Wszyscy są przekupieni! -W głosie Toma pobrzmiewała nutka zawodu, że jego przekupić nikt nie chciał.
- No właśnie - rzucił poirytowany chudzielec. - Po co mamy włamywać się do przyczepy, skoro i tak nikt nie interesuje się towarem?
Zapadło głuche milczenie. Harry bez przekonania kopnął w drzwi jeszcze raz. W przyczepie panowała cisza. Tom odwrócił się i już miał ruszyć w stronę bitej drogi, gdy nagle zamarł.
- Samochód! - szepnął.
Owce słyszały to już od dłuższego czasu. Drogą jechał duży samochód bez świateł. Zatrzymał
się i przestał warczeć. Mężczyźni rozpierzchli się jak stadko kurcząt. Grzesznik Harry wprawnie zrobił kilka zwodów, a chudzielec pochylił się, żeby szybciej biec. Owce były zdumione. Nie wiedziały, że ludzi można tak łatwo przestraszyć. Bo mimo obecności samochodu, one wciąż trzymały nerwy na wodzy. Mężczyźni wpadli do stodoły, minęli skonsternowane owce i po drabinie wspięli się na wyżki.
Stado wyszło na dwór i niczym rozbryzgujące się krople mleka popłynęło na spotkanie obcego, który ku nim szedł. Ale obcy nie zwrócił na nie uwagi. Nie zaskoczył go widok głośno meczących owiec, które biegały chaotycznie po łące. Spokojnym krokiem zmierzał w stronę przyczepy.
Bez ruchu stało jedynie sześć zwierząt pod dolmenem. Matylda nie uległa
wszechogarniającemu poczuciu klęski. Wciąż skupiała uwagę na czyhającym nad nimi myśliwym.
Ten zaś rozpłaszczył się na kamieniu. W żołądku gwałtownie przewracała mu się cebula. Szybko oddychał. Matylda zdała sobie sprawę, że on też się boi.
Obcy nie kopnął w drzwi. Obcy zapukał. Raz krótko, dwa razy długo i znowu krótko. Potem chwilę odczekał i zaczął majstrować przy zamku. Serce waliło myśliwemu jak serce owcy, która musi połknąć tabletkę wapnia. Mimo to ani drgnął. Nie śmiał się poruszyć. Cichy, metaliczny trzask zabrzmiał jak krzyk nocnego świerszcza. Ale drzwi nie ustąpiły. Obcy odwrócił się w końcu i ruszył ścieżką przez łąkę.
Zawarczał silnik.
A potem zapadła cisza.
7. Sir Ritchfield dziwnie się zachowuje
Tej nocy działy się również inne rzeczy, ale nie tak spektakularne jak te wokół przyczepy George'a. Czyhający na dolmenie myśliwy bezszelestnie zniknął, pozostawiając po sobie tylko słaby zapach cebuli. Chwilę później ze stodoły nieśmiało wychynęli trzej mężczyźni w maskach.
Próbując zachowywać się cicho, robili dużo hałasu. W milczeniu poszli w kierunku wioski.
Owce obserwowały to wszystko i przez jakiś czas zachowywały wzmożoną czujność.
Rozproszyły się po łące niczym stadko zdezorientowanych baranków po niebie. Otello pachniał
jak sina chmura burzowa. Łagodny wiatr powoli rozwiał wszystkie strachy, mimo to o spaniu nie było już mowy. Owce pochyliły głowy i zaczęły się paść.
Pasienie się po ciemku było zaskakująco miłe. W trawie apetycznie grały nocne owady, a
wszystko pachniało wilgotnymi ziołami. Dlaczego nigdy dotąd nie zaznały tak wspaniałych
przyjemności? Przez George'a. George zapędzał je noc w noc do tej nudnej stodoły, tymczasem za jej ścianami trwał cudownie apetyczny nocny spektakl. George nie miał zielonego pojęcia, czym jest sztuka pojadania.
Sztukę tę posiadły tylko one, owce. Naturalnie wybuchały na ten temat niezliczone sprzeczki, ale dzięki sprzeczkom było jeszcze ciekawiej. Panna Maple lubiła słodką koniczynę i kwiaty, Chmurka zaś trawę z suchymi, lecz jakże smacznymi kłosami. Matylda szalała na punkcie
mdławego ziela, które nazywały mysim. Uważała, że dobrze robi na węch. Tak naprawdę było dokładnie na odwrót, bo tylko owca obdarzona wyjątkowym poczuciem węchu mogła znaleźć
mysie ziele wśród tysięcy smacznych ziół na rozległym kobiercu zapachów. Sir Ritchfielda najbardziej kusiły rośliny z dużymi liśćmi i jeśli nawet przez pomyłkę zjadł wraz z nimi kępkę szczawiu, zupełnie mu to nie przeszkadzało. Sara szczawiu nie znosiła. Bystra uwielbiała zioła niskie i aromatyczne, jak na przykład owcze ucho czy słodki dziurawiec. Cordelia, której nie chciało się schylać, zjadała najpierw owies. Biały Wieloryb jadł wszystko bez wyjątku. Kiedy wracali na łąkę po dłuższej nieobecności, wystarczyło jedno spojrzenie na dokładnie wyjedzone ścieżki i od razu było wiadomo, kto gdzie się pasł. Nocne pojadanie przypadło Zorze do gustu.
Wprawiło ją w dobry nastrój, radosny i filozoficzny, jednocześnie refleksyjny i zachęcający do działania. Idealny nastrój na opowieści. Była jedyną owcą w stadzie, która nie tylko lubiła ich
słuchać, ale i je układała, przynajmniej od czasu do czasu. Nie były to opowieści skomplikowane, ot, dwie, trzy powiązane ze sobą myśli. Ważne w nich były nie wydarzenia, tylko to, jak się na te wydarzenia patrzyło. Opowieści te pomagały jej zrozumieć galopujący wokoło świat i to, co się na nim działo. Była przekonana, że są dobrym sposobem na pokonanie otchłani pod skałami.