Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Raula córka Mylene cofnęła się o krok.
— Egil córka Elyshabet złożyła uroczystą przysięgę, że już nigdy czegoś takiego nie zrobi. Arono, czy będziesz z nią współpracowała w tym dziele, jakbyście były córkami jednej matki?
Niebo wydawało się przejrzyste jak kryształ wszędzie tam, gdzie Arona na nie spojrzała, i wszystkie dźwięki rozbrzmiewały ostro i wyraźnie. Miała wrażenie, że jej umysł wolny jest od wszelkich uczuć, zarówno od strachu jak i oburzenia. Widziała wszystko takim, jakim było.
— Tak jak już powiedziałam, jeśli ograniczy się do swoich kronik, a ja do moich — odrzekła owijając się szalem.
Najstarsza Matka westchnęła, gdy Egil pokręcił lekko głową.
— Więc nie ma nadziei, że się pogodzicie? — zapytała.
— Nie. — Arona pomyślała o swoim ostatnim, desperackim planie, który ułożyła dwie noce temu. Miała wtedy nadzieję, że nigdy nie będzie musiała wprowadzić go w życie. Zwróciła się do Egila: — Ugotuję ci ostatni posiłek, zanim — głos jej zadrżał — zanim wrócę do domu mojej matki. W zamian za to żądam moich prywatnych zapisków, pióra, atramentu i połowy pergaminu, który kupiłam od kupców, a także mojej rudej kotki. Nie zależy ci na niej i nie zwracasz na nią uwagi.
Egil uśmiechnął się.
— Nie, moja mała Myrrho Lisico. Te okropne stare opowieści nasunęły zbyt wiele szalonych pomysłów do twojej ślicznej główki. Kot i zwoje są twoje, ale przybory do pisania nie należą do mnie i nie mogę ich rozdawać.
— Zaakceptuj ten posiłek, Arono, i zakończ w ten sposób spór — powiedziała nagle Dysydentka. — Będę jadła razem z tobą, żeby ci udowodnić, iż nie ma tam nic trującego. Starsze Matki, czyż nie możemy podarować Aronie pióra, atramentu i kilku skrawków pergaminu dla przywrócenia spokoju w wiosce? Trudno jest nie praktykować jedynego zawodu, jaki się zna.
Najstarsza Matka spojrzała na smutną twarz dziewczyny i przyszło jej na myśl, że może była dla niej zbyt surowa.
— Zgoda! — powiedziała spiesznie. Egil zgodnie skinął głową.
Rozdział dwunastyUcieczka 
Ognisko w Domu Kronik paliło się jasnym, wysokim płomieniem o barwach zachodzącego słońca i słaby zapach żywicy rozchodził się od sosnowych szczap. Egil rozsiadł się w najlepszym krześle środkowej izby i sączył piwo, zerkając jednym okiem na Aronę. Dziewczyna odpowiedziała mu nerwowym uśmiechem i dalej popijała swoje piwo, ale sączyła je wolniej niż Egil. Wyrobiona latami wewnętrzna dyscyplina powstrzymywała Dysydentkę, tak że nie wybuchnęła śmiechem, który byłby zupełnie nie na miejscu.
Leżący u stóp Egila Kieł otrzymał prawie połowę mięsa, które Arona kupiła oddając niemal wszystko, co miała. Pies bardziej cieszył się befsztykiem niż jego pan, warczał, szarpał mięso i merdał ogonem, aż Egil w końcu musiał się roześmiać i podrapać go za uszami.
— Nie mów do niego „ona” — oświadczył szczerząc zęby. — W tej izbie jest tylko jedna suczka i to z własnej nieprzymuszonej woli. Gdzie była trucizna? W słodkich ciastkach? A może w chlebie?
— W jarzynach — odparowała Arona wiedząc, że ich nie cierpiał. Zasłaniając małą ręką usta przeciągnęła się i ziewnęła szeroko. Pies powarkiwał teraz ciszej nadstawiając łeb pod pieszczoty Egila. Ruda Zaraza wskoczyła Aronie na kolana i cicho zamruczała. Dziewczyna połaskotała kotkę za uszami, ta zaś poruszyła końcem ogona. Córka Bethiah nie pytając Egila o pozwolenie, wzięła jego talerz z resztkami jedzenia i postawiła go na podłodze. Ruda Zaraza zeskoczyła i uszczęśliwiona zaczęła wylizywać talerz. Egil podniósł brwi i wypił duży łyk piwa.
— Z radością otrułabyś każdego mężczyznę, który stanąłby ci na drodze, ale nie tego głupiego kota — przyznał. Nalał piwa do małej miseczki i postawił ją na podłodze. Kotka powąchała i wychłeptała nieco na próbę. Arona zdawała się zupełnie tym nie interesować. Czarownica zaś uśmiechnęła się szeroko, ziewnęła i przeciągnęła się.
— Przechadzka na świeżym powietrzu dobrze by mi zrobiła — powiedziała. — Arono, czy możesz wskazać mi drogę do, ach, małego domku?
— Chyba tak — wymamrotała dziewczyna wstając i zarzuciła szal na ramiona. Egil nie odrywał oczu od obu kobiet. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, rozłożył się na podłodze i uważnie przyglądał zwierzakom. Leżący z wyciągniętymi przed siebie łapami szczeniak warknął cicho i machnął ogonkiem. Kotka zaś przeszła pod brodą Egila, zawróciła i przesunęła ogonem tuż przed jego nosem. Egil zerwał się na równe nogi i kichnął, gdyż miał nos pełen kociej sierści. Potem rozsiadł się w krześle i sączył piwo.
Arona coś knuła. Widział to po jej zachowaniu. Czarownica również o tym wiedziała i aprobowała jakiś szalony pomysł tej niemądrej dziewczyny. Przed domem rozległo się ciche nucenie, łagodne jak kołysanka. Gdzieś w oddali ktoś śpiewał starą balladę o pokoju i miłości. Egil westchnął, ogrzane powietrze słodko pachniało. Kotka wskoczyła mu na kolana. Pogłaskał ją leniwie i z ręką na jej grzbiecie przymknął oczy. Głowa powoli opadła mu na bok. Zaczął chrapać.
Arona z trudem cięła wielkim ciężkim nożem pożyczony od rzeźniczki gruby sznur zamykający drzwi do izby kronik. Czarownica w milczeniu przeszła przez wysokie zielska otaczające piwnicę i włożyła jej do ręki siekierę. Dziewczyna podziękowała skinieniem głowy, rozejrzała się i uderzyła siekierą w sznur — raz, dwa, trzy razy, rozcinając go coraz głębiej, aż w końcu pozostało tylko kilka włókien. Czarownica wyjęła zza pazuchy swój klejnot, który świecił słabym niebieskim blaskiem niewidocznym już na odległość palca, i przecięła sznur do końca.
Ogromne drewniane drzwi piwnicy skrzypnęły tak głośno, że mogłyby obudzić umarłego. Arona zamarła w pół ruchu, ale Dysydentka nawet nie drgnęła.
— Będzie spał przynajmniej do rana, a nawet jeszcze dłużej, jeżeli ogień nie zgaśnie — powiedziała cicho. Nie słysząc żadnych podejrzanych dźwięków, Arona wróciła do pracy. Egil zawiesił te drzwi po ostatniej burzy. Czy wiedział, że potrzeba dwóch kobiet, by je otworzyć? Napawało go dumą, że drzwi są takie mocne.