Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Gratuluję.
– Czego mi gratulujesz?
– Daj spokój, Gabe. Wiem, że ty za tym stoisz.
Usiadł gwałtownie. Pożądanie minęło w ułamku sekundy. Lexi zeszła
z Gabe’a, usiadła po turecku i próbowała pojąć, co się dzieje.
– Za czym?
– Skończ tę komedię – powiedział nieznajomy. – Co do Rotha i Stewarta
miałem jeszcze wątpliwości, ale koktajl Mołotowa ostatecznie je rozwiał.
Kameleon poczuł ściskanie w gardle. Narastająca panika odbierała mu
oddech.
Tego nie było w scenariuszu.
CZĘŚĆ DRUGA
POPRAWKI W SCENARIUSZU
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY
Kameleon zamknął oczy i próbował przypomnieć sobie głos po drugiej
stronie słuchawki.
– Kto mówi? – zapytał.
Usłyszał chrypliwy śmiech.
– Stary kumpel.
– To nowy numer. Nikt ze starej ekipy go nie zna.
– Mamy wspólnych przyjaciół, Gabrielu. Niektórzy nadal pracują
w Silvercup. Twoje nazwisko było w zdjęciowym planie pracy przy filmie
z Ianem Stewartem na dzisiaj. Przypuszczam, że widziałeś tę niewyobrażalną
tragedię na własne oczy. – Rozległ się kolejny śmiech, jeszcze bardziej
chrypliwy.
Neurony w mózgu Kameleona eksplodowały niczym łańcuch tanich
chińskich petard. Jeden z nich skupił się na irytującym śmiechu. I trafił.
– Mickey? To ty? – zapytał.
– Z radością potwierdzam, ale ty nie wydajesz się zadowolony, że mnie
słyszysz.
– Mick, już po północy. Moja dziewczyna i ja właśnie…
– Co? Oglądaliście telewizję? Śledziliście na bieżąco wiadomości?
– Spaliśmy. Czego chcesz?
– Niczego, o czym moglibyśmy pogadać przez telefon.
– Według ostatnich wieści, jakie o tobie krążyły, jesteś na przedłużonych
wakacjach w Adirondack. To sześć godzin drogi stąd. Podaj mi termin
odwiedzin, a może się tam wybiorę.
– Dali mi wolne w nagrodę za dobre sprawowanie. Wróciłem do miasta
w zeszłym tygodniu. Pamiętasz mój stary loft?
– Tak. Long Island City. Przy Skillman Avenue, w malowniczej części alei.
Kolejny irytujący wybuch śmiechu.
– Malowniczej… To mi się podoba. Może wpadniesz. Usiądziemy sobie na
werandzie
przy
kawie
i
obejrzymy
wschód
słońca
nad
placem
załadunkowym.
– Chrzanić wschód słońca, Mickey – powiedział szybko Kameleon. –
Przyjadę za godzinę.
Rozłączył się i zaczął ubierać.
Lexi nie ruszyła się z łóżka.
– Co to było? – zapytała.
– Problem z realizacją. Nieodłączna część produkcji filmowej.
– Brednie – burknęła Lexi. – Jeśli nie chcesz, żebym obejrzała pokaz
sztucznych ogni w Radio City, w porządku, przeżyję to. Ale jeśli w środku
nocy wolisz jechać do Long Island City zamiast bzykać, to lepiej mi wyjaśnij,
co jest grane. Nie jestem już dziewczyną ze stoiska z popcornem. Gabe, albo
robimy to razem, albo zostaniesz z tym sam.
Kameleon przysiadł na łóżku.
– Wybacz, Lex. Ciągle się zamartwiasz z byle powodu, a ja chciałem ci
tego oszczędzić.
– Niepotrzebnie. Nie rób tego więcej. A teraz powiedz, co się dzieje.
– Mówiłem ci kiedyś o Mickeyu Peltzu?
– Nie.
– Był jednym z najlepszych fachowców od efektów specjalnych w branży,
zwłaszcza od materiałów wybuchowych. Świetnie mu szło wysadzanie
różnych rzeczy, ale nieoficjalnie ciął koszty i wyprowadzał pieniądze
z budżetu na film, nadwyżkę chowając do kieszeni. Kiedyś pracował przy
filmie o napadzie na bank. Mieli wysadzić pojazd opancerzony. Mickey
odpowiadał za wybuch. Zamiast drogiego i sprawdzonego materiału
wybuchowego kupił jakieś tanie i niepewne badziewie. Bomba wybuchła
przed czasem, kaskader stracił rękę, a Mickey dostał cztery lata odsiadki
w więzieniu Adirondack w Ray Brook.
– I?
– Wygląda na to, że wyszedł przed terminem, zobaczył koktajl Mołotowa
w telewizji i zorientował się, że to ja.
– Jakim cudem?
– Koktajl, który rzuciłem, nie miał knota – wyjaśnił Kameleon. – Garstka
ludzi w branży robi to w ten sposób. To był jeden z jego znaków
rozpoznawczych. Nauczył mnie tego, a teraz po prostu skojarzył fakty.
– Czego od ciebie chce? – zapytała Lexi. – Uwzględnienia go w czołówce
filmu?