- Wasza wysokość będzie bardzo mądrym królem - stwierdził z powagą Joran.
- O ile uda mi się przebrnąć przez gafy kilku pierwszych tygodni - dodał cierpko Garion.
Później, tego samego popołudnia, zaniósł kryształowego ptaka do komnat cioci Pol.
- Co to takiego? - spytała, ujmując w dłonie zawiniątko.
- To podarunek dla ciebie od młodego szklarza, którego spotkałem w mieście - odparł Garion. - Nalegał, abym ci go dał. Nazywa się Joran. Uważaj, łatwo można to uszkodzić.
Ciocia Pol delikatnie odpakowała kryształ. Na widok wspaniałego ptaka jej oczy rozszerzyły się wolno.
- Och, Garionie - mruknęła. - To najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam.
- Joran jest naprawdę dobry - poinformował ją Garion. - Pracuje dla szklarza imieniem Torgan i Torgan twierdzi, że to geniusz. Bardzo chce cię poznać.
- A ja chcę poznać jego - westchnęła nie odrywając oczu od błyszczącej figurki. Po chwili ostrożnie postawiła ją na stole. Jej dłonie drżały, a wspaniałe oczy były pełne łez.
- Co ci jest, ciociu Pol? - spytał Garion, lekko zaniepokojony.
- Nic, Garionie - odparła. - Zupełnie nic.
- Czemu zatem płaczesz?
- Nigdy tego nie zrozumiesz, kochanie - powiedziała. Nagle zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie w serdecznym uścisku.
* * *
Koronacja miała miejsce w południe następnego dnia. Dwór Rivańskiego Króla wypełniał zbity tłum szlachty i wielmożów, w dole zaś, w mieście, dzwoniły wszystkie dzwony.
Garion nigdy nie potrafił odtworzyć w pamięci szczegółów swojej koronacji. Pamiętał, że obszyty gronostajami płaszcz był okropnie gorący, prosta złota korona, którą włożył mu na głowę diakon Rivy, ciążyła nieznośnie. Jedyną rzeczą, jaka utrwaliła się w jego wspomnieniach, był Klejnot Aldura, wypełniający całą salę jaskrawym błękitnym światłem, które jaśniało coraz bardziej, w miarę jak Garion zbliżał się do tronu. Uszy wypełniała mu radosna pieśń, rozbrzmiewająca zawsze, gdy znalazł się w pobliżu kamienia. Pieśń Klejnotu była tak głośna, że ledwie słyszał radosny okrzyk, jaki wydobył się z setek gardeł, gdy ubrany w płaszcz i koronę obrócił się, aby spojrzeć na tłum zebrany we Dworze Rivańskiego Króla.
Jednakże jedno zdanie dosłyszał bardzo wyraźnie.
- Bądź pozdrowiony, Belgarionie - powiedział cicho głos w jego umyśle.
Rozdział XIII
Król Belgarion, zdecydowanie niezadowolony, siedział na swym tronie we Dworze Rivańskiego Króla, słuchając nie kończącej się monotonnej litanii Valgona, ambasadora Tolnedry. Nie był to najłatwiejszy okres w życiu Gariona. O tak wielu rzeczach nie miał pojęcia. Na przykład absolutnie nie potrafił wydawać rozkazów; odkrył też wkrótce, że brak mu choćby chwili dla siebie i nie ma pojęcia, jak odprawić służących, którzy bezustannie krzątali się wokół niego. Nigdy nie był sam i zrezygnował już z prób przyłapania nadgorliwego strażnika, lokaja czy posłańca, który zawsze deptał mu po piętach.
Przyjaciele czuli się niezręcznie w jego obecności i uparcie nazywali go „jego wysokością”, choć wiele razy prosił, żeby tego nie robili. On sam nie odczuwał żadnej różnicy, lustro zaś mówiło mu, że jego wygląd także nie uległ zmianie, jednak wszyscy wkoło zachowywali się tak, jakby stał się kimś innym. Wyraz ulgi na twarzach, pojawiający się za każdym razem, gdy ich opuszczał, ranił Gariona, toteż młody monarcha wkrótce wycofał się, aby samodzielnie leczyć swe rany, i stworzył wokół siebie rodzaj ochronnej otoczki.
Ciocia Pol cały czas stała u jego boku, ale także i tutaj nastąpiła pewna różnica. Przedtem to ona była zawsze najważniejsza, teraz jednak jakby zamienili się rolami. Garionowi wydawało się to skrajnie nienaturalne.
- Nasza propozycja, jeśli wasza wysokość wybaczy mi te słowa, jest niezwykle korzystna - zauważył Valgon, podsumowując najnowszy traktat oferowany przez Rana Boruna. Ambasador Tolnedry był sardonicznym mężczyzną o orlim nosie i arystokratycznych manierach. Należał do rodu Honethów, założycieli Imperium, protoplastów trzech imperialnych dynastii, i żywił nieskrywaną pogardę dla wszystkich Alornów. Valgon był nieustannym cierniem w boku Gariona. Niemal codziennie imperator przysyłał propozycje nowych traktatów bądź układów handlowych. Garion szybko zorientował się, że Tolnedranie są niezwykle zdenerwowani faktem, iż nie dysponują jego podpisem na nawet najmniejszym kawałku pergaminu, toteż nie ustępowali, zakładając, że jeśli kogoś zasypywać dokumentami dostatecznie długo, wcześniej czy później ofiara podpisze cokolwiek, byle tylko zostawiono ją w spokoju.
Strategia samego Gariona była bardzo prosta - odmawiał podpisania czegokolwiek.
- To dokładnie to samo, co proponowali w zeszłym tygodniu - zauważył głos cioci Pol w ciszy jego umysłu. - Zamienili jedynie miejscami poszczególne paragrafy i zmienili kilka słów. Powiedz nie.
Garion spojrzał na pewnego siebie ambasadora z uczuciem bliskim żywej niechęci.
- Nie ma mowy - oznajmił krótko.
Valgon zaczął protestować, lecz Garion uciszył go.
- Ten traktat jest identyczny z propozycją złożoną w poprzednim tygodniu, Valgonie, i obaj dobrze o tym wiemy. Wtedy odpowiedziałem „nie” i odpowiedź ta nie uległa zmianie. Nie nadam Tolnedrze uprzywilejowanego statusu w handlu z Rivą. Nie zgodzę się na to, bym musiał prosić Rana Boruna o zgodę, zanim podpiszę układ z jakimkolwiek innym krajem i absolutnie odmawiam poczynienia jakichkolwiek modyfikacji w Traktach z Vo Mimbre. Poproś, proszę, Rana Boruna, aby dał mi spokój do czasu, aż zdecyduje się okazać nieco większy rozsądek.
- Wasza wysokość! - Valgon sprawiał wrażenie wstrząśniętego. - Nikt nie przemawia takim tonem do Imperatora Tolnedry.
- Będę mówił do niego tak, jak mi spodoba. Masz moje - nasze - pozwolenie na odejście.
- Wasza wysokość...
- Idź już, Valgonie - uciął dyskusję Garion. Ambasador wyprostował się, złożył sztywny ukłon i wymaszerował z sali.