Bo Baran, choć producent brykietu do kominków, wcielał się po trochu w każdą z
wyżej wymienionych ról. Tak, to pewnie ujęło Ewę. I może dlatego Borusewicz instynktownie
szukał towarzystwa Barana, a nie Adama? Adam był powietrzem, w dodatku odrzuconym przez
kobietę, która urodą i świeżością mogła zaćmić niejedną dwudziestolatkę. I ta kobieta trzymała pod
rękę właśnie Barana, a nie Adama, czyli Baran był zwycięzcą, a przecież zwycięzcom, nie
przegranym, przysługują najlepsze kąski na uczcie panów. Przegrani niech się zadowalają
odpadkami z własnego poniżenia.
Ewa była jak zwykle piękna. I jak zwykle wyglądała na młodszą. Tym razem o jakieś dziesięć lat.
Może to przez słońce, które rozjaśniało twarz i niwelowało każdą rysę? Choć i bez słońca twarz Ewy
była nieskazitelna — używała najdroższych kosmetyków i znała sztukę makijażu. A może to
urażona duma Adama i poczucie straty dodawało jej uroku?
Nie, prawda była smutna. Ewa była piękna i podo23 bała się mężczyznom. Dla Adama to żadna
nowość, ale to, czym jeszcze nie tak dawno się szczycił, teraz go przygnębiało. Stracił kryształ, został
mu wiatr...
Po co on tu w ogóle przyszedł? Czy ktoś w ogóle go tu chciał? Wystarczyła pobieżna analiza, by
przyznać się przed sobą, że zaproszenie przyjął z przyzwyczajenia... Brunatne włosy spięła w kok,
czarne brwi umodelowane w fale dodawały subtelności pewnemu spojrzeniu. Drobny, delikatnie
zaokrąglony nos uroczo rozszerzał się, gdy się śmiała. Rzadko malowała usta — naturalnie
intensywnie czerwone.
Adam pamiętał je w chwilach rozkoszy. Już nie należały do niego, podobnie jak kształtne piersi,
które tak uwielbiał pieścić. (Nigdy nie potrafił dobrze opisać swojej żony). Na jej lewym ramieniu
dostrzegł dwie krople, pewnie potu. Miał wielką ochotę je scałować, ale pomyślał, że może to być
równie dobrze ślina Barana, który w uniesieniu opowiadał kolejną anegdotę o jakimś sztormie, i
pryskało mu z ust...
Urodzenie dwójki dzieci nie szkodziło jej figurze. Szczyciła się młodzieńczym wcięciem w talii.
Gdy szła, wszyscy się za nią oglądali — kobiety z zazdrości, mężczyźni z pożądania. Miała jednak w
sobie coś, co większość facetów onieśmielało. Dumę, pomocną w kreowaniu wizerunku damy. Mało
który odważyłby się ją zaczepić, ot tak, bo być może coś z tego wyjdzie. Ci, co spróbowali, szybko
żałowali. Ewa cięła ripostami, które na zawsze niszczyły pewność siebie nawet najbezczelniej szych
lowelasów.
Na przyjęcie włożyła przewiewną sukienkę z odsłoniętymi plecami, którą Adam tak lubił. Był
pewien, że zrobiła to z premedytacją. Spoliczkowała go tym. Wyglądała w niej jak dziewczynka...
Mistrzyni w łóżku! Co onieśmielało Adama, dla niej było wyzwaniem. Zawsze dopinała swego —
wyuzdanie tłumacząc miłością. Nigdy nie narzekał. Przeciwnie, dziękował losowi, że pozwolił mu
spotkać kobietę, która lubi przekraczać granice. Choć nie zawsze starczało mu kondycji. Serce
waliło, a ona chciała jeszcze i jeszcze. I nawet jeśli przyjemność przepoczwarzała się w ciężki
wysiłek, przez pierwsze lata małżeństwa jakoś dawał radę..
Czy Ewa go kochała? Może na początku. A później? Przez ostatnie lata małżeństwa? Co tak
naprawdę było między nimi? Na pewno dominowała nad nim nie tylko w łóżku, ale i w życiu.
Później tylko w życiu, bo w łóżku stała się niedostępna. Wbrew swojej ognistej naturze zamieniła się
w sopel lodu.
Z początku Adamowi było to nawet na rękę. Nie dążył do namiętności, zbyt pochłonięty użalaniem
się nad sobą. Pisał dzieło, którego nie potrafił napisać.
A Ewę, w miarę jak dorastali Adrian i Kamil, zajmowało coraz więcej spraw. Był czas, że
utrzymywali się wyłącznie z jej sklepiku z odzieżą dziecięcą, wózkami i pieluchami. Miała smykałkę
do interesów i gdyby nie jej pracownica, której bezgranicznie ufała, a ta ją notorycznie oszukiwała,
można by powiedzieć, że sklep przynosił nadspodziewane zyski.
Tymczasem przynosił tylko zyski spodziewane. Mie25 li jednak na opłaty i jakie takie życie. Przy
okazji Ewa zaangażowała się w kilka kobiecych ruchów emancypacyjnych, chodziła na szkolenia — i