X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Innym też nacjom różne dał Pan Jezus napitki, aby zaś każda miała swoją stateczną pociechę.
Rzędzian jęknął słabo.
– Aha, chcesz więcej! Nie, panie bracie, pozwólże i mnie... ot, tak! A teraz, gdyś już dał
znak życia, chyba cię przeniosę do stajni i położę gdzie w kącie, aby cię ten smok kozacki do
reszty nie rozdarł, gdy wróci. Niebezpieczny to jest przyjaciel – niechże go diabli porwą, bo
widzę, że rękę chyższą ma od rozumu.
To rzekłszy pan Zagłoba podniósł Rzędziana z ziemi z łatwością, znamionującą niezwykłą
siłę, i wyszedł do sieni, a następnie na podwórzec, na którym kilkunastu semenów grało w
kości na rozesłanym na ziemi kilimku. Ujrzawszy go powstali, on zaś rzekł:
– Chłopcy, a wziąć no mi tego pachołka i położyć na sianie. Niech też który skoczy po cy-
rulika.
Rozkaz spełniono natychmiast, bo pan Zagłoba, jako przyjaciel Bohuna, wielkie miał za-
chowanie u Kozaków.
– A gdzie to pułkownik? – spytal.
– Kazał sobie dać konia i pojechał do kwatery pułkowej, a nam też kazał być w gotowości i
konie mieć posiodłane.
– To i mój gotowy?
– Gotowy.
– To dawaj. Znajdę tedy pułkownika przy pułku?
– A oto i on nadjeżdża.
130
Rzeczywiście, przez sklepioną ciemną bramę domostwa widać było Bohuna nadjeżdżają-
cego z rynku, za nim zaś ukazały się z dala spisy stu kilkudziesięciu mołojców widocznie go-
towych do pochodu.
– Na koń! – wołał przez sień Bohun na pozostałych na podwórcu semenów.
Wszyscy ruszyli się co żywo. Zagłoba wyszedł przed bramę i spojrzał uważnie na młodego
watażkę.
– W pochód ruszasz? – spytal go.
– Tak jest.
– A dokąd czort prowadzi?
– Na wesele.
Zagłoba przysunął się bliżej.
– Bój się Boga, synku! Hetman kazał ci miasta strzec, a ty i sam jedziesz, i semenów wy-
prowadzasz. Rozkaz złamiesz. Tu tłumy czerni czekają tylko chwili sposobnej, by się na
szlachtę rzucić – miasto zgubisz, na gniew hetmański się narazisz.
– Na pohybel miastu i hetmanowi!
– O głowę twoją idzie.
– Na pohybel i mojej głowie!
Zagłoba poznał, że próżno było gadać z Kozakiem. Zaciął się i choćby siebie i innych miał
pogrześć, swego musiał dokazać. Domyślał się też Zagłoba, dokąd wyprawa miała ruszyć, ale
sam nie wiedział, co z sobą począć: jechać z Bohunem czy zostać?
Jechać było niebezpiecznie, bo znaczyło toż samo, co wrazić się w wojennych surowych
czasach w awanturniczą, gardłową sprawę. A zostać? Czerń istotnie czekała tylko wieści z
Siczy, chwili hasła do rzezi. A może by i nie czekała nawet, gdyby nie tysiąc semenów Bohu-
na i jego wielka powaga na Ukrainie. Mógł się wprawdzie pan Zagłoba schronić i do obozu
hetmanów, ale miał swoje powody, dla których tego nie czynił. Była-li to kondemnatka za
jakie zabójstwo czy też mankamencik w księgach, on sam jeden tylko wiedział; dość, że nie
chciał w oczy leźć. Żal mu było Czehryna porzucać! Tak mu tu było dobrze, tak tu nikt o nic
nie pytał, tak już pan Zagłoba zżył się tu ze wszystkimi, i ze szlachtą, i z ekonomami staro-
ścińskimi, i ze starszyzną kozacką! Prawda, że starszyzna rozjechała się teraz, a szlachta sie-
dział cicho po kątach, bojąc się burzy, ale przecie był Bohun, kompan nad kompany, bibosz
nad bibosze. Poznawszy się przy szklenicy zbratali się z Zagłobą od razu. Odtąd nie widziano
jednego bez drugiego. Kozak sypał złotem za dwóch, szlachcic łgał, i obu, jako niespokojnym
duchom, dobrze było z sobą.
Gdy tedy teraz przyszło albo pozostać w Czehrynie i pod nóż czerni iść, albo jechać z Bo-
hunem, pan Zagłoba zdecydował się na to ostatnie.
– Kiedyś taki desperat – rzekł – to pojadę i ja z tobą. Możeć się przydam albo pohamuję,
gdy będzie trzeba. Już my tak dopasowali ze sobą jak hetka z pętelką, alem się tego wszyst-
kiego nie spodziewał.
Bohun nie odrzekł nic. W pół godziny później dwustu semenów stanęło w pochodowym
ordynku. Bohun wyjechał na czoło, a z nim i pan Zagłoba. Ruszyli. Chłopi, stojący tu i
owdzie kupami na rynku, spoglądali na nich spode łbów i szeptali zgadując, gdzie jadą, czy
wrócą prędko, czy nie wrócą.
Bohun jechał milczący, zamknięty w sobie, tajemniczy a posępny jak noc. Semenowie nie
pytali, gdzie ich wiedzie. Za nim gotowi byli iść choćby na kraj świata.
Po przeprawie przez Dniepr wjechali na gościniec łubniański. Konie szły rysią, wzbijając
tumany kurzawy, ale że dzień był skwarny, suchy, wkrótce pokryły się pianą. Zwolnili tedy
biegu i rozciągnęli się długim, przerywanym pasmem po gościńcu. Bohun wysunął się na-
przód, pan Zagłoba zrównał się z nim chcąc zacząć rozmowę.
131
Twarz młodego watażki była spokojniejsza, jeno smutek śmiertelny malował się na niej
widocznie. Rzekłbyś: dal, w której wzrok ginął po północnej stronie, za Kahamlikiem, bieg
konia i powietrze stepowe uciszyły w nim tę burzę wewnętrzną, która się zerwała po prze-
czytaniu listów wiezionych przez Rzędziana.

Tematy

Drogi uĚźytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.