Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Przykuca przy ścianie domu, coś zbiera. Wstaje, spogląda na mnie, w górę. Patrzę... ma w rękach pełno kwiatów. Pokazuje mi je i podrzuca. Lecą ku mnie przez dziewięć pięter.
Jak ich dużo, jakie kolorowe, jakie piękne.
Przechylam się przez parapet, ręce wyciągam... a tu ktoś mnie łaps z tyłu za frak i odciąga od okna.
- Ja ci skoczę - mówi tata. Prowadzi mnie za kołnierz do mojego pokoju. Wstawia mnie tam, drzwi zamyka. - Spać - mówi. - Noc jest po to, żeby spać!
Słyszę, jak okno w kuchni zamyka.
Coś teraz z mamusią gadają...
Co mnie to obchodzi.
Siadam na krześle, łokcie opieram na stole. Coś tu mlaska. A to Tadziu przez sen mlaska. Pewno mu się śni, że je słonia z czekolady.
Dopiero co usiadłam, a tu już godzinka zleciała. Świeci w ciemności podświetlone okieneczko w moim zegarku. W całym domu cicho.
Nagle patrzę, już jasno, już siódma dochodzi. Całą noc przespałam przy stole. Lekcji nie odrobiłam i już nie zdążę. Pakuję książki i zeszyty, gdy słyszę dzwonek budzika, ale daleko, w dużym pokoju.
Trzeba obudzić Tadzia.
Akurat nogę wystawił spod pierzyny. Łaskoczę go palcem. Schował.
- Tadziu, wstawaj.
Coś zagadał, na drugi bok się przekręcił.
- Tadziu...
- Tak tak, zaraz wstaję - mówi i znów zasypia. Idę do łazienki. Myję się szybko, tylko buzia i ręce. Wchodzę do kuchni. Mamusia gotuje mleczko dla Zenusia.
- Dzień dobry, mamusiu - mówię. Mamusia nic, jakby mnie tu nie było. I dopiero sobie wszystko przypominam, co wczoraj narobiłam. Tatusia na podłogę pchnęłam, krzyczałam na niego. Powinien mnie zabić. Gdyby nie mamusia, toby mnie zabił i by dobrze zrobił.
- Mamusiu - mówię cicho. - Bardzo przepraszam.
Mamusia nic. Trudno, trzeba iść do szkoły. Biorę teczkę, szturcham Tadzia i wychodzę. Jest godzina siódma dziesięć.
A teraz jest już piętnaście po ósmej. Spocona, zdyszana, biegnę szkolnym korytarzem. Już dawno po dzwonku. Jak to się stało, gdzie zgubiłam tyle czasu?
Jechałam autobusem, wysiadłam za wcześnie, potem na coś się zagapiłam... Wpadam do klasy. Chcę coś powiedzieć, ale nic powiedzieć nie mogę, bo mam strasznie sucho w ustach.
Pani Trauman się uśmiecha.
- Siadaj, wszystko widać bez mówienia.
Lecę do mojej ławki, patrzę... siedzi tu Ewunia. Cudna i uśmiechnięta.
- Nie wygonisz mnie ze swojej ławki? - pyta. Ja dyszę i nic nie mogę odpowiedzieć.
- Coś ty - mówię wreszcie - bardzo się cieszę. W ogóle nie odrobiłam lekcji.
- Nie przejmuj się - mówi Ewa. - Na przerwie damy twoje zeszyty Magdzie, to ci szybko przepisze ze swoich.
- Sama przepiszę.
- Co się będziesz męczyć.
- Panienki Bogdaj i Kawczak, co się u was dzieje? - pyta pani. Ewa otwiera swój zeszyt i podsuwa w moją stronę. Wstaje.
- Kłócimy się o Mickiewicza - mówi. - Bo Majka twierdzi, że był wysoki, a ja jestem wprost pewna, że był bardzo niski.
- Wiecie co, dziewczynki - mówi pani Trauman - ja nie mam pojęcia. Może po prostu był średniego wzrostu. - Wybucha śmiechem. - Słyszeliście, jak mi się rymnęło? Gdy tylko mowa o poecie, to zaraz rymy się cisną.
- On był wysoki - mówi Zbyszek Karpiel.
- Skąd wiesz? - pyta pani.
- Bo jest bardzo podobny na zdjęciu do mojego wujka. A mój wujek jest wysoki, o, taki.
Zbyszek wstaje i wyciąga rękę nad głowę.
- Ja obstaję przy swoim - mówi Ewa. - Bo choć Mickiewicz jest mi bliski, to myślę, że był niski.
Wszyscy śmieją się z nowego rymu. Pani Trauman też. Ewa zwraca się do Zbyszka.
- A jeśli nawet był wysoki, to nie wyższy od foki. Nowy śmiech. Ewa gestem ucisza klasę.
- Ale mówiąc poważnie, to uważam tak dlatego, bo wiadomo, że ludzie niskiego wzrostu wszędzie szukają okazji do wybicia się. W historii pełno takich przykładów.
- Napoleon! - woła Edzio Skała.
- Balzak też był mały - mówi Rita Salomon. - I gruby - dodaje. Wstaje Szkapa i pokazuje na Zenka.
- Nasz Zenek też malutki - mówi. Klasa w śmiech. Tylko Zenek się nie śmieje. Spogląda na Szkapę ze złością i przykłada pięść do brody.
- Powinno się napisać książkę o wpływie wzrostu na osiągnięcia życiowe - mówi Ewa. - Mogłaby być bardzo ciekawa.
- Hitler też był malutki! - woła ktoś.
- Wcale nie taki malutki - prostuje Florek Gamburowicz. - Hitler był średniego wzrostu.
- To tak, jak Mickiewicz - mówi cienko Marlena Bryćko.
- Głupia jesteś - mówi do niej Ziębiński. - Mickiewicz był sto razy wyższy od Hitlera.
- Na pewno nie - mówi Florek. - Hitler wcale nie był niski.
- A ja ci mówię, że sto razy niższy od Mickiewicza - mówi Ziębiński, czerwieniejąc jeszcze bardziej.
- Nie byłbym tego taki pewien - odpowiada Florek. - Kto wie, czy nie był nawet wyższy.
- No, uważaj sobie! - zaperza się Ziębiński.

Tematy