X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W pierwszej chwili w
pustynnym Chreptiowie nikt o tym nie pomy�la�, ale przecie w Kamie�cu
mieszka�o kilku medyk�w, mi�dzy nimi za� jeden Grek, cz�ek s�awny,
bogaty, kamienic kilka maj�cy, a tak uczony, �e niemal za
czarnoksi�nika powszechnie go uwa�ano. By�a tylko w�tpliwo��, czy -
b�d�c bogatym- chcia�by jecha� za jak� b�d� cen� w dalek� pustyni�, on,
kt�rego nawet magnaci "acanem" tytu�owali.
Pan Zag�oba zaduma� si� przez ma�� chwil�, po czym rzek�:
- S�uszna pomsta tego arcypsa nie minie; ja wam to przyrzekam, a
wola�by on pewnie, �eby mu kr�l jegomo�� pomst� poprzysi�g� ni�li
Zag�oba. Jeno nie wiadomo, czy �yw jeszcze, bo go pani, wyrywaj�c mu
si� z r�k, g�owni� od pistoletu w sam rozum ugodzi�a. Teraz wszelako nie
czas o tym my�le�, bo naprz�d trzeba pani� ratowa�.
- My by cho�by w�asnym zdrowiem radzi! - odpar� Lu�nia.
A t�umy zn�w zamrucza�y na potwierdzenie s��w wachmistrza.
- S�uchaj, Lu�nia - rzek� Zag�oba. - W Kamie�cu mieszka medyk
Rodopu�. Pojedziesz do niego; powiesz mu, �e pan genera� podolski zaraz
pod miastem nog� wykr�ci� i ratunku czeka. A gdy �w jeno za murem
b�dzie, chwycisz go za �eb, wsadzisz na ko� albo do worka i
przywieziesz jednym p�dem do Chreptiowa. Konie ka�� co par� staja�
porozstawia� i b�dziecie w skok jecha�. Bacz tylko, by� go �ywego
dowi�z�, bo nic nam po umar�ym.
Pomruk zadowolenia da� si� s�ysze� ze wszystkich stron, Lu�nia za�
ruszy� srogimi w�sami i rzek�:
- Ju� ja jego dostan� i nie uroni�, a� w Chreptiowie!
- Ruszaj !
- Prosz� waszej mi�o�ci?
- Czego jeszcze?
- A jakby potem skapia�?
- Niech skapieje, byle dojecha� �yw! Bierz sze�ciu ludzi i ruszaj!
Lu�nia skoczy�. Inni radzi, �e mog� co� dla pani uczyni�, rzucili si� konie
kulbaczy� i w kilka pacierzy sze�ciu ludzi ruszy�o do Kamie�ca, za nimi
za� inni prowadzili lu�ne konie, by je porozstawia� po drodze. Pan
Zag�oba, zadowolony ze siebie, wr�ci� do �wietlicy. Po chwili wyszed� z
alkierza Wo�odyjowski, zmieniony, p�przytomny, oboj�tny na s�owa
wsp�czucia i pociechy. O�wiadczywszy panu Zag�obie, �e Basia �pi
ci�gle, siad� na �awie i patrzy� jak b��dny we drzwi, za kt�rymi le�a�a.
Zdawa�o si� oficerom, �e nas�uchuje, wi�c wszyscy dech wstrzymywali, i
w izbie zapanowa�a cisza zupe�na. Po up�ywie pewnego czasu Zag�oba
zbli�y� si� na palcach do ma�ego rycerza.
- Michale - rzek�- pos�a�em po medyka do Kamie�ca, ale... ale mo�e by
jeszcze po kogo pos�a�?...
Wo�odyjowski patrzy�, zbiera� my�li i widocznie nie rozumia�.
- Po ksi�dza - rzek� Zag�oba. - Ksi�dz Kami�ski na rano m�g�by zd��y�?
W�wczas ma�y rycerz zamkn�� oczy, odwr�ci� poblad�� jak chusta twarz
do komina i pocz�� powtarza� pr�dkim szeptem :
- O Jezu, Jezu, Jezu!
Wi�c pan Zag�oba, nie pytaj�c wi�cej, wyszed� i wyda� rozporz�dzenia.
Gdy wr�ci�, Wo�odyjowskiego nie by�o ju� w �wietlicy. Oficerowie
powiedzieli panu Zag�obie, �e chora pocz�a wo�a� m�a, nie wiadomo:
czy w gor�czce, czy przytomnie. Stary szlachcic przekona� si� niebawem
naocznie, �e by�o to w gor�czce. Policzki Basi kwit�y jasnymi
rumie�cami; pozornie wydawa�a si� zdrow�, ale oczy jej, jakkolwiek
b�yszcz�ce, by�y m�tne, jak gdyby �renice rozpu�ci�y si� w bia�ku; biedne
jej r�ce szuka�y czego� przed sob� jednostajnym ruchem na ko�drze.
Wo�odyjowski le�a� u jej n�g p�ywy. Od czasu do czasu chora
mrucza�a co� z cicha lub wymawia�a g�o�niej niekt�re wyrazy, mi�dzy
innymi za� "Chrepti�w" powtarza� si� najcz�ciej. Widocznie chwilami
zdawa�o si� jej, �e jest jeszcze w podr�y. Pana Zag�ob� szczeg�lniej
zaniepokoi� �w ruch r�k na ko�drze, bo w jego bez�wiadomej
jednostajno�ci widzia� oznak� zbli�aj�cej si� �mierci. Cz�ek by�
do�wiadczony i wielu ludzi umiera�o w jego oczach, lecz nigdy serce nie
kraja�o mu si� takim �alem, jak na widok tego kwiatka wi�dn�cego tak
wcze�nie. Wi�c zrozumiawszy, �e B�g jeden mo�e uratowa� to gasn�ce
�ycie, kl�kn�� przy �o�u i pocz�� modli� si� �arliwie.
Tymczasem oddech Basi stawa� si� coraz ci�szy, a stopniowo zmienia�
si� w rz�enie. Wo�odyjowski zerwa� si� od jej n�g. Zag�oba wsta� z
kl�czek; obaj nie rzekli do si� ani s�owa, tylko spojrzeli sobie w oczy, a w
spojrzeniu tym by�o przera�enie. Zdawa�o si� im, �e ju� kona. Ale trwa�o
to tylko chwil�. Wkr�tce oddech jej uspokoi� si� i nawet zwolnia�.
Odt�d byli ci�gle mi�dzy obaw� a nadziej�. Noc wlok�a si� leniwie.
Oficerowie nie poszli tak�e na spoczynek, ale siedzieli w �wietlicy, to
spogl�daj�c na drzwi alkierza, to szepc�c mi�dzy sob�, to drzemi�c.
Pacho� wchodzi� co pewien czas dorzuca� drzewa na komin, a za ka�dym
poruszeniem klamk� oni zrywali si� z �aw s�dz�c, �e to wchodzi
Wo�odyjowski lub Zag�oba i �e us�ysz� straszne s�owa:
-Ju� nie �yje!
Tymczasem kury pocz�y pia�, a ona tam jeszcze zmaga�a si� z gor�czk�.
Nad ranem zerwa� si� wicher okrutny z deszczem i hucza� w belkach, wy�
w dachu, chwilami chwia� p�omieniem w kominie, wyrzucaj�c na izb�
k��by dymu i skry. O pierwszym brzasku pan Motowid�o wyszed� po
cichu, bo mia� jecha� na objazd. Na koniec wsta� dzie� blady, chmurny i
o�wieci� twarze zm�czone.
Na majdanie pocz�� si� zwyk�y ruch, s�ycha� by�o w�r�d po�wist�w
wichru tupot ko�ski po stajennych dylach i ci�gnienie �urawi, i g�osy
�o�nierskie, lecz wkr�tce ozwa� si� dzwonek: przyjecha� ksi�dz Kami�ski.
Gdy wszed�, przybrany w bia�� kom��, oficerowie pokl�kali. Zda�o si�
wszystkim, �e nasta�a uroczysta chwila, po kt�rej niew�tpliwie �mier�
musi nadej��. Chora nie odzyska�a przytomno�ci, wi�c ksi�dz nie m�g�

Tematy

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.