X


Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Uważałem, że jestem im to winien, choć po okresie spędzonym w Domu Śmierci nie wiedziałem już, czy będą z tego mieli jakąś korzyść, czy też nie. Myśl o tym, że ciała ich trwać będą wieczność, stanowiła dla nich jedyną radość i nadzieję w dniach starości. Toteż chciałem spełnić tę nadzieję. Z pomocą Ramose zabalsamowałem i owinąłem ich ciała paskami płótna, zostając po to w Domu Śmierci przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy, inaczej bowiem nie zdążyłbym ukraść tyle, by zabezpieczyć ciała moich rodziców we właściwy sposób. Nie miałem jednak dla nich żadnego grobu ani choćby drewnianej skrzynki. Toteż zaszyłem ich oboje w jedną skórę wołową, aby razem mogli żyć wiecznie.
Ale kiedy byłem już gotów do opuszczenia Domu Śmierci, zacząłem się wahać i serce drżało mi w piersi. Także i Ramose, który zauważył sprawność moich palców, prosił, żebym został jako jego pomocnik. Jako taki mogłem dobrze zarabiać i dużo kraść, i przeżyć me dni w norach Domu Śmierci nie doznając owych kłopotów, zmartwień i cierpień, które przynosi zwykłe życie, a nikt z moich przyjaciół nie wiedziałby gdzie jestem. Nie zostałem jednak w Domu Śmierci, ale dlaczego tego nie zrobiłem, choć było mi tam dobrze i niczego mi nie brakowało, odkąd przywykłem do jego lochów, nie potrafię powiedzieć.
Obmyłem się i oczyściłem jak najlepiej i wyszedłem z Domu Śmierci, a obmywacze trupów żegnali mnie przekleństwami i szyderstwami. Nie mieli jednak przy tym nic złego na myśli, był to tylko ich sposób rozmawiania z sobą, innego nie znali. Pomogli mi wynieść skórę wołową, w którą zaszyłem zabalsamowane ciała rodziców. Ale choć oczyściłem się, ludzie schodzili mi z drogi, zatykali nosy i robili obraźliwe gesty, tak bardzo przesycony byłem odorem Domu Śmierci. I nikt nie chciał podjąć się przewiezienia mnie przez Rzekę. Poczekałem więc, aż zapadła noc, wtedy nie bojąc się strażników ukradłem łódkę z nadbrzeżnego sitowia i przewiozłem ciała moich rodziców przez Rzekę, do Miasta Umarłych.
 
Rozdział 5
 
Miasto Umarłych było pilnie strzeżone także nocną porą i nie znalazłem żadnego nie strzeżonego grobu, gdzie mógłbym ukryć ciała moich rodziców, żeby żyli wiecznie i korzystali z ofiar przynoszonych bogaczom i możnym. Zaniosłem więc skórę wołową na plecach w pustynię, a słońce paliło mi grzbiet i wysysało siłę z moich członków, tak że narzekałem i myślałem, że zginę. Mimo to doniosłem skórę wołową przez góry, po karkołomnych ścieżkach, z których odważyli się korzystać tylko obdzieracze trupów, do zabronionej zwykłym śmiertelnikom doliny, gdzie są pochowani faraonowie. Szakale szczekały w ciemnościach, jadowite węże pustyni syczały na mnie, a skorpiony wyłaziły na rozgrzane skalne płyty. Ja jednak nie bałem się niczego, bo serce moje zahartowane było na wszelkie niebezpieczeństwa i, choć młody, powitałbym śmierć z radością, gdyby tylko miała na mnie ochotę. Odkąd bowiem wróciłem do światła słonecznego i ludzi, czułem znowu swą hańbę, gorzką jak soda, a życie nie miało dla mnie żadnego uroku.
Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że śmierć unika człowieka, który pragnie umrzeć, sięga tylko po takiego, którego serce przywiązane jest mocno do życia. Toteż węże schodziły mi z drogi, skorpiony mnie cięły, słoneczny żar pustyni nie zdołał mnie zdławić, a strażnicy zakazanej doliny byli ślepi i głusi, nie widzieli mnie i nie słyszeli chrobotania kamieni, gdy tam zstępowałem. Gdyby bowiem mnie widzieli, byliby mnie bez zwłoki zabili i zostawili ciało moje dla szakali. Ale przyszedłem tam nocą i może strażnicy bali się doliny, której pilnowali, bo kapłani zaczarowali królewskie groby najmocniejszymi zaklęciami. Jeśli widzieli mnie w zalewającym dolinę świetle księżyca, jak niosłem na plecach wołową skórę, lub słyszeli chrobot kamieni zsuwających się po zboczu, odwracali może twarze, przykrywali głowy rąbkiem odzieży i wierzyli, że to umarli chodzą po dolinie. Nie omijałem bowiem nikogo – nawet nie mógłbym tego zrobić, ponieważ nie wiedziałem, gdzie stoją strażnicy – i wcale się nie ukrywałem. Tak więc stała przede mną otworem zakazana dolina, śmiertelnie milcząca i w całej swej pustynności, bardziej majestatyczna w moich oczach, niż byli kiedykolwiek za życia i na tronie sami faraonowie.
Przez całą noc krążyłem po dolinie, aby znaleźć zamurowany otwór grobowca wielkiego faraona, opatrzony pieczęcią przez kapłanów. Skoro bowiem raz już dostałem się aż tutaj, uważałem, że tylko najlepsze nadaje się dla moich rodziców. Chciałem też znaleźć grób faraona, który niezbyt dawno wsiadł do łodzi Amona, żeby ofiary dla niego wciąż jeszcze były świeże, a nabożeństwa w jego śmiertelnej kapliczce nad brzegiem Rzeki uroczyste, bo tylko to, co najlepsze, było dostatecznie dobre dla moich rodziców, skoro nie mogłem im dać ich własnego grobu.

Tematy

Drogi użytkowniku!

W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

 Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

 Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.