Każdy jest innym i nikt sobą samym.


S’vanka zaklekotała zębami.
– Jesteś niezwykle bezpośrednia, jak na Waisa. Kładę to na karb długiego czasu, który spędziłaś blisko współpracując z Ziemianami. Przy okazji: nazywam się Ch’vis.
– Nie ulega wątpliwości, że moje badania wpłynęły na mnie w jakiś sposób – odrzekła Lalelelang. – Jeśli wolisz mieć do czynienia z tradycyjną grzecznością Waisów, mogę cię przedstawić kilku kolegom, którzy są zaznajomieni z moimi badaniami.
– Nie, nie. Myślę, że lepiej porozmawiać z tobą.
Podrapała się w kark, gdzie gęste, czarne kędziory ginęły pod kołnierzem kombinezonu. Lalelelang wzdrygnęła się lekko. Jedna z różnic między człekokształtnymi S’vanami, a Homo Sapiens polegała na tym, że ci ostami nie mieli dobrych manier. S’vanowie mieli je, ale często ignorowali. S’vanowie byli też jednymi z nielicznych inteligentnych istot, na które Waisowie mogli spoglądać z góry, choć niskie, owłosione dwunogi miały znacznie masywniejszą od nich budowę.
– A co cię aż tak zainteresowało w mojej pracy, że do mnie przyszłaś? – spytała.
– Inni badali to dokładniej, niż ja, ale sednem sprawy wydaje się być twoje twierdzenie, że teraz, gdy wojna jest skończona, pozbawieni celu istnienia Ziemianie rozpoczną krwawe walki przeciw Gromadzie, przeciw samym sobie, albo i to, i to. Przewidujesz nastanie niekontrolowanego konfliktu, który może zniszczyć cywilizację.
Lalelelang pochyliła do przodu szyję i mrugnęła jednym okiem w wyjątkowo wymowny sposób.
– Nieuczone, choć trafne podsumowanie.
– Organizacja, którą reprezentuję, jest pełna uznania dla wiedzy, którą zgromadziłaś, by zweryfikować swe hipotezy.
– Naprawdę? – Zatrzepotały rzęsy. – A cóż to za organizacja?
– To nie ma znaczenia. – Ch’vis oparła się o pnie drzewa. Wygięły się one alarmująco i S’vanka znów usiadła prosto. – Miłe miejsce do pracy. Ładny widok, cicho.
– Czy ofiarowujesz mi wsparcie? – spytała Lalelelang.
– Nazwijmy to wymianą korzyści. Widzisz, członkowie grupy z którą współpracuję pilnie obserwują Ziemian od czasu gdy przyłączyli się do wojny przeciw Ampilturom. Nasze konkluzje częściowo się pokrywają. A może myślałaś, że twoja praca jest unikalna?
Niepewnie poruszyła się w roboczym gnieździe.
– Wiem, że nie jest. Miałam wiele kontaktów z naukowcami nie-Waisami, którzy mieli podobne zainteresowania, ale rzecz jasna ta korespondencja nie obejmowała wszystkich.
S’vanka zareagowała kłapiąc podwójnymi siekaczami.
– Nic dziwnego, że o nas nie wiesz. Nie szukamy reklamy.
– Więc jeśli wasi naukowcy zgadzają się z moimi konkluzjami, musicie zdawać sobie sprawę, że stanowcza interwencja jest niezbędna.
Ch’vis oglądała swoje palce.
– Niekoniecznie. Wielu z nas uważa, że tak długo, jak niszczycielska energia Ziemian skierowana jest przeciw nim samym, Gromadzie nic nie zagraża.
– To nie jest cywilizowane podejście.
S’vanka ostro na nią spojrzała:
– Instynkt samozachowawczy ma pierwszeństwo przed cywilizowanym zachowaniem. Zgadzamy się z twoją analizą natury Ziemian. Zawsze walczyli i zawsze będą walczyli. Kontakt z Gromadą tego nie zmienił i nie zmieni. Dopóki ich wewnętrzne wojny nie rozszerzą się na inne światy, sądzimy, że powinno się im pozwolić stosować tradycyjne formy rozrywki bez przeszkód. Jednocześnie nie ignorujemy ich zupełnie, ponieważ, jak słusznie zauważyłaś, możemy ich jeszcze potrzebować w odległej przyszłości, by zwalczyli jakieś niewyobrażalne zagrożenie. Tak więc próbujemy nimi kierować, podsycać agresję. Należy pozwolić im nawzajem zabijać się, ale nie dopuścić do nadmiernego osłabienia.
– Kierować Ziemianami? To dziwaczny pomysł.
– Są pewne sposoby – nalegała S’vanka. – Myślimy, że można to przeprowadzić pomyślnie i dyskretnie. Od pierwszego zetknięcia się z nimi dużo nauczyliśmy się. Są bardziej podatni, niż myślisz. Oczywiście Waisowie, choć to nie wasza wina, nie mogliby pokierować takim przedsięwzięciem. Jednakże my, S’vanowie, jesteśmy trochę bystrzejsi.
– Chcesz powiedzieć: przebiegli i kłamliwi.
Ch’vis podłubała w uchu grubym palcem:
– Dobrze opanowałaś mój język, ale nie doszłaś do perfekcji. Musiałam się przesłyszeć.
Lalelelang wpatrywała się w S’vankę niedowierzająco:
– A więc moglibyście im pomóc, ale nie zamierzacie tego zrobić. Pozwolicie im prowadzić między sobą wojnę w granicach parametrów, ustalonych przez was odgórnie, bez względu na ich dobro.
– Bez naszej interwencji, zniszczyliby się całkowicie – spierała się Ch’vis. – Z tą częścią twoich badań zgadzamy się bez zastrzeżeń. Byli o krok od zrobienia tego, gdy Gromada ich odkryła. Przypomnij sobie historię Ziemian. Posunęli się aż do użycia przeciw sobie broni nuklearnej!
– To był pojedynczy wypadek i więcej się nie powtórzył.
S’vanka prychnęła pogardliwie: