- Zaplanowane było, dwie damy wraca pierwej.
- No widzicie, coście najlepszego narobiły? - powiedziałam, może trochę nietaktownie. - Przyjmujecie zaproszenia na kolację i przez to truje się niewinny facet.
- Paweł... - szepnęła Zosia pobladłymi wargami. - Wy z Pawłem... Mogliście wrócić wcześniej...
- No właśnie, nie narzekaj na drugi raz, że ja się nie śpieszę - powiedział Paweł z nie skrywaną satysfakcją.
- My byśmy nie zeżarli! - zaprotestowałam z oburzeniem. - Wyraźnie było mówione, że to dla Alicji!
Zosia straciła równowagę do reszty.
- Myśmy to kupiły! - krzyknęła rozdzierająco. Poderwała się z fotela i opadła nań z powrotem. - Myśmy to kupiły! Dla niej!...
- Uspokój się, jak kupowałyśmy, to jeszcze nie były zatrute!
- No więc kto?! Kiedy?!... To myśmy wiedziały, że to dla niej!...
- O rany boskie, opanuj się! Nie faszerowałyśmy tego przecież trucizną!
- Ale nikt inny nie wiedział...!
- Wszyscy wiedzą! Wszyscy wiedzą, że ona to rąbie jak maszyna!
- Przestańcie się kłócić - powiedziała stanowczo Alicja. - Macie rację, to było dla mnie. Zeżarłabym ten kawałek z wierzchu jak amen w pacierzu. On się mnie boi. Załatwił Edka i teraz ja mu zostałam.
Przez chwilę patrzyliśmy na nią w pełnym zgrozy milczeniu. Jako niedoszła ofiara podstępnego zamachu, którego przyczyny na razie były w najwyższym stopniu zagadkowe, nabrała nagle jakichś nowych, niezwykłych cech i przeistoczyła się wręcz w dziewicę, wleczoną przez Labirynt na pastwę Minotaura. Powinna była mieć na sobie białe giezło...
- A dlaczego? - zainteresował się znienacka pan Muldgaard.
- Nie wiem - odparła niedoszła ofiara niecierpliwie. - Możliwe, że mu się nie podobam. Możliwe, że ma zły gust.
- A możliwe, że pani wiadomości posiada. O ta osoba, morderca. Pani musi umysłowa robota wykonać, mnogo, wielkie mrowie. Zaprawdę na pamięć waszą zaległo, a musicie rozjaśnić mroki.
- Zaprawdę pamięć nasza nie powiada nam nic...
- O Jezu...! - jęknął Paweł z nabożnym zachwytem, bo brzmiało to zgoła jak biblijne proroctwa.
- Tfu! - powiedziała Alicja ze wstrętem. - Nic sobie nie przypominam i nie mam pojęcia, o co mu chodziło. Ale mogę się zastanowić...
Przyjrzała się w zadumie panu Muldgaardowi.
- Pomyślę - zapewniła go. - Jak sobie co przypomnę, to panu powiem.
Pan Muldgaard wyraził wdzięczność za obietnicę, po czym zainteresował się techniką popełnienia drugiej zbrodni. Nie twierdził wprost, że winogrona zostały zatrute przez Zosię, Pawła lub mnie, ale nie ulegało wątpliwości, że wydajemy mu się najbardziej podejrzani. Elżbietę wykluczył, bo gdyby przygotowała truciznę dla Alicji, nie pozwoliłaby jej zjeść Kaziowi. Zosia zdenerwowała się na nowo.
- Myśmy je przyniosły, umyły i położyły na talerzu. Przypomnij sobie, tak było?
Przyświadczyłam.
- I jeszcze całą drogę, a potem tu, w domu, ględziłyśmy o tym, że to dla niej, i układałyśmy tak, żeby wyglądały zachęcająco. Okna były pootwierane, mógł podsłuchać.
- Paweł był w ogrodzie. Elżbieta już wyszła. Wyszłyśmy zaraz potem. I on musiał wejść i zatruć je, jak nikogo nie było.
- Domostwo otworem stało? - spytał uprzejmie pan Muldgaard.
- Nie - odparłam. - Domostwo było zawarte... Chciałam powiedzieć zamknięte. Na klucz.
- Może jakieś okno zostało otwarte? - spytała z nadzieją Alicja.
- Wykluczone! - zaprotestowała Zosia.- Sama zamykałam. Ja jestem z Polski, w parterowym domu otwartych okien nie zostawiam. Wszystko było zamknięte!
- Azali inna osoba klucze ma w posiadaniu?
- Kto z was ma w posiadaniu klucze? Joanna ma jeden, ja drugi, Elżbieta trzeci, pani Hansen czwarty, a piąty? Było pięć kompletów. Zosiu, ty masz?
Zosia zerwała się nerwowo, zrzuciła na podłogę zapałki i papierosy, przewróciła wazonik z kwiatkami i sprawdziła w torebce, wysypując z niej wszystko na stół.
- Mam! To jest ten piąty! Ma ktoś więcej!