobuj¹ stanowiska mojego rz¹du w kwestii
bothañskiej.
– Tak, s³ysza³em – przyzna³ Lando, zastanawiaj¹c siê przelot-
nie, kiedy to „sprawa Caamas” sta³a siê „kwesti¹ bothañsk¹”. –
Wasz rz¹d chce wybaczyæ i zapomnieæ albo coœ zbli¿onego.
– Woli pan bezsensown¹ zemstê na niewinnych? – Miatamia
spojrza³ na niego uwa¿nie.
228
– Spokojnie, to jest polityka, któr¹ nie zajmujê siê od dawna.
Jestem zwyk³ym cz³owiekiem interesu próbuj¹cym zarobiæ na ¿y-
cie! – Niech i tak bêdzie – zgodzi³ siê po chwili senator, strzyg¹c
uchem. – W ka¿dym razie protestuj¹cy uniemo¿liwiaj¹ nam do-
tarcie do naszego statku. Zwróci³em siê wiêc do w³adz portu ko-
smicznego, by ich usuniêto i umo¿liwiono nam odlot.
Lando przytakn¹³ – po zesz³otygodniowych zamieszkach na
Bothawui doskonale rozumia³ niechêæ rozmówcy do przepycha-
nia siê przez t³um.
– Niech zgadnê: w³adze nie kiwn¹ palcem – wtr¹ci³.
– Nie warto zgadywaæ, mogê przytoczyæ ich odpowiedŸ! Jej
sens sprowadza siê dok³adnie do tego, co pan powiedzia³. Opusz-
czaliœmy ich biura, gdy zauwa¿yliœmy pana.
– Rozumiem wasze po³o¿enie, ale nadal nie wiem, jak mogê
wam pomóc.
– Chcia³bym prosiæ, aby pan u¿y³ swego stanowiska i wp³y-
wów i przekona³ lokalne w³adze do pomocy – Miatamia zastrzyg³
drugim uchem, a Lando z trudem opanowa³ pusty œmiech.
– Chcia³bym wam pomóc, ale tak siê sk³ada, ¿e mój wp³yw
ograniczony jest do niewielkiej liczby przyjació³ i wspó³pracow-
ników, z których aktualnie nikogo nie ma na tej planecie. Stanowi-
ska nie mam, jak powiedzia³em na pocz¹tku naszej rozmowy, wiêc
nic nie poradzê na upartego urzêdasa.
– Rozumiem – Miatamia milcza³ przez moment. – W takim
razie byæ mo¿e zechce pan przemówiæ do zgromadzonych. Jako
bohater Rebelii powinien pan wywrzeæ na nich uspokajaj¹cy wp³yw.
Tym razem Lando nie zdo³a³ siê opanowaæ i prychn¹³ pogar-
dliwie.
– Szczerze w¹tpiê, aby moje dawne zajêcia mia³y jakikolwiek
wp³yw na tych tam. W ostatnich latach daje siê zauwa¿yæ niezdro-
wa acz powszechna tendencja do zapominania, ¿e Galaktyczna
Wojna Domowa w ogóle mia³a miejsce.
– A zatem odmawia pan pomocy?
– Nie odmawiam – Lando zmusi³ siê do cierpliwoœci: w roz-
mowach z Diamalanami ca³y problem le¿a³ w jêzyku, poniewa¿
mieli sk³onnoœci do u¿ywania normalnych s³ów w nienormalny
sposób, co by³o jednym z powodów, dla których nie lubiano pro-
wadziæ z nimi interesów. – Po prostu t³umaczê, dlaczego nie mogê
zrobiæ niczego z proponowanych przez pana rzeczy. Inaczej mó-
229
wi¹c, nie jestem w stanie pomóc wam w dostaniu siê do waszego statku. Natomiast jeœli zadowoli was dotarcie na Coruscant czy inn¹
planetê, to zupe³nie inna sprawa.
– Proszê wyjaœniæ – senator z wra¿enia zastrzyg³ obojgiem
uszu.– Mój statek jest na Stanowisku Szeœædziesi¹tym Ósmym i bê-
dê zaszczycony, mog¹c was dostarczyæ do dowolnie wybranego
przez was miejsca, o ile znajduje siê ono na terenie Nowej Repu-
bliki – odpar³ uroczyœcie Lando.
– Cz³onkowie za³ogi równie¿ nie mog¹ przedostaæ siê na nasz
statek – po raz pierwszy odezwa³ siê sekretarz. – Czy pañska pro-
pozycja ich tak¿e dotyczy?
– Myœla³em raczej o was dwóch – przyzna³ Lando. – Mój sta-
tek ma doœæ ograniczon¹ iloœæ kabin i przestrzeni ¿yciowej. W do-
datku wydaje mi siê, ¿e t³um nie jest zainteresowany cz³onkami
za³ogi, lecz raczej zwróceniem uwagi senatora. Kiedy pan opuœci
planetê, przestan¹ protestowaæ i rozejd¹ siê, a wtedy za³oga bez
trudu dostanie siê na wasz statek.
– Mówi pan rozs¹dnie – oceni³ Miatamia. – Teraz proszê po-
daæ cenê.
– Proszê to potraktowaæ jako uprzejmoœæ, senatorze – Lando
p³ynnym ruchem wskaza³ drogê do portu. – To dla mnie zaszczyt
móc goœciæ tak szacowne osoby na pok³adzie.
– Proszê podaæ cenê – Miatamia nawet nie drgn¹³. – Wszyst-
ko ma swoj¹ cenê, uprzejmoœæ tak¿e.
I to by by³o na tyle jeœli chodzi o subtelne podejœcie. Lando
skrzywi³ siê w duchu, z³y na samego siebie: powinien wiedzieæ, ¿e
do konkretnej rozmowy dojdzie tu i teraz, a nie po starcie na po-
k³adzie „Lady Luck”.
– To jest uprzejmoœæ – powtórzy³. – Jednak¿e przysz³a mi do
g³owy pewna myœl. Otó¿ moje podmorskie maj¹ problem z wysy-
³aniem urobku poza planetê, z uwagi na rajdy pirackie. Przysz³o
mi na myœl, i¿ byæ mo¿e uda³oby mi siê osi¹gn¹æ obustronnie ko-
rzystne porozumienie z diamalañskimi si³ami zbrojnymi dotycz¹-
ce bezpieczeñstwa moich transportów.