- Nie potrafię ci pomóc... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Odejdź.
- Zaraz wszystko wyjaśnię... - Gavin naparł na drzwi. Reynolds był zbyt słaby, by temu zapobiec. Zatoczył się w głąb ciemnego przedpokoju.
- Co tu siÄ™ dzieje, do cholery?
Mieszkanie cuchnęło zepsutym żarciem. Reynolds pozwolił, by Gavin zatrzasnął za sobą drzwi, po czym wyciągnął z kieszeni poplamionych spodni nóż.
- Nie nabierzesz mnie - zaśmiał się. - Wiem, co zrobiłeś. Pięknie. Bardzo sprytnie.
- Chodzi ci o te zabójstwa? To nie ja. Reynolds dźgnął nożem powietrze.
- Ile krwawych kąpieli zaliczyłeś? - zapytał ze łzami w oczach. - Sześć? Dziesięć?
- Nikogo nie zabiłem.
-...Potworze.
Reynolds miał w ręku ten sam nóż do papieru, który Gavin zostawił w umywalce. Archeolog podszedł bliżej. Niewątpliwie zamierzał go użyć. Gavin cofnął się, a jego lęk dodał otuchy Reynoldsowi.
- Już zapomniałeś, jak to jest, kiedy się ma ciało i krew?
"Facet dostał świra."
- Słuchaj... Przyszedłem porozmawiać.
- Przyszedłeś mnie zabić. Mógłbym cię zdemaskować... a więc przyszedłeś mnie zabić.
- Czy wiesz, kim jestem? - spytał Gavin.
- Nie jesteś tamtym pedziem. - Reynolds uśmiechnął się szyderczo. - Wyglądasz jak on, ale nim nie jesteś.
- O rany... jestem Gavin... Gavin... - Nie przychodziło mu do głowy nic, co mogłoby
uchronić go przed nożem. - Jestem Gavin, pamiętasz? - Na więcej nie potrafił się zdobyć.
Reynolds zawahał się. Przyjrzał mu się uważnie.
- Pocisz się - stwierdził. Z jego oczu zniknął groźny błysk.
Ga vi nowi tak zaschło w ustach, że mógł jedynie skinąć głową.
- Widzę. Pocisz się - powtórzył Reynolds. Opuścił ostrze. - Tamten się nie poci - powiedział.
- Nigdy się nie pocił i już się nie nauczy, tępak. Jesteś tym chłopaczkiem... nie tamtym potworem.
Chłopaczkiem. - Mięśnie jego twarzy zwiotczały, skóra przypominała pusty worek.
- Potrzebuję pomocy - wychrypiał Gavin. - Musisz mi powiedzieć, co tu jest grane.
- Szukasz wyjaśnień? - odparł Reynolds. - Bierz, co chcesz.
Poprowadził Gavina do salonu. Story były zaciągnięte, ale nawet w tym mroku chłopak dostrzegł, że wszystkie starożytności zostały zniszczone. Skorupy rozbito na drobne kawałki, a owe kawałki roztarto na proch. Ktoś potłukł płaskorzeźby; po nagrobku chorążego Flawinusa pozostała zaledwie kupka gruzu.
- Kto to zrobił?
- Ja - odpowiedział Reynolds.
- Dlaczego?
Archeolog przedarł się przez gruzy i wyjrzał przez szparę w zasłonach.
- On wróci, zobaczysz - powiedział, ignorując pytanie.
- Ale po co było to niszczyć? - upierał się Gavin.
- To choroba - wyjaśnił Reynolds. - Potrzeba życia przeszłością.
Odwrócił się od okna.
- Większość tych rzeczy ukradłem - dodał. - To trwało całe lata. Nadużyłem cudzego zaufania. - Kopnął jakiś kawałek gruzu, wzbijając chmurę kurzu. - Flawinus żył i skonał. To wszystko, co należy wiedzieć. Fakt, że się poznało jego imię, nie oznacza nic albo prawie nic. To go nie ożywi. Jest martwy i szczęśliwy.
- A posÄ…g w wannie?
Reynoldsowi na chwilę zabrakło tchu. Przed oczami znowu stanął mu drewniany posąg.
- Myślałeś, że ja to on, prawda? Tam pod drzwiami?
- Tak, myślałem, że już dopiął swego.
- On kopiuje? Reynolds skinął głową.
- O ile zrozumiałem jego naturę, masz rację - odpowiedział. - Kopiuje.
- Gdzie go znalazłeś?
- Nie opodal Carlisle. Prowadziłem tam wykopaliska. Znaleźliśmy go w łaźni; posąg, przedstawiający zwiniętego w kłębek człowieka, a tuż obok szczątki dorosłego mężczyzny.
Prawdziwa zagadka. Rzeźba i nieboszczyk, ramię w ramię. Nie pytaj, co mnie zafascynowało. Nie wiem. Może on działa swą wolą nie tylko na ciała, ale i na umysły? Dość, że go wykradłem i przywiozłem tutaj.
- Karmiłeś go? Reynolds zesztywniał.
- Lepiej nie pytaj.
- Pytam. Karmiłeś go?
-Tak.
- Chciałeś mojej krwi, tak? Po to mnie tu sprowadziłeś? Żeby mnie zabić i urządzić mu kąpiel w...
Gavin przypomniał sobie, jak potwór tłukł pięściami w wannę niczym dziecko w swoje łóżeczko, niecierpliwie domagając się pokarmu. Otarł się o śmierć; był barankiem przeznaczonym na rzeź.
- Dlaczego nie zaatakował mnie, tak jak ciebie? Dlaczego nie wyskoczył z wanny, by mnie zabić? Reynolds otarł usta wierzchem dłoni.
- Zobaczył twoją twarz.
"Jasne, zobaczył moją twarz i zapragnął jej dla siebie, a skoro nie mógł skraść twarzy trupowi, darował mi życie." W zdemaskowanej nagle logice działań potwora było coś fascynującego. Gavin czuł przedsmak tego, co tak pasjonowało Reynoldsa - uchylił rąbka tajemnicy.
- A tamten człowiek w łaźni? Tamten, którego szczątki odkryłeś?
- Tak...
- Uniemożliwił przeprowadzenie takiego samego procesu, zgadza się?
- Zapewne dlatego nigdy nie usunięto jego ciała, a tylko zapieczętowano łaźnię. Nikt nie rozumiał, że zginął, walcząc z potworem okradającym go z życia.
Obraz był już niemal kompletny; należało tylko dać upust wzburzeniu. Ten facet o mało go nie zamordował, żeby nakarmić posąg. Gavin nie mógł już dłużej tłumić wściekłości. Złapał
Reynoldsa za koszulę i skórę i potrząsnął nim. Co tak zagrzechotało: kości czy zęby?
- Już prawie ma moją twarz. - Utkwił wzrok w przerażonych oczach Reynoldsa. - Co się stanie, kiedy postawi na swoim?
- Nie wiem.
- Podaj najgorszy wariant, powiedz mi!
- To wszystko przypuszczenia - odparł Reynolds.
- No to przypuszczaj!

Tematy